Historie rodzinne, sagi w różnych wydaniach, to jedne z moich ulubionych literackich gatunków. Rodzina jako motyw jest moim zdaniem niezwykle wdzięczna, zresztą nie tylko jeśli chodzi o książki. To w niej wszystko widać jak w soczewce - zmiany, lęki, pragnienia. Rodzina jest doskonałym odbiciem - za jej pomocą można pokazać niemal wszystko, dlatego każda saga jest inna, zaskakująca, każda historia niepowtarzalna i posiada niepowtarzalne przesłanie. Dlaczego lubię książki, w których centrum jest ten dziwny twór - rodzina, mogłabym wymieniać od razu odnosząc się do "Tanga lunatyków". Okazała się to być pod wieloma względami książka wzorcowa. Kameralna, bez fajerwerków, a jednocześnie poruszająca, dotykająca sedna, prawdziwa, w pełni wykorzystująca mikro poziom, na którym operuje.
Thomas, Kamala, Amina i Akhil są migrantami z Indii, żyją w średniej wielkości amerykańskim miasteczku. Każdy z nich przystosował się/przystosowuje się do rzeczywistości od której nigdy nie przestanie odstawać. Każdy mierzy się z własnymi demonami, każdy jest postacią zupełnie różną, każdy w pewnym punkcie ruszył w inną stronę, drastycznie się od siebie oddalili. Każdy też ma swój skrawek szaleństwa, który pielęgnuje z jeszcze większą zawziętością, niż tzw. normalność. Historia toczy się dwutorowo. Z jednej strony jesteśmy świadkami wydarzeń z lat 80., wydarzeń, które zmieniły całe dalsze życie Eapenów. Druga część dzieje się pod koniec lat 90., w kolejnym punkcie przełomowym. Historie przeplatają się, obserwujemy skutek i przyczynę, oglądamy obraz rodziny zniszczonej, która nigdy nie wybaczyła sobie własnych błędów, która mimo miłości, jest słaba. I która mimo słabości, jest w stanie przetrwać najgorsze próby. Oglądanie początku i końca jest bardzo symboliczne, a jednocześnie pozostawia spore pole dla wyobraźni.