W końcu udało mi się przeczytać drugi tom popularnej
brytyjskiej serii, której bohaterem jest antropolog David Hunter.
Pierwszy tom był dla mnie dość rozczarowujący, zwyczajnie przeciętny, w wielu
miejscach powtarzalny, bohaterowie mnie nie urzekli, a sama książka dość
powierzchowna. Założyłam jednak, że coś w książkach Becketta musi być, skoro
robią taką furorę..
David Hunter po krótkiej praktyce lekarskiej na wsi
postanawia wrócić do swojego zawodu i pracy w policji. Oddaje się mu bez
reszty, kosztem życia rodzinnego, czy towarzyskiego. Praca, którą wykonuje
wiąże się z licznymi podróżami i właśnie jedna z nich jest opisana w „Zapisane
w kościach”. David zostaje wysłany by zbadać
spalone ciało znalezione na Runie – wyspie liczącej niespełna 200
mieszkańców. Mężczyzna przyjeżdża właściwie sam – nikt nie podejrzewa, że chodzi o morderstwo, więc w podróży Davidowi towarzyszy jedynie dwóch miejscowych,
niezbyt doświadczonych policjantów oraz emerytowany inspektor - mieszkaniec Runy, który odkrył
zwłoki.
Tło powieści jest bardzo podobne jak w przypadku
wcześniejszej książki autora, a przy tym dość charakterystyczne i niezwykle
wdzięczne – maleńka społeczność, w której każdy zna każdego, gdzie od plotek aż
huczy, gdzie bardzo łatwo o emocjonalne reakcje, o stracenie panowania panowania. Śledztwo w takich okolicznościach musi być prowadzone w specyficzny sposób, niezwykle ostrożnie i łatwo o pomyłki, które mogą okazać się katastrofalne. Jest tu
tłum z ogromnym poczuciem solidarności, gotowy do działania, nie myślący
racjonalnie. Atmosfera jest bardzo gorąca, ale nie duszna, małomiasteczkowa. W
ludziach wyspy jest coś surowego, bezwzględność, która sprawia, że każdy
jest podejrzany, budzi lęk. Próżno szukać tu postaci pozytywnych w prosty
sposób – otwartych, serdecznych, ciepłych…
W dodatku warunki w których odbywa się śledztwo są skrajnie
niesprzyjające – burza pozbawia mieszkańców łączności ze światem i prądu,
sprzyja panice, podsyca gniewne nastroje w wiosce, a jednocześnie daje wielkie
pole do popisu mordercy. Na wyspę nie przybywa żadne wsparcie – nikt poza wyspą
nie wie, że chodzi o morderstwo, nie wypadek.
Druga część moim zdaniem jest o niebo lepsza od pierwszej –
postacie są dużo bardziej wyraziste i brak w nich tej stereotypowej słodyczy,
małomiasteczkowości, fałszu. Również postać głównego bohatera nabrała kolorów.
Zdecydowanie lepiej została także zaprojektowana część kryminalna, a więc
główna. Rozwiązanie zagadki jest bardzo zaskakujące, a książka trzyma w
napięciu dosłownie do ostatniej strony. W porównaniu z poprzednim tomem na plus
trzeba zapisać to, że czytelnik faktycznie ma szansę pogłówkować, podedukować,
że postać mordercy nie jest wprowadzona w ostatnim rozdziale, ale rzeczywiście
jest blisko. Dzięki temu napięcie towarzyszy czytelnikowi niemal od początku, a nie tylko przy okazji dramatycznego finału.
Smaczku dodaje to, że właściwie od początku mamy swoje typy,
od początku przewija się w kółko kilka nazwisk, ale ciężko znaleźć motyw,
wszystko złożyć w spójną całość. Właśnie takiej powieści jak „Zapisane w
kościach” spodziewałam się sięgając po część pierwszą. :) Cieszę się, że nie
zniechęciłam się i dałam autorowi drugą szansę. Czytanie sprawiło mi niekłamaną
przyjemność – chociaż muszę przyznać, że początkowo nieco się wynudziłam – ale
akcja nabrała tempa przed 100 stroną, więc szybko o tym zapomniałam.
Kryminał swoją konstrukcją i motywami przywodzi na myśl Christie i muszę
przyznać, że Beckett sprostał wymaganiom gatunku, być może nawet przerósł
mistrzynię. :)
Ocena: 8/10
Recenzja bierze udział w Kryminalnym Wyzwaniu oraz wyzwaniu Czytamy polecane książki (oj wiele osób polecało mi - i na blogach i przy okazji recenzji Chemii Śmierci) i Klucznik.
Z 4 beckettów , trzy pierwsze przeczytałam i tylko "Chemia śmierci" i "Zapisane w kościach" podobały mi się, byłam wręcz zachwycona, ale to była parę lat temu:). Natomiast ta trzecia już według mnie była zła. Za ostatnią już bez Huntera nie biorę się, "na mieście mówią", że szkoda czasu:).
