Strony

wtorek, 4 października 2016

Tom Hillenbrand - Diabelski owoc

Zaintrygowało mnie określenie „kryminał kulinarny”. Zawsze to coś nowego, zabrzmiało smacznie, jeść lubię – wciągnęło mnie tego typu proste rozumowanie. Jako kolejna pojawiła się obawa. Że cała intryga opierać się będzie na próbach odnalezienia złodzieja jakiegoś ściśle strzeżonego przepisu na sos, że będzie stereotypowo i... niezbyt mądrze. Cieszę się, że zwyciężyła ciekawość! O pustej rozrywce nie było mowy. I to nie tylko dlatego, że nie obeszło się bez trupów, a przede wszystkim dlatego, że Hillenbrand pisze o „wielkim biznesie”, przemyśle, który wpływa na życie wszystkich ludzi, czy sami tego chcą, czy nie i czy o tym wiedza, czy nie. W swojej książce zawarł sporo ciekawostek naukowych, medycznych, marketingowych. Ukazał upiorną stronę przemysłu spożywczego i to nie tą, w której mowa o wyzysku, nierównościach, czy ekologii. Zapewniam was, że słowa „sama chemia” nabiorą po lekturze całkiem nowego znaczenia.


Zaczyna się klasycznie – pojawia się trup. W niewielkiej luksemburskiej restauracji w trakcie spożywania posiłku ginie, prawdopodobnie otruty, znany francuski krytyk kulinarny. Sprawa nie daje spokoju właścicielowi lokalu, który uruchamiając sieć dawnych kontaktów próbuje dojść przynajmniej tego, skąd ów mężczyzna w ogóle zjawił się u niego. Kucharza, który z całą świadomością wypisał się ze świata wielkiej kuchni i od lat gotował lokalne specjały nie ściągając na siebie niczyjej uwagi. Pragnienie zaspokojenia ciekawości szybko przeradza się w regularne śledztwo. Intryga złożona z wielu wątków interesuje i wciąga, diabelski owoc fascynuje i pobudza wyobraźnię, ale największym atutem jest wspomniana na wstępie strona naukowa książki. Nie spodziewałam się podejścia do tematu właśnie od tej strony.

Książkę przeczytałam w jeden dzień. Dawno nie zdarzyło mi się wciągnąć w kryminał aż do tego stopnia. Sprzyjały mi co prawda wakacyjne okoliczności, mogłam na cały dzień pogrążyć się w lekturze, ale mówiąc szczerze – nie spodziewałam się, że będę miała na to ochotę. Żywy język, plastyczne opisy, interesujące postaci, dobrze zbudowane napięcie i idealne tempo akcji mocno utrudniały robienie przerw. Rozrywka na naprawdę przyzwoitym poziomie. Fakt - książka wakacyjna, daleko jej do najlepszych, ale rzetelna i dobrze napisana. Ostatecznie dość prosta i możliwa do przejrzenia, ale jednocześnie na tyle interesuje tym wszystkim co wokół, że nawet nie postrzegam tego w kategorii minusa. Po prostu od połowy kryminalnej następuje szybkie przejście do połowy sensacyjnej, bez ślepych tropów i pomyłek, oczywiście z pełnym wyjaśnieniem motywów dopiero na koniec.

Ach, no i jest smacznie, ślinka cieknie itd. Także jeśli chodzi o mniej oczywisty target target: smakosze, świadomi konsumenci i miłośnicy teorii spiskowych. ;)


Ocena 7/10

Recenzja bierze udział w Wyzwaniu Kryminalnym

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do dyskusji ;)