Trochę mi czasu zajęło przebrnięcie przez ten tom ogromny, 3 tygodnie niemal chłonęłam książkę. I cieszę się. Nie że w końcu udało mi się skończyć, ale że dałam sobie trochę czasu na tę lekturę. Nie jest to książka, którą czyta się w dwa dni - myślę, że wtedy nie da się odczuć specyficznego klimatu, nie da się w pełni wczuć w losy bohaterów. Książka jest napisana bardzo barwnie, żywo, mnóstwo w niej wydarzeń, splatających się i rozplatających wątków. Na to trzeba czasu, po to by się z tym wszystkim oswoić i by należycie docenić.
Po autorze szczerze mówiąc nie spodziewałam się czegoś takiego. Dla mnie Lehane, to głównie autor kryminałów i sensacji, ale po lekturze "Miasta Niepokoju" nie mam wątpliwości co do talentu i wszechstronności tego pana. Bardzo się zaskoczyłam i to pozytywnie. Dawno nie czytałam książki z tak doskonale zbudowanym klimatem, książki, która naprawdę porywa i przywołuje tak realne obrazy. Świetni bohaterowie, niesamowicie ciekawe tło historyczne i niezwykły obraz epoki i samego miasta. A przy tym po prostu książka ciekawa i wciągająca.
Piszę to z perspektywy osoby, która już oczywiście przebrnęła przez tę lekturę i mogę się teraz już tylko i wyłącznie zachwycać, bo jest czym, ale może kilka słów o tym co przeszkadzało. Książka opowiadana jest z perspektywy różnych bohaterów, na nudę generalnie narzekać nie można, wszystko tworzy całość i świetnie się uzupełnia. Ale. Właściwie nie rozumiem po co akurat ten wątek, praktycznie oderwany reszty w książce się pojawił. Chodzi mi o wątek Bebe Rutha, czyli baseballisty. Dla mnie było to po prostu nudne, szczególnie opisy samej gry. Książka rozpoczęła się od 50 stron opisujących mecz, szczerze mówiąc prawie odłożyłam książkę. Narodowy sport Amerykanów chyba dla wielu Polaków jest po prostu niezrozumiały, myślę więc że może to zniechęcać i odpychać. Tym bardziej, że jak już wspomniałam Bebe Ruth nie ma nic wspólnego z pozostałymi postaciami, czy zdarzeniami.
Poza tym książka prezentuje się wspaniale. Reszta jest bardzo spójna, wielowątkowość nie przeszkadza, a jest moim zdaniem dużą zaletą książki. Co do historyczności i autentyczności - nie mam pojęcia czy opisywane wydarzenia są prawdziwe, czy nie, ja książkę czytałam jako powieść, fikcję literacką, także nie zastanawiałam się nad tym. I nie ma to dla mnie znaczenia, nie o to chodziło w tej książce. "Miasto Niepokoju" nie jest książką historyczną, zdecydowanie przynależy do literatury rozrywkowej i jako taka może zachwycić.
Miasto niepokoju, niespokojne czasu, momentami kompletna zgroza, ale świetna literatura, rozrywka z najwyższej półki. Już zaczynam się rozglądać za kontynuacją, która lada dzień ma pojawić się w księgarniach. Polecam nawet tym, którym kryminały Lehane'a nie przypadły do gustu, według mnie "Miasto Niepokoju" to książka o klasę od nich lepsza, a przy tym jakby napisana przez kogoś zupełnie innego. Inny gatunek, inny styl, inny sposób prowadzenia narracji, dużo bardziej złożona i klimatyczna. Polecam!
Ocena: 8/10
Ciekawe są książki, którym trzeba dać trochę czasu a przy okazji samemu przemyśleć niektóre sprawy z nią związane ;) Chyba podczas którejś z kolejnych wizyt w bibliotece sięgnę po coś Lehane'a :)
OdpowiedzUsuńmam już za sobą kilka pozycji tego autora i niewątpliwie zalicza się on do jednego z moich ulubionych autorów. bardzo przyjemnie czyta mi się jego historie :) po tę książkę na pewno też kiedyś sięgnę :)
OdpowiedzUsuńJa również po tę książkę sięgnę wcześniej czy później.
OdpowiedzUsuńFaktycznie książka gruba i na pierwszy rzut oka przerażająca, ale jak już się człowiek wciągnie, to trudno się oderwać. Lehane potrafi pisać w sposób, który zaciekawia czytelnika. Świetna rzecz.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem wplatając postać Rutha autor ukazał, że nawet zarabiając grube tysiąc dolarów w tamtych czasach i będąc bożyszczem fanów był tylko zwykłym robolem i marionetką w rękach właścicieli klubów. Można było go w każdej chwili sprzedać jak przedmiot. Od zwykłych robotników różnił się tylko tym, że miał pieniądze. Tak to wynika z rozmowy Rutha z Dannym. A co do Baseballu to rzeczywiści narodowy sport amerykanów, więc nie ma się co dziwić. Nie zmienia to faktu, że książka ukazuję geniusz pisarski Lehane.
OdpowiedzUsuńP.S. U nas też właśnie ukazała się recenzja Miasta Niepokoju.
Pozdrawiam.
Tak, też tak właśnie odebrałam ten wątek, ale i tak według mnie trochę naciągany był - jednak to były dwa światy i trochę nieporównywalne. Może gdyby ten pierwszy fragment tak mnie nie zniechęcił podeszłabym do tego inaczej.
UsuńMimo wszystko, nie bardzo wiem o czym jest ta powieść...brakuje mi jakiegoś opisu;)
OdpowiedzUsuńStaram się unikać opisów, nie chcę tutaj streszczać książki - na stronie każdej księgarni można znaleźć opis tak naprawdę. Zresztą w przypadku tej pozycji miałabym nawet problem ze stworzeniem takowego. Jak już pisałam powieść jest wielowątkowa i rozbudowana, jest raczej opisem pewnego czasu i ludzi, mentalności Amerykanów z początku XX wieku. Wszystko to na tle tzw. wszelkiego rodzaju niepokojów społecznych, buntów robotników, popularności komunizmu, a do tego w przededniu wprowadzenia prohibicji - opis tego jak napięcie rośnie, punktu kulminacyjnego i rozprężenia. Ale czy to jest dobry opis? Niepełny, to na pewno. Mam nadzieję, że jednak zachęciłam bardziej niż zniechęciłam recenzją. ;)
UsuńDziękuję za wyjaśnienie;) Nie zniechęciłaś, raczej zaintrygowałaś. A to bardzo dobrze;)
UsuńJednym z powodów, dzięki którym nie sięgnę po tę pozycję jest jej obszerność. Już miałem do czynienia z książką, którą czytałem 3 tygodnie ("To" Kinga) i nie wyszło to na dobre. Po prostu powoli zaczynała mi się nudzić :D. Tak więc dziękuję, ale nie skorzystam :).
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru!
Melon :)
Ja przeczytałam "To" chyba w trzy dni, w każdym razie bardzo szybko:)
UsuńZ Kingiem bym raczej nie zaryzykowała, za często natrafiałam na książki, które mnie zniechęciły (do dziś ze zgrozą wspominam "Desperację"). Jeśli chodzi o obszerność - lubię raz na jakiś czas właśnie w coś takiego się wciągnąć, przeczytać coś naprawdę z rozmachem. Ale raczej zawsze sięgam po pisarzy, których cenię i poznałam przez lekturę czegoś cieńszego ;)
UsuńEj, ale "Desperacja" była świetna :D.
UsuńJak dla mnie to mocno, mocno przesadzona, porządnie się wynudziłam zanim udało mi się dotrzeć do końca. I mimo, że wcześnie czytałam kilka jego książek, które mi się podobały, to do autora już po "Desperacji" nie wróciłam. Póki co. :)
UsuńAle skoro Tobie się nie podobało "To", a podobała "Desperacja", to może ze mną będzie odwrotnie i "To" jest książką dla mnie :)
Tzn. nie, że mi się nie podobało, ale po prostu lekko znudziło swą obszernością :D. Jak coś co wyszło spod pióra Króla mogłoby mi się nie podobać, broń Boże :P.
UsuńKolejna pozytywna recenzja, Lehane wchodzi mi już na głowę i natrętnie się dobija:)
OdpowiedzUsuńEhh, znów ten Lehane :) Mam ochotę przeczytać coś od tego pana, ale chyba wolałbym zacząć od czegoś krótszego :)
OdpowiedzUsuńNiezmiernie miło jest mi orzec, iż serdecznie zapraszam Cię do zabawy blogowej o intrygującym tytule "55", w którą niedawno miałem szansę się bawić.
OdpowiedzUsuńWięcej informacji po tym linkiem...
http://mejus250.blogspot.com/2013/04/55.html
Pozdrawiam!
Melon :)
Uwielbiam wielowątkowe powieści. Oczywiście jeśli są napisane z sensem, a ta na taką wygląda. :)
OdpowiedzUsuńMiałam takie uczucia, gdy przeczytałam "Malowany dom" Grishama. To tak, jakby napisał ktoś zupełnie inny i książka powstała najlepsza. Zapisuję tytuł:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń