Strony

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Sabina Jakubowska - Dom na Wschodniej

W tym miesiącu zrecenzuję kilka książek dla młodzieży, cykl ten rozpoczynam "Domem na Wschodniej" - debiutancką powieść Sabiny Jakubowskiej. Książka ta otrzymała przedpremierowo nagrodę główną w konkursie Promotorzy Debiutów Instytutu Książki i Fundacji Tygodnika Powszechnego, nie mogłam się nie skusić - za literaturą młodzieżową jako taką nie przepadam, ale czasami można trafić na tak cudowne perełki, że warto ryzykować i czasem się przemęczyć. "Dom na Wschodniej" zapowiadał się doskonale.

Nastoletni Doro, 5-letnia Róża i ich mama Florentyna przeprowadzają się do Jadowników z Krakowa. Uciekają przed przeszłością, przemocą i strachem, nie ukrywają się, po prostu chcą zacząć żyć, cieszyć się, zaznać nieco normalności. Dość szybko Doro z domu przy ulicy Środkowej, trafia na Wschodnią. Poznaje towarzystwo krótko mówiąc nie pasujące ani do czasu, ani do miejsca. Jaśnie Pani Emma i jej służba, a do tego powiększające się w szybkim tempie stadko dzieciaków. Pogotowie rodzinne. Szybko cała trójka ze Środkowej przenosi się na Wschodnia i zasila barwne towarzystwo. Kiedy dużo się dzieje – wsparcia nigdy za wiele.

"Jesteśmy tu nowi i jesteśmy dziwni dla innych. Nikt nie oczekiwał, że będzie inaczej. Tylko dlaczego, zamiast wmieszać się w tłum, zaprzyjaźniamy się z jeszcze dziwniejszymi?”

Tematyka książki bardzo fajna i ważna, oswaja z odmiennością, pokazuje, że nie warto się bać, nie warto oceniać i mierzyć wszystkich jedną miarką, ale... nie tak. Wszystko pobieżne i w różowym płaszczyku, uładzone i rozwiązujące się samo. Za dużo wątków i postaci, właściwie miejsca starcza tylko na wyliczenia; zbyt dużo zwrotów akcji, ciągle coś się dzieje, a nie ma miejsca na przemyślenie, rozmowę, odrobinę spokoju. Przestrzeni by popracować nad jakimś tematem, a nie tylko o nim wspomnieć.

Nie potrzebnie autorka wrzuciła tu wszystko: miłość, tematy społeczne, elementy przygodówki. Zapanował przez to straszliwy chaos, na niczym nie mogłam skupić uwagi, autorka skacze po wątkach, o niektórych w efekcie całkowicie zapominając. Jednocześnie nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Jakubowska milczy o tym co najważniejsze, o codzienności. Pojawił się w związku z tym kolejny problem – mnóstwo luk. Nie potrafię niczego umiejscowić w czasie, akcja toczy się od wydarzenia do wydarzenia, a pomiędzy wielkie nic.

Sucha relacja. Styl właściwie szkolny, wydarzenia tendencyjne. Autorka próbuje pisać o rzeczach ważnych, ale udaje jej się tylko coś nadmienić mimochodem, młody czytelnik może nawet nie zauważyć tego, co miało być sednem. Całość irytująco prosta, tendencyjna i podręcznikowa. Zabrakło odcieni. I na koniec – zabrakło po prostu czegoś, co by zainteresowało. Gdyby książka była wciągająca, a kolejne wydarzenia łączyły się ze sobą - styl i sposób prowadzenia narracji wybrany przez Jakubowską miałby rację bytu. Ale w tej formie – kompletnie niestrawne.

Ocena: 3/10

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Polacy nie Gęsi III, Klucznik i Grunt to okładka

8 komentarzy:

  1. Do tej pory natknęłam się na sporo recenzji tej książki i większość była zdecydowanie pozytywna. Może kiedyś nadarzy mi się okazja do poznania tej historii, aby przekonać się, jakie wrażenie wywrze na mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany, spodobała mi się okładka, tytuł też wydawał się obiecujący, całość zapowiadała się obiecująco, a tu taki klops. Szkoda, tym bardziej, że jest to książka dla młodzieży - o młodego czytelnika należy dbać, a serwowanie mu flaków z olejem może go tylko skutecznie zniechęcić do dalszej przygody z książką.

    OdpowiedzUsuń
  3. Być może w wolnej chwili sprawdzę na 'własnej skórze' ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Okładka mocno mnie do siebie przyciągała, opis też. Widzę, że jednak nie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Łoo jejku, szkoda czasu na takie "książki" :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że autorka nie wykorzystała potencjału książki :(

    Zapraszam na nową recenzję : ksiazkowy-termit.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdecydowanie najbardziej krytyczna ze wszystkich znanych mi dotąd recenzji tej książki, wśród których nie brakuje przecież i marketingowych "laurek" dla autorki "Domu na Wschodniej" ;) Może to tak dla... równowagi we Wszechświecie..? ;) Co prawda, wielu padającym w recenzji zarzutom trudno odmówić słuszności, tym niemniej uważam niniejszą ocenę - mimo wszystko - za zbyt surową i niestety jednostronną. Jako dotychczasowy "główny krytyk" tego dzieła, sam nie wierzę, że to piszę. ;) Obawiam się jednak, że recenzentka skupiając się na niewątpliwych mankamentach powieści, nie dostrzega większości jej walorów (poza aspektem pedagogicznym), które książka również posiada. Co więcej, niektóre z nich, by wymienić wielość wątków czy barwnych postaci, przybierającą na sile wartkość akcji, uznaje - moim zdaniem niesłusznie - za wadę. Owszem, książka jest napisana nierównym językiem - posiada lepsze i zdecydowanie gorsze (stylistycznie i koncepcyjnie) fragmenty, ale nie można powiedzieć, że jej akcja nie wciąga, a wydarzenia nie łączą się ze sobą. Z drugiej strony, rzeczywiście pojawiają się tam pewne niekonsekwencje oraz prawdą jest, że niektóre wątki rwą się, gubią czy ześlizgują, a język staje się miejscami zbyt prosty czy naiwny, nawet jak na debiut. Wyczuwalny jest też pewien... milczący, tendencyjny przekaz... ;) Brakuje natomiast wyraźnego (proszącego się aż) spuentowania powieści, które przy pomocy - nomen omen - kluczowych rekwizytów, spięłoby wątki przygodowe z pedagogicznymi w jedną całość. Wszystko to czyni ją dosyć specyficzną, ale nie niestrawną pozycją wydawniczą.
    Dlaczego bohaterowie "Domu na Wschodniej" są właśnie tacy, a nie inni? Dlaczego miejscami "czas wymyka się", mimo dosyć zwartej, rocznej klamry narracji? Dlaczego cała powieść stanowi osobliwy, idealistyczny chaos? Odpowiedzi na te i inne pytania trzeba szukać w osobie autorki i jej biografii... ;)

    https://www.facebook.com/pages/Dil-Banshee/311469045537652

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji ;)