Książki i recenzje związane z hasłem: Ocena: 10/10
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ocena: 10/10. Pokaż wszystkie posty

piątek, 24 czerwca 2016

Hanya Yanagihara - Małe życie

Książka z zeszłorocznej shortlisty tytułów nominowanych do nagrody Booker'a, rzecz która już z założenia nie może zawieść. I nie zawodzi, ba - robi ogromne wrażenie. Prostotą, mądrością, ciekawą perspektywą, ponadczasowością, autentycznością. Autorka opisuje wydarzenia ponad czterech dekad, a jednocześnie rezygnuje kompletnie z osadzania powieści w czasie, wyłuskując dzięki temu z jednej strony istotę każdego z bohaterów, z drugiej utrwalając pewne iluzje i marzenia, rzeczy o których chcemy myśleć jako odwiecznych, wiecznych i metafizycznych. Paradoksalnie obnażając ich kruchość, relatywność i zmienność. Opisuje człowieczeństwo.

Przez pierwszych kilkadziesiąt stron książki poznajemy historię czterech równoprawnych bohaterów: artysty JB, aktora Willema, architekta Malcolma i prawnika Juda. Każdy z nich jest kompletnie inny, mają bardzo różne doświadczenia, inaczej patrzą na świat, na siebie, na innych. Grupa przyjaciół, która przyjeżdża do Nowego Jorku, po studiach, pełna marzeń i ambicji, wszyscy na początku swojej drogi, nowi dorośli. Grupa piękna z zewnątrz, ale my poszukujemy pęknięć. Dla mnie te pierwsze strony były najgenialniejsze. Te strony, na których byli we czworo. Ostatecznie narracja zostaje zdominowana przez Juda, jedynego z bohaterów, który zamiast budować/odkrywać swoją tożsamość, stara się jej pozbyć. Nie chcę zdradzać jego historii, autorka nie bez powodu bardzo skąpo wydziela informacje. Powiem tylko, że był to moment wręcz piorunujący, gdy sobie uświadomiłam jaka jest zasadnicza różnica pomiędzy Judem, a resztą jego przyjaciół. Udało mi się pojąć więcej ze świata. Nie tylko przedstawionego.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Donna Tartt - Mały przyjaciel

Amerykańskie, upalne Południe, lata 70. XX wieku, typowe miasteczko, zwykła rodzina, wakacje i smutek.  Harriet Cleve Dufresnes ma 12 lat, a całe jej dotychczasowe życie upłynęło w cieniu tragicznej śmierci starszego brata. Kiedy Robin miał 9 lat został powieszony na drzewie, a okoliczności jego śmierci nigdy nie zostały wyjaśniona. Harriet podczas tych wydarzeń była niemowlęciem, nie pamięta ani swojego brata, ani nie zna rodzinnego życia. Jej matka zapadła się w sobie, pogrążyła w rozpaczy, jest zdolna tylko do chwilowych zrywów obecności. Ojciec pojawia się od święta, na co dzień pracując poza miastem, siostra przesypia całe dnie. Filarami życia dziewczynki są trzy stare ciotki, babka oraz Ida, gospodyni, która tak naprawdę wychowała Harriet i trzymała przez ostatnią dekