Okres wakacyjny minął pod znakiem kryminałów i jemu
pochodnych. Muszę przyznać, że jak dotąd jedyne kryminały, które miałam w ręku
to Agathy Christie. Ale lektura na wakacje nie musi być psychicznie
wyczerpująca, ani wielce rozwijająca. W końcu wakacje to czas rozrywki i
odpoczynku. Dodatkowo ostatnimi czasy oglądałam dość namiętnie kryminały,
postanowiłam więc dać szansę współczesnym autorom. I nie zawiodłam się.
Przynajmniej w większości przypadków.
Dzisiaj John Case i „Artysta Zbrodni”. John Case to tak
naprawdę para amerykańskich dziennikarzy, która napisała książkę wspólnie.
Dziennikarska przeszłość wyraźnie wpłynęła na treść, klimat, styl. Po pierwsze
– główny bohater jest dziennikarzem i prowadzi własne śledztwo w sprawie
zaginięcia swoich dzieci. A więc bezpieczne wyjście – historia opowiedziana z
perspektywy dziennikarza. Być może i jest to jakiś wentyl bezpieczeństwa, ale
też sprytny zabieg. Książka wiele zyskuje dzięki takiej perspektywie – dużo w
niej ciekawostek, śledztwo to powolna dłubanina w na pozór nic nie znaczących
informacjach, które ostatecznie okazują się kluczowe. Ciężko byłoby wytłumaczyć
zachowanie głównego bohatera, bez odwołania się do jego zawodu. Nikt kto się na
tym nie zna nie byłby tak cierpliwy w obliczu porwania i być może śmierci
własnych dzieci.