OdpowiedzUsuńNie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale jest pięć beckettów :) I cztery są z Hunterem, dopiero piąta jest bez niego. Poza tymi dwiema pozycjami są jeszcze "Szepty zmarłych" oraz "Wołanie grobu", jeżeli chodzi o serię z Hunterem oczywiście. A co do "Zapisanych w kościach" wg mnie też najlepsza z całej serii :)
UsuńTak, wydaje mi się, że 4 są z D. Hunterem. Pewnie spróbuję przeczytać całą serię, tym bardziej, że książki dość przystępne i szybko się je czyta. A nie zdziwiłabym się gdybym też "Zapisane w kościach" uznała za najlepsze, ta książka jest wręcz wzorcowa moim zdaniem :)
UsuńJako posiadająca wszystkie książki Becketta potwierdzam - 4 z Hunterem, jedna bez niego. :) W sumie pięć.
UsuńJa z kolei przeczytałam dwie książki autora. Pierwsza- super, druga powielenie pierwszej :/ Więcej nie czytam
OdpowiedzUsuńJa miałam dość długą przerwę między kolejnymi tomami, więc może dlatego bardziej mi się podobała. Ale szczerze mówiąc ta wydała mi się bardzo oryginalna, z kolei czytając "Chemię śmierci" ciągle miałam uczucie, że "to już gdzieś było" :)
UsuńTo właśnie klimat i intryga są atutami tej powieści.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
tommy z Samotni
Taak, też byłem odrobinę rozczarowany pierwszą częścią, ale z tego co pamiętam wynikało to raczej ze strasznie dużych oczekiwać. Szczerze mówiąc, to nie czytało mi się jej jakoś tragicznie, więc nie musiałaś się bardzo mocno starać, by namówić mnie na kolejną odsłonę twórczości Becketta. Tym razem podejdę do niej bez większych wymagań i myślę, że może mi się spodobać ;)
OdpowiedzUsuńJa też miałam wielkie oczekiwania przy "Chemii Śmierci" i też po części pewnie dlatego się zawiodłam. Przy drugim tomie oczekiwania były, ale wiedziałam że może to być zwyczajnie nie dla mnie i się pozytywnie zaskoczyłam. Także spróbuj! :)
UsuńZaczęłam pierwszą część i nie skończyłam, dobrze wiedzieć, że następna jest tak wysoko oceniona...
OdpowiedzUsuńDużo ciekawsza zagadka i o wiele bardziej klimatyczna, dopracowana. Ja polecam!
UsuńBeckett wpadł mi w łapki jak pracowałam w księgarni i wtedy jego seria o D. Hunterze zyskała sławę, spodobały mi się wszystkie części, choć nie powaliły na kolana, Ale w międzyczasie czekając na kolejne tomy wyszperałam jego starsze książki.... bez porównania. może i Chemia śmierci nie jest wysokich lotów ale style Becketta znacznie się poprawił od jego pierwszych publikacji, jako tako przebrnęłam przez Voyeur, ale po raz drugi bym tego nie przeczytała
OdpowiedzUsuńNawet nie mam ochoty cofać się jeśli chodzi o Becketta, aż taką miłością nie zapałałam :)
UsuńTeż wynudziłam się trochę na początku, ale później akcja tak mnie wciągnęła, że nie mogłam się oderwać od czytania :) Ale Chemia śmierci i tak podobała mi się odrobinę bardziej :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, sama nie wiem kiedy się tak wciągnęłam, a początek był ciężki :)
UsuńUwielbiam cykl z Hunterem w roli głównej :) Cieszę się, że i Ty przekonałaś się do twórczości Becketta.
OdpowiedzUsuńWierz lub nie, ale dokładnie to samo miałam zamiar napisać! To mój ulubiony bohater kryminalno-sensacyjnych powieści :)
UsuńNa pewno przeczytam cały cykl, kto wie może też zapałam taką sympatią do D. Huntera :) Póki co jest dla mnie trochę nijak.. :)
UsuńBeckett przede mną, nic a nic nie znam (jedynie ze słyszenia), więc zaufam Ci, żeby się po pierwszym tomie nie zrażać. Notuję na czas, kiedy zatęsknię za kryminałami:)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to jak dla mnie pierwszy tom można od razu ominąć, ewentualnie do niego wrócić :)
UsuńWitaj, ostatnio zakochałam się w kryminałach i ciągle poszukuje nowych inspirujących książek po Twojej recenzji na pewno sięgnę po Simona Becketta pozdrawiam wszedzie-ksiazki
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tę serię, a tę część najbardziej, ale zapewne dlatego, że mam fioła na punkcie malutkich wysepek, atmosfera takich miejsc ogromnie działa na moją wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńBjecket dobry, ale wolę nasze, ojczyźniane klimaty !
OdpowiedzUsuńsolejukowa
Pierwsze trzy z Hunterem naprawdę dają radę. :) Czwarta już mnie nieco rozczarowała. No a piąta bez Huntera to już inna bajka... :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie ja odłożyłam ją za pierwszym razem bo nudziła mnie, ale jak piszesz, że się rozkręca po pierwszych 100 stronach dam jej drugi raz szansę!! bo to moja tematyka! Pozdrawiam ciepło i świątecznie! Odrobiny czasu dla siebie i rodzinki, ciepła i humoru, odpoczynku i radości w te święta!
OdpowiedzUsuńTrzecia część "Szepty Zmarłych" jest jeszcze lepszą pozycją :) Szczerze polecamy i zapraszamy na http://ksiazkowe2mole.wordpress.com/ gdzie zaczynamy naszą przygodę z recenzjami :)
OdpowiedzUsuń