Strony

środa, 2 lipca 2014

M. Grossman - Dwanaście

Nieczęsto sięgam po literaturę erotyczną, a jeszcze rzadziej udaje mi się faktycznie przez coś przebrnąć. Do przeczytania "Dwanaście" skłoniły mnie pozytywne recenzje i fakt, że często wskazywano na oryginalność tego tytułu i dobry warsztat pisarza. Popchnęła mnie też zwykła ciekawość - trudno było trafić na jakiś konkret dotyczący książki i autora, tytuł wydawał się wyjątkowo niszowy, a treść owiano tajemnicą.

W cieniutkiej książeczce opisanych zostało wyrywkowo, przez pryzmat związków krótszych i dłuższych, 12 lat życia pewnego mężczyzny. Te 12 lat to mocno podkreślany okres, ale tak naprawdę w książce jest tylko kilka scen, nie można mówić o żadnej ciągłości, czy zmianach - równie dobrze wszystko może dziać się w przeciągu kilku dni, czy tygodni, nie jest powiedziane jaką część życia poznajemy, do czasu trudno też uświadomić sobie jej znaczenie. 

Bohaterem jest na pozór przeciętny mężczyzna, w średnim wieku, lubiący kobiety i zabawę, ale też szukający miłości i z każdą poznaną kobietą wiążący nadzieje. Niestety przy tym dość mało wyrazisty i aż do finału bezwolny. Z każdym rokiem mężczyzna czuje się coraz bardziej przegrany, coraz mniej w nim ciepłych uczuć, coraz mniej człowieczeństwa, a więcej szaleństwa i złości. Wszystko prowadzi do finału, a właściwie dwóch finałów - jednego dramatycznego, drugiego zaskakującego, które z założenia miało kompletnie zmienić sposób patrzenia na całość.

Starałam się opisać fabułę obiektywnie, teraz moje subiektywne odczucia. Przede wszystkim - liczyłam na coś innego, na coś więcej. Kończąc książkę miałam poczucie, że mimo wszystko chodziło w niej tylko o seks. O wulgarne, wymyślne opisy, dzięki którym potrafiłabym w tym momencie określić penisa na 100 różnych sposobów, w tym 50 groteskowych. To jak się skończyła ta historia nie miało żadnego znaczenia, jej treść się przez to nie zmieniła, a interpretować właściwie nie było czego.

Na poziomie językowym książka nie była najgorsza - poza opisami seksu, których było mnóstwo i które były raczej niezdarne, z uwagi na mnogość wymyślnych nazw męskich i żeńskich genitaliów. M.Grossman właściwie w pozostałych miejscach pisze ciekawie, ma swój styl i używa dość poetyckiego i bezpretensjonalnego języka, ale razi strona techniczna, utrudniająca odbiór. Chociażby to, że zarówno zdania wypowiadane na głos i myśli narratora i głównego bohatera są zapisywane w ten sam sposób, od myślników, jak dialogi. Zresztą tych scen bez seksu jest naprawdę niewiele, ciężko na ich podstawie wyciągać wnioski. 

Mało tego książka nie spełniła nawet funkcji sztywno przypisanej literaturze erotycznej - nie rozbudza zmysłów, ani wyobraźni. Opisy były mechaniczne i techniczne, a wszystkie sceny powtarzalne. Czułam się jakbym czytała scenariusz prostego filmu pornograficznego, a nie dobrą literaturę erotyczną, jakiej się spodziewałam. Książka nawet nie bulwersuje, nie zniesmacza - pozostałam względem niej totalnie obojętna, a to chyba najgorsza z możliwych reakcji.

Każda strona książki kuleje - mniej lub bardziej, a zakończeniu autor przypisał zbyt duże znaczenie, kilkoma stronami chciał osiągnąć coś, na co powinien pracować od pierwszej strony. Po skończeniu lektury mam wrażenie, że wszystkie te recenzje, które mnie skłoniły do sięgnięcia po książkę, czy opis z okładki są do treści po prostu nieadekwatne - zbyt górnolotne, przeintelektualizowane. Nie doszukałam się właściwie niczego, co było zapowiadane. Jak dla mnie książka po prostu średnia.

Ocena: 5-/10

Recenzja bierze udział w wyzwaniach:
Czytamy Polecane Książki (gdyby nie pozytywne recenzje na lubimyczytać.pl - nigdy bym się na książkę nie zdecydowała)
Klucznik

13 komentarzy:

  1. Na pewno nie sięgnę - bo to erotyk, bo to kiepski erotyk, w którym opisy są po prostu techniczne. Myślę, że takie książki powinny budzić potężne emocje, a nie być po prostu... poprawne? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie nie chodzi o to, że to kiepski erotyk, tylko że to miało być "coś więcej" niż erotyk. A niestety nie doszukałam się tam tych pokładów ukrytego sensu.

      Usuń
  2. O i to jest właśnie najlepszy przykład na to, by nie ufać wszystkim opiniom w sieci - niby książka taka wychwalana, a jednak beznadziejna. Swoją drogą ostatnio erotyki strasznie kuleją - to już nie to samo, co kilka lat temu, kiedy erotyk był erotykiem przez duże E. Dzisiaj te książki wychodzą chyba taśmowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy beznadziejna, do mnie nie trafiła. Nie mam ostatniego słowa :) Ja mam na swoim koncie niewiele erotyków, ale szczerze mówiąc żaden z lat ostatnich do mnie nie przemówił.

      Usuń
  3. Też rzadko sięgam po tego typu literaturę, bo nie okłamujmy się - ciężko o dobry erotyk, który by zachowywał granice smaku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Również czytałam "Dwanaście" i nie zgodzę się z Twoją recenzją Joanno. Zupełnie pominęłaś kontekst psychologiczny tej książki! To nie jest tylko erotyk. Główny bohater to tak naprawdę zagubiony mężczyzna, który we współczesnym, brutalnym świecie ociekającym seksem, szuka miłości. Takiej romantycznej, prawdziwej. Co rusz przegrywa ze swoimi zwierzęcymi instynktami, bo - przecież - jest tylko mężczyzną. Doprowadza to go wręcz do moralnego upadku, karci się za chwile słabości, kiedy potrzebuje czułego przytulenia. Zawodzi się na samym sobie, bo nigdy nie chciał traktować kobiet przedmiotowo. Dosadność języka oddaje surowość realiów, a całość pozostawia sporo wolności przemyśleniom i daje możliwość konfrontacji z nieskrępowanymi myślami autora. Jak widać - ilu czytelników, tyle opinii. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaję sobie sprawę, że to miałam tam znaleźć, ale szczerze mówiąc więcej niż rozterek było tam marionetkowych zachowań i nie wiem co do tego ma "jestem tylko mężczyzną". Nie znalazłam powodów i podstaw by w ten sposób idealizować bohatera. Wspominam o tym w recenzji, nie jest tak że w ogóle nie zauważyłam tej strony. Ale była ona niedostateczna, na pewno nie była głównym wątkiem. Dlatego zresztą taka, a nie inna ocena. Właśnie: bo ostatecznie i tak wszystko rozbijało się o seks i to jego w książce było najwięcej.

      Usuń
  5. Literatura erotyczna, fiu, fiu. Coś więcej niż literatura erotyczna, fiu, fiu, fiu. A na końcu klops. Nie tego się spodziewałam, zaczynając czytać tę recenzję ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzadko znaleźć dobry erotyk. Spośród wszystkich jakie czytałam chyba tylko "50 twarzy Grey'a" można ZBLIŻYĆ do dobrej powieści erotycznej...

    www.natalia-simply.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim wzorem i zarazem jedynym erotykiem, który w ogóle zapadł mi w pamięć są "Małe ptaszki" Anais Nin. "50 twarzy.." nie skomentuję, nie czytałam.

      Usuń
  7. jak tylko ją przeczytam to porówna nasze notatki! książka jest na mojej półce -więc;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to czekam :) Ty częściej sięgasz po lit. erotyczną, niż ja, więc jestem ciekawa Twojej oceny.

      Usuń
  8. Raczej nie dla mnie - ani tematyka nie moja, ani ocena nie powala ;)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji ;)