
Chemia Śmierci to książka do której zasiadałam z dość dużymi
oczekiwaniami. Wiele osób polecało mi tę pozycję, gdy padało pytanie o
kryminały (w tym temacie do niedawna byłam kompletnie zielona). Sama nie wiem
jak ją ocenić. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego, może bardziej
mrocznego, bardziej skomplikowanego, misternej zagadki. Muszę powiedzieć, że się zawiodłam, choć nie jest to książka zła - po prostu nie zasługuje moim zdaniem na cały ten szum dookoła.
Książka jest cieniutka, ot na jeden wieczór. Dość
wciągająca, każdy bohater skrywał jakąś tajemnicę, był dwuznaczny, co zachęcało
do zgadywanek – kto zabijał. Ale zabrakło klimatu. Opowieść wcale nie była
niepokojąca, czy mroczna, a właśnie tego oczekuję po kryminałach, nie przepadam za pozycjami ugrzecznonymi. Postacie nie
były specjalnie złożone, zabrakło mi właśnie lepszego ich poznania – kilka zdań
na temat każdej osoby i akcja toczy się dalej.
Po przeczytaniu kilku rozdziałów miałam nadzieję na większą
zabawę symbolami i się zawiodłam. Wszystkie elementy, które wydawały mi się
znaczące i symboliczne okazały się bez znaczenia, przypadkowe. Zakończenie było co prawda
dość zaskakujące, a ostatnie kilkadziesiąt stron czytałam z zapartym tchem, ale
i tak rozczarowało. Właśnie z powodu zignorowania tego co mogło być
potraktowane poważniej, co było dobrym materiałem do stworzenia fajnego portretu mordercy.
Wydaje mi się również, że wiele wątków mogło zostać ciekawie
rozwiniętych, można było nadać im większe znaczenie. Wiele z nich urwało się i tak
naprawdę nie miało żadnego wpływu jeśli chodzi o historię. Książka z tego
powodu wydała mi się powierzchowna. Byłaby ciekawsza gdyby kilka wątków
pominięto, a kilka bardziej rozbudowano.
Generalnie nie odradzam czytania tej pozycji. Można ją
przeczytać, ale raczej bez nastawiania się na fajerwerki. Można okaże się wtedy
miłą niespodzianką J
Ocena: 6/10