Lubię takie opowieści - kameralne i skromne miejskie legendy. Historie ludzi, którzy nie istnieją dla świata, wydarzenia, które nic nie zmieniają i jednocześnie tworzą klimat, bez których każde miasto byłoby takie samo. Lehane, który przez długi czas raczył czytelników historiami dużo bardziej widowiskowymi, tym razem rezygnuje z całego blihtru, z superbohaterów i prostych rozwiązań. Tworzy historię rodzinną, portret miasta, smutne love story. Sporo w nim porachunków, gangsterskich przepychanek, śmierci, ale całości bliżej do dramatu, niż kryminału.
Kuzyni Bob i Marv prowadzą w Nowym Jorku niewielki, obskurny bar, zarabiają głównie na praniu brudnych pieniędzy, prowadzą jednak rodzinny biznes, jest w tym coś więcej, iskierka normalności. Wpisani są w krajobraz, w miejsce i życie, które prowadzą tak mocno, że właściwie nie zdają sobie sprawy z istnienia innej perspektywy. Bob, główny bohater jawi nam się jako człowiek o gołębim sercu, rozpaczliwie szukający odrobiny ciepła i bezpieczeństwa i który jednocześnie nie ma najmniejszego pojęcia o tym, co będzie dla niego dobre, czego chce. Przez całą książkę Bob rozpaczlwie walczy, nie tylko, ale przede wszystkim sam ze sobą. O wolność, niezależność działania, myślenia. Stara wypisać się z roli, a jest na etapie definiowania jej składników. Nie jesteśmy pewni, czy obserwujemy upadek, czy odrodzenie. Bob, Marv, inni bohaterowie tak naprawdę reprezentują pewne stereotypy, jednak mimo to fascynują. Podobnie sama historia. Nie jest to ksiażka, w której chodzi o powiew świeżości, w takich historiach szuka się znanych motywów, w nowych odsłonach. Wszystko opiera się na powtarzalności historii, losów. I mimo wszystko niedostrzegania tego w odniesieniu do siebie.
Gdybym miała powiedzieć o czym jest ta krótka książka - na pewno nie wskazywałabym na starsze i nowsze historie pełne krwii i ponurych zakończeń. Faktycznie - takie było tło, to co można zobaczyć gołym okiem, zwykłe sprawozdanie. Lehane pozwala nam wejść głębiej, oderwać się od tego i dostrzec ludzi, relacje. Książka jest o samotności, miłości, winie, słabościach - współczesna przypowieść, która może nie zrobi na was piorunującego wrażenia, ale gdzieś tam się zagnieździ, będzie rosnąć i nie da o sobie zapomnieć. Może będzie to jeden obraz, jakaś emocja, ale zaręczam, że coś wam po lekturze zostanie.
Fanom Lenahe'a może w ksiażce czegoś brakować. Kwestia nastawienia - "Brudny szmal" jest inny niż pozostałe pozycje autora, ale jeśli zrezygnujecie z wyśrubowanych ( i jasno określonych) oczekiwań - na pewno się nie zawiedziecie. Ja również miałam z początku pewien kłopot, chciałam wcisnąć książkę w jakieś ramy, a ona kompletnie nie chciała się w nich zmieścić.To moja wina, absolutnie nie autora. Zachęcam do lektury, również osoby, które z Lahanem miały do czynienia tylko za pośrednictwem filmu, czy nie miały go kompletnie. W pokręcony sposób, ale jest tu esencja, to co sprawia, że przyciąga.
Bardzo cenię tego autora, po tej książce być może jeszcze bardziej. Uwielbiam język, senny klimat, alegoryczność i niezmiennie niedzisiejszych bohaterów jego powieści. Dla mnie to czysta rozrywka, nawet jeśli przypominam sobie słabsze powieści Lehane'a - i tak dobrze je wspominam. Po prostu do mnie trafia, porusza wrażliwe struny, angażuje. Polecam.
Ocena: 7+/10
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:
Lubię Lehane'a i staram się czytać wszystkie jego książki. Po tą też na pewno sięgnę:)
OdpowiedzUsuńLehane jest o tyle ciekawy, że raczej trudno znaleźć jakąś charakterystyczną dla niego kliszę. Chyba między innymi za to go uwielbiam. O jakich słabszych powieściach myślałaś, bo na dotychczasowo przeczytanych jeszcze nie zdarzyło mi się zwieść?
OdpowiedzUsuńKońcówka serii Kenzie/Gennaro była moim zdaniem troszkę słabsza, niż wcześniejsze tomy. Również ta pozycja może wydać się blada w zestawieniu z całą twórczością, ale ma w sobie coś, czego nie zapomnę.
UsuńDopiero będę zaczynać znajomość z książkami Lehane'a, więc jeszcze nie wiem, czego oczekiwać i czego się spodziewać. Nie wiem też czy zacznę od "Brudnego szmalu", ale dobrze wiedzieć, że akurat ta powieść jest trochę inna od reszty.
OdpowiedzUsuńLehane to dla mnie jakby dwóch autorów. Jeden - piszący książki kompletne, które wciągają mnie jak bagno ("Rzeka tajemnic", "Wyspa skazańców"), z pełnokrwistymi bohaterami, doskonałą narracją i obowiązkowym elementem zaskoczenia na końcu. I drugi - ten od kryminałów z Kenzie-Gennaro, które są jak kronika patologii, a wszyscy zamiast prowadzić śledztwo zastanawiają się nad nieszczęściami swoimi i świata (wyjątek to nieśmiertelny Bubba, którego kule się nie imają ani trochę). Wyjątek to "Gdzie jesteś, Amando", pierwsza książka z serii którą czytałam i przy której maniera Lehane'a jeszcze mi nie przeszkadzała. Opisywana przez Ciebie ksiażka zdaje się należeć do tej pierwszej grupy, na szczęście ;-)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie do tej pierwszej grupy! Mnie Lehane pociąga w obu odsłonach, ale rozumiem, że seria Kenzie/Gennaro może męczyć, szczególnie jeśli ktoś poznał i polubił Lehane'a poprzez np. "Rzekę Tajemnic". Ja zaczęłam od serii, a sięgając po samodzielne powieści byłam tylko pozytywnie zaskakiwana.
UsuńLehane to klasa sama w sobie :) Zdecydowanie książką, którą muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja. Książki raczej nie przeczytam póki co, przynajmniej w najbliższym czasie, bo po prostu kolejka jest tak długa, że nie wiem już, co jest na jej końcu, ale jeśli kiedyś będę miała okazję to przygarnę ją na swoją półeczkę. Podoba mi się, jak opowiedziałaś o tej powieści - wcześniej nawet o niej nie myślałam, ale po tym, co napisałaś, zmieniłam zdanie.
OdpowiedzUsuńCzytałam tego autora "Rzeka Tajemnic" i niezwykle mi się podobała. Wydaje się, że i ta będzie równie dobra, choć jak piszesz odbiega ona od schematu kryminałów Lehane'a. Jednak sięgnęłabym po nią z czystej ciekawości i ze względu na autora. :)
OdpowiedzUsuń