Spacerowanie, chodzenie, wędrowanie – w swojej niewinnej i
fizycznej formie jest w naszej kulturze czymś tak głęboko zakorzenionym, że
praktykowanym niemalże bezrefleksyjnie. Rozpatrywanym – jeśli w ogóle – w kategoriach
przyjemności lub zdrowia, ewentualnie przymusu. Nie wymaga podjęcia decyzji,
przełamania schematu – chyba, że mowa o jakieś ekstremalnej lub metafizycznej
tej czynności formie. A jednocześnie jest czymś, co pojawiło się stosunkowo
niedawno. I stosunkowo niedawno stało się czymś tak wieloznacznym i frywolnym,
czymś czemu każdy z nas może nadać własne znaczenie.
Rebecca Solnit w swojej książce, której nie można łatwo
przypisać gatunku, rozpatruje chodzenie od różnych stron i w różnych ujęciach.
Opisuje aspekty zarówno historyczne, polityczne, filozoficzne, biologiczne,
religijne i antropologiczne krótkich spacerów i wielodniowych wypraw,
pielgrzymek i wycieczek. Pisze o doświadczeniach swoich, swoich bliskich, o
teoriach badaczy i o romantycznych wizjach. Cały czas jest też obecna w książce jako
postać, która coraz więcej wie i rozumie i która przekazuje nam swoją wiedzę
oraz refleksje na jej temat - snuje własną opowieść o chodzeniu. Przy okazji ukazując coś znacznie szerszego, niż
to jak ewoluowało nasze chodzenie – bo
to jak chodzimy wynika z tego jak
żyjemy, jak myślimy, w co wierzymy, gdzie żyjemy, kim jesteśmy i kim chcemy być.