Debiut Kuby Wojtaszczyka budzi emocje skrajne. Moje zainteresowanie tą pozycją podsyciło połączenie kilku negatywnych i jednocześnie bardzo emocjonalnych recenzji oraz pozytywnych, ale też bardziej stonowanych ocen na blogach, które cenię najbardziej. Już samo to, to wiele jak na debiut! Spodziewałam się co najmniej charakteru. :) Czy był? Był, ale w nieco innej formie niż się spodziewałam.
W "Portrecie trumiennym" odnajdziecie obraz "typowej" małomiasteczkowej rodziny odbity w lustrze a'la Gombrowicz. Wyłączony z życia ojciec, marudna matka, brat-burak, jego żona katechetka - mamuśka w kwiecistej spódnicy, główny bohater początkujący kustosz, gej, patrzący na wszystko i wszystkich z góry, ze swojego wyimaginowanego piedestału itd. W tle przygotowania i same urodziny wspomnianej matki. Można było spodziewać się uczty, precyzyjnych cięć i bezlitosnego zrywania masek.
I tu szybciutko dochodzimy do tego czego moim zdaniem zabrakło. Książka napisana jest bardzo sprawnie, podobał mi się język, obecny i jednocześnie dyskretny, dopasowany do opisu, ale też narzucający tempo i dobrze akcentujący różnego rodzaju smaczki. Zarys, tło - bardzo obiecujące. Ale cały czas nie mogłam pozbyć się wrażenia, że autor zamiast ostrą brzytwą, tnie tępym nożem. Zamiast demaskacji udało się raczej sportretowanie stereotypów i to nie do końca aktualnych, płaskich, typów idealnych niewystpujących w rzeczywistym świecie. Zabrakło precyzji, a krytyka jest zbyt zachowawcza, celuje tylko w tych nieszczęsnych bohaterów. Pamiętajcie jednak, że zadanie było ambitne, ciężko dobrze wypaść w zestawieniu z Gombrowiczem.
Bohaterowie. Główny bohater wypada tu zdecydowanie najlepiej, został skonstruowany najstaranniej i jest najbardziej złożony. Pozostałe postaci są do granic jednowymiarowe i jednoznaczne. Pierwszoosobowa narracja, w której zawarta została bardzo ostra ocena całej rodziny nie dopuszcza żadnych rys, pęknięć, przez które moglibyśmy wejść głębiej, dostrzec mechanizmy, jakąś prawdę (inną niż ta objawiona młodemu artyście, który trafił do rodzinnego piekła). Trafiłam na 2 ściany - pierwsza o której napisałam nie byłaby problemem, pierwszoosobowa narracja nie jest zła, stała się nim ponieważ nasz obserwator ma raczej wąskie horyzonty. Efekt jest taki, że jedyne o czym mogę pisać to jego perspektywa, tak naprawdę jest jedynym bohaterem. Ale tak odczytując książkę znika cała krytyka!
Być może jednak ta ostatnia myśl jest jedyną drogą, którą można dojść do końca, interpretacją którą można obronić - główny bohater stworzył swój własny portret, jego opisy, myśli, słowa nie świadczyły o nikim, prócz o nim samym. To on jest tym trupem, z którym cała rodzina robi sobie zdjęcie, pięknie zabalsamowanym ze sztucznymi paznokciami, w najlepszym garniturze, gnijącym od środka. Mało tego - w tym wydaniu książka faktycznie jest czymś nowym, zrywa najmniej oczywistą z masek i czyni to z ciekawej perspektywy. Wbrew pozorom odczytanie tej książki nie jest łatwe, zmylić może pierwsze wrażenie, automatycznie przyczepiana łatka. Można tej Gombrowiczowskiej interpretacji nie zakwestionować, dojść do końca i wyliczyć niedoskonałości, obrazoburczość na poziomie prowincji, ograniczenia bohaterów, z którymi autor nie potrafił się rozprawić itd. Ja jednak sama nie jestem pewna jak brzmi odpowiedź na pytanie "co autor miał na myśli?", ba - nie do końca potrafię odpowiedzieć nawet jakie jest moje na ten temat zdanie.
Jedno jest pewne - książka jest warta uwagi i samodzielnej analizy. Ja się nie zawiodłam, lektura zmusiła mnie do wysiłku, podchodziłam do problemu z różnych stron i ostatecznie wypracowałam coś z czego jestem zadowolona. Nie jest idealnie, ale po kolejne, już zapowiadane pozycje na pewno sięgnę. Autor pozostawia przede wszystkim sporo znaków zapytania, jestem bardzo ciekawa jego rozwoju.
Ocena: 7/10
Recenzja bierze udział wyzwaniach: Polacy nie gęsi III, Czytamy Polecane Książki (wielogłosem) oraz Klucznik
Ocena: 7/10
Recenzja bierze udział wyzwaniach: Polacy nie gęsi III, Czytamy Polecane Książki (wielogłosem) oraz Klucznik
To pierwsza recenzja tej książki jaką czytam i bardzo mnie zachęcałaś do tego, aby przyjrzeć sie tej pozycji nieco bliżej. Zdecydowanie jest warta uwagi.
OdpowiedzUsuńDla mnie to tez pierwsza recenzja tej ksiazki, jaka czytam. Z tego co piszesz, w pewnym stopniu przypomina "Szopke" Papuzanki (absolutnie genialna moim zdaniem).
OdpowiedzUsuńA "Szopkę" z kolei ja bym chciała przecdzytać! :)
UsuńInteresująca, przeczytałabym. :)
OdpowiedzUsuńBrzmi całkiem ciekawie. A książki o absurdzie to jedne z najlepszych jakie czytałam. Chętnie poznałabym ten debiut :)
OdpowiedzUsuńŚwietna, na pewno się skuszę, zapraszam do mnie: http://hopeinbooks.blogspot.com/ :D
OdpowiedzUsuńJa napisałem jedną z tych negatywnych i nie dość chyba emocjonalnych recenzji tej fatalnej moim zdaniem książki. To niestety zła książka. jeżeli ktoś jeszcze nie czytał, ostrzegam. Szkoda oczu.
OdpowiedzUsuń