Małych
ludzi chcemy chronić przed wszystkim co złe – chorobami, złymi emocjami – i
wszystkim co dorosłe. W najprostszy sposób, czyli izolując, a przecież to co
złe należy oswajać, uczyć jak sobie z tym radzić, może nawet przekuć w coś
dobrego, a to co dorosłe i niezrozumiałe – wyjaśniać. Chciałoby się powiedzieć
obowiązkowo, w ramach wychowania. To byłaby najlepsza ochrona. Jednak obserwuję
ten świat od pewnego już czasu i niestety musiałam dojść do smutnego wniosku,
że tak nie jest i nie będzie w najbliższym czasie. Rodzice często nie potrafią
rozmawiać na trudne tematy nawet z innymi dorosłymi, a dzieci żyją pod coraz
grubszymi i mniej transparentnymi kloszami.
Idealistycznie
można mieć nadzieję, że edukacja spełnia tutaj swoją rolę, ale cóż – właśnie
tylko idealistycznie. Pozostają więc materiały do których dzieci mogą sięgnąć
same lub z rodzicem, które zawalczą ze strachem przed zadawaniem pytań i
nadadzą kształt nieznanemu. Tego typu książki – dostępne w bibliotekach,
szkołach, szpitalach – są moim zdaniem na wagę złota. Chociaż powinny być tylko
pewnym uzupełnieniem, rzeczywistość jest inna i na pewno są dzieci, z którymi
nikt nie rozmawia o „problemach dorosłych”, mimo że są to problemu dotykające
również je.