Strony

czwartek, 25 czerwca 2015

Dominika Słowik - Atlas: Doppelganger

Książka, w której mieszają się czasy, miejsca, postacie. Będąca jednocześnie portretem tychże i czegoś pomiędzy, ponad, między wierszami. Jest jednocześnie realistyczna i nierealna, autorka serwuje w niej mieszankę marzeń, koszmarów i rzeczywistości, które umieszcza na równi, jako że w takim samym stopniu "świadczą". Tytułowy Doppelganger, jest ciągle obecny, choćby pod postacią przeczucia, w tej książce każdy ma swoje alter ego, coś co nie do końca jest w nich i nie do końca poza, a co ciągle pcha do działania, co wskazuje stronę w którą patrzeć, co daje i zabiera, co nie podlega żadnej dyskusji. 

"Atlas: Doppleganger", to debiut Dominiki Słowik, jeśli wierzyć okładce - "mocny, hipnotyczny, na który czekaliśmy do dawna". Ja nie używałabym tak mocnych słów, ale po kolei. Zacznę od mocnych stron - autorka w ciekawy sposób wykorzystuje klisze i symbole, w których się wychowywała. Lata 90. jak dotąd pozostawały okresem traktowanym mocno po macoszemu, a paradygmat był raczej jeden - zachłyśnięcie się wolnością, można coś obśmiać, coś wytknąć itd. Dla Dominiki Słowik, to czas dzieciństwa, o którym napisała w sposób magiczny, nadając zupełnie nowe znaczenie temu co znane. To co dotąd było przedmiotem żartów zostało opisane z butą i w mocnych słowach. Można powiedzieć - świeżość spojrzenia. Solidna podstawa, która sprawia, że autorką będę się w przyszłości interesować, choć książki nie uznaję za wybitną, a jej potencjał w sporej części zmarnowany.

Druga rzecz, to szalona wyobraźnia, której Dominika Słowik nie bała się przelać na papier i nadać poważną formę. Co prawda według mnie sprowadziło się to ostatecznie do sztuki dla sztuki, zatarł się sens i zabrakło czegoś co spoiłoby tę opowieść, ale pójście własną drogą - jak najbardziej doceniam. Mam wrażenie, że ta historia została czytelnikom przedstawiona w formie niedojrzałej, z której nic się nie wyłoniło i to jest jej ogromny minus, jednak trudno nie zauważyć jak wielki opowieść miała potencjał. Właśnie z tego względu oceniam książkę dość surowo, autorka zbyt wiele obiecała i za dużo niedopilnowała. Książka dość szybko zaczyna tracić zwartą strukturę, coraz więcej wątków jest porzucanych, właściwie większość kwestii podnoszonych jest raz i z niczym nie jest linkowana - mamy tu paradę wspomnień i symboli, które jednak w pewnym momencie stają się tylko wyliczanką, tracą znaczenie. Ostatecznie autorce udaje się utrzymać tylko jeden wątek oraz zakończyć książkę jednozdaniową pointą. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że za dużo było w "Atlasie.." słów, zdań bez znaczenia, które znalazły się w niej tylko dlatego, że dobrze wyglądały jako pojedynczy akapit, natomiast ciężko uzasadnić mi samą ich obecność w książce.

Minusów niestety znalazłam zdecydowanie więcej, niż plusów. Przede wszystkim u Dominiki Słowik przewija się zbyt wiele znanych motywów, a sam styl jest mało oryginalny. Jakiś czas temu czytałam sporo polskiej literatury, musiałam zrobić sobie dłuższą przerwę, ponieważ okropnie męczyło mnie ciągłe udziwnianie, używanie wulgaryzmów tam gdzie nie trzeba, długie zdania pełne "intelektualizmów", szyk przestawny i wszystko to jakby od niechcenia i językiem potocznym. Dawno już nie trafiłam na taką książkę, a tu znowu. Może nie w takim natężeniu i w nieco barwniejszym wydaniu, ale jednak. Zabrakło mi w tym szczerości i wyrazu, jakby braki w sensie i znaczeniu miały maskować sprytnie konstruowane zdania, to wszystko niestety już było, a na mnie nie robi żadnego wrażenia (a już na pewno nie pozytywnego). 

Całość wypad ledwie średnio. Książka początkowo jawi się jako niebywale chaotyczna, w połowie autorka jednak ucina większość wątków, porzucając to co było wcześniej i zaczyna snuć zupełnie inną historię. Można bawić się tu w tworzenie różnych interpretacji, próbować nakładać na siebie te opowieści - jedną tak mocno zakotwiczoną w rzeczywistości, że każda okazja do jej przełamania jawi się jako zbawienna, druga tak fantastycznie-niebezpieczna, że jej bohaterowie chwytają się każdego okruchu normalności. Niestety autorka po pierwsze nie daje kluczy, po drugie odniosłam wrażenie, w ogóle nie selekcjonuje treści. Jest tu o wszystkim i o niczym, powierzchownie i zbyt dużo. Czytelnik zostaje wrzucony w gąszcz słów, które być może dla autorki są ważne, czy symboliczne, ale które w takiej formie są zupełnie nieczytelne i pozbawione wyrazu. 

Ocena: 5+/10

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi III

3 komentarze:

  1. Miałam co do tej książki podobne odczucia jak Ty, a jednak nie byłam aż tak surowa... w sumie z perspektywy czasu ta książka podoba mi się coraz bardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No. Nareszcie jakaś odświeżająca recenzja. Już się tylu "achów" naczytałam, że też powątpiewam w cudowność tej książki. Nie lubię tych współczesnych przekombinowań słownych...
    Sprawdzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. uuu zmartwiłaś mnie, książka zeskakuje na niższy stopień czytelniczej kolejki ;/

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji ;)