środa, 14 kwietnia 2021

System Sulta – Maciej Miłkowski (Wydawnictwo Nisza, 2019 r.)


„System Sulta”, to powieściowy debiut Macieja Miłkowskiego (ur. 1980 r.). Miałam wcześniej przyjemność czytać dwa zbiory opowiadań jego autorstwa – „Wist” i „Drugie spotkanie” i na tej podstawie obiecywałam sobie wiele sięgając po (swoją drogą bardzo ładnie wydany) „System Sulta”.

Bohaterem powieści jest Michał Sult, najinteligentniejszy człowiek w kraju, 38-letni profesor filozofii, który zostaje obsadzony w roli biegłego i któremu powierzono zadanie udzielenia odpowiedzi na pytanie „Czy Bóg istnieje?”.

Pomysł od razu wydał mi się ciekawy i odpychający jednocześnie. Taki trochę tani chwyt, żeby dobrze go zrealizować trzeba by się nie lada natrudzić.. Ze względu na nazwisko kupiłam, ale książka wylądowała na półce – tak żeby uprzedzenia zdążyły się uleżeć przed lekturą. Krok słuszny, lecz niestety wszystko wróciło podczas lektury… Książka przypomniała czego się obawiałam i to dość brutalnie, a nawet dołożyła jeszcze kilka nieprzyjemnych bonusów.

Nie potrafię wskazać choćby jednej rzeczy, która mi się w „Systemie Sulta” podobała. Nie wyłowiłam z niej ani jednej ciekawej myśli. A na to drugie liczyłam! I jeszcze na język, który rozczarował mnie absolutnie.

Po pierwsze bohaterowie – stereotypowi, przewidywalni, właściwie bez właściwości, karykaturalni. Nikt nie wzbudza ani sympatii, ani zainteresowania. Pozostaje nieodparte wrażenie, że Autor po prostu nie podołał stworzeniu tych wybitnych postaci, które chciał obsadzić w swojej historii. Ba, im bardziej starał się dodać czego tam trzeba – tym wychodziło mniej przekonywająco, bardziej groteskowo, a nawet obłudnie… To co na początku nieco bawi szybko zaczyna nudzić, a czasami budzić niesmak.

I teraz gorsze, czyli konstrukcja. Pierwszą część generalnie czyta się dość dobrze. Pewne rzeczy jeszcze nie nudzą, inne nie irytują, może nie jest zbyt odkrywczo, ale coś tam się zawiązuje, do czegoś zmierzamy… I potem nagle okazuje się, że nie zmierzamy. Że może by tak wszystko co sobie wymyślił nasz Sult powiedzieć jeszcze raz, a dodać tylko więcej postaci, które można zmarnować. I pewne rzeczy już nudzą, pewne irytują, nadal nie jest odkrywczo a, tylko nagle pojawia się poczucie, że to nigdzie nie zmierza (i to drugi raz!), że być może najlepsze mam już za sobą. Ale czekam jeszcze na część ostatnią, jest w niej jakaś nadzieja, ta część nazwana szumnie „System Sulta”, tam wszystko musi się spiąć, znaleźć sens, wszystko na pewno cały czas czemuś służy…. Otóż okazuje się, że nie. Ostrzegam uczciwie – ostatnia część to już kompletna komedia, okazuje się, że cały czas czytałam jakąś komedię kryminalna i nawet nie zauważyłam.

Nie wiem w takim razie po co w ogóle Miłkowski ruszał temat Boga i religii, przedstawiał dwukrotnie wszystkie argumenty za i przeciw. Być może po to aby przykryć niedostatek kryminalny? Sama nie wiem. Zostałam więc na koniec sama z pytaniem po co w ogóle i skoro już, to dlaczego tak długo. Naprawdę smutny moment. Tak smutny, że już nawet nie myślę o tym, że mogłoby to być przynajmniej napisane w ciekawszym stylu, tylko że mogłoby po prostu zostać w jakiejś ładnej szufladzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do dyskusji ;)