Spacerowanie, chodzenie, wędrowanie – w swojej niewinnej i
fizycznej formie jest w naszej kulturze czymś tak głęboko zakorzenionym, że
praktykowanym niemalże bezrefleksyjnie. Rozpatrywanym – jeśli w ogóle – w kategoriach
przyjemności lub zdrowia, ewentualnie przymusu. Nie wymaga podjęcia decyzji,
przełamania schematu – chyba, że mowa o jakieś ekstremalnej lub metafizycznej
tej czynności formie. A jednocześnie jest czymś, co pojawiło się stosunkowo
niedawno. I stosunkowo niedawno stało się czymś tak wieloznacznym i frywolnym,
czymś czemu każdy z nas może nadać własne znaczenie.
Rebecca Solnit w swojej książce, której nie można łatwo
przypisać gatunku, rozpatruje chodzenie od różnych stron i w różnych ujęciach.
Opisuje aspekty zarówno historyczne, polityczne, filozoficzne, biologiczne,
religijne i antropologiczne krótkich spacerów i wielodniowych wypraw,
pielgrzymek i wycieczek. Pisze o doświadczeniach swoich, swoich bliskich, o
teoriach badaczy i o romantycznych wizjach. Cały czas jest też obecna w książce jako
postać, która coraz więcej wie i rozumie i która przekazuje nam swoją wiedzę
oraz refleksje na jej temat - snuje własną opowieść o chodzeniu. Przy okazji ukazując coś znacznie szerszego, niż
to jak ewoluowało nasze chodzenie – bo
to jak chodzimy wynika z tego jak
żyjemy, jak myślimy, w co wierzymy, gdzie żyjemy, kim jesteśmy i kim chcemy być.
„Zew włóczęgi” proponuję czytać długo i powoli, bo Solnit z całą pewnością potrafi zasiać ziarenko, z którego po czasie (być może przy okazji uważniejszego chodzenia) wyrasta myśl. A ta – kontynuując roślinną metaforę – rozplenia się i rozrasta, krzyżuje i mutuje. Oczywiście działa z większą mocą, gdy pada na podatny grunt, czyli gdy czytelnikiem jest zadeklarowany promener. W każdym razie lektura działa lepiej, jeśli przeplata się ją spacerami, najlepiej długimi i nie zawsze przyjemnymi.
Zwyczajnie nie jest to też książka, którą chce się i można
pochłonąć na raz, czy dwa. Jest za gęsta, za dużo w niej myśli i faktów, jeśli
ma być wartościowa, trzeba dać jej czas. Nie jest to Solnit, którą być może
niektórzy z Was znają z „Mężczyźni objaśniają mi świat”. Tym razem nie chodzi o
celne zdania, trafiające w sedno, ale o zdania otwarte, będące przyczynkiem do
własnego spojrzenia. „Zew włóczęgi” jest w tym sensie na wskroś humanistyczny. Znajdziecie
w nim mnóstwo historii (historii różnych dziedzin), ale nie jest to historia
oderwana od rzeczywistości, a jej z nią związek nie jest tylko
przyczynowo-skutkowy.
Na pewno nie jest to książka dla każdego, wyobrażam sobie,
że dla wielu może okazać się potwornie nudna i przesadzona, zbyt długa,
rozwlekła i za mało konkretna, ale za to samo można ją pokochać. A spacer już
nigdy nie będzie tak niewinny i nieznaczący, jak przed lekturą.
Książka do recenzji została dostarczona przez serwis Jakkupowac.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do dyskusji ;)