Amerykańskie, upalne Południe, lata 70. XX wieku, typowe miasteczko, zwykła rodzina, wakacje i smutek. Harriet Cleve Dufresnes ma 12 lat, a całe jej dotychczasowe życie upłynęło w cieniu tragicznej śmierci starszego brata. Kiedy Robin miał 9 lat został powieszony na drzewie, a okoliczności jego śmierci nigdy nie zostały wyjaśniona. Harriet podczas tych wydarzeń była niemowlęciem, nie pamięta ani swojego brata, ani nie zna rodzinnego życia. Jej matka zapadła się w sobie, pogrążyła w rozpaczy, jest zdolna tylko do chwilowych zrywów obecności. Ojciec pojawia się od święta, na co dzień pracując poza miastem, siostra przesypia całe dnie. Filarami życia dziewczynki są trzy stare ciotki, babka oraz Ida, gospodyni, która tak naprawdę wychowała Harriet i trzymała przez ostatnią dekadę dom w ryzach. Jak się okazuje postaci te są filarami mimowolnymi, nie ma mowy o równości relacji, samotność głównej bohaterki jest przejmująca.
Hariett jest dziewczynką poważną jak na swój wiek, myślącą wielkimi słowami i bacznie analizującą otaczający ją świat. Przy tym jest człowiekiem czynu, układa plany i je realizuje, jej świat jest prosty i sprawiedliwy oraz, bez wątpienia, kompletnie nieprzystający do rzeczywistości. W Harriet znajdziemy wszelkie cechy przypisywane i z rozczuleniem obserwowane u dzieci, a które dorośli tak często zatracają, przestają rozumieć – szlachetność, naiwność, sprawiedliwość, ufność, idealizm. Donna Tartt zderza te cechy (i bohaterkę je uosabiającą) z brutalnym światem dorosłych. Harriet postanawia rozwikłać zagadkę śmierci Robina, dość szybko wpada na (jej zdaniem) właściwe rozwiązanie i postanawia zemścić się, uratować to co zostało z jej własnej rodziny, odczarować swoje dzieciństwo, odzyskać mamę. Wydarzenia szybko nabierają tragizmu, widmo katastrofy staje się niemal namacalne – natomiast Harriet pozostaje w tym wszystkim niewinna, dziecinna, choć niewątpliwie wydarzenia tego lata zmienią ją na zawsze.
W „Małym przyjacielu” znajdziecie jednak znacznie więcej, niż rodzinną historię. Jest to opowieść, w której pojawia się mnóstwo interesujących tematów, poczynając od tego co jednostkowe – tego co drzemie w każdym z bohaterów (również tych stojących po drugiej stronie – „wrogów” Harriet), przez różnego rodzaju relacje – naznaczone miłością, nienawiścią, żałobą, uwielbieniem, strachem, tych o których się marzy i tych które są nieuświadomione, czy jednostronne. W końcu jest to opowieść o czasach i miejscu, Donna Tartt wplata bohaterów w życie społeczności, nie wynosi ich ponad, ani nie stawia obok. „Mały przyjaciel” jest książką monumentalną, w której zza opisów szczegółów, małych zdarzeń, myśli, wyłania się bardzo osobista całość. Największą zaletą pisania Donny Tartt jest natomiast to, że owe szczegóły, jak i całość są równie ważne.
Jedni powiedzą, że jest to pisarstwo rozwlekłe, w którym gubi się sedno, w którym za dużo pobocznych wątków, bohaterów i ich rozterek. Ale dla mnie to majstersztyk! Donna Tartt przywołała we mnie coś zapomnianego, ogląd świata, który kiedyś był mój i przepadł. Każde zdanie miało dla mnie ogromne znaczenie, każdym akapitem mogłabym się delektować, czy to czytając całość, czy tylko fragment. Wyjątkowy styl - kruchy i delikatny, podkreślający emocje, poważny, często kontrastujący z treścią, obnażający naiwność i niewinność, a co za tym idzie wyrachowanie i niesprawiedliwość.
Podobno nie jest to najlepsza powieść autorki – nie wiem, jest to pierwsza jej książka po którą sięgnęłam. Moim zdaniem doskonała, piękna, niezwykła. Być może nie najprostsza w odbiorze, ale warta wysiłku. Pozostałe dwie mogą być lepsze? Może tylko inne? U mnie książka otrzymuje maksymalną ocenę.
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do dyskusji ;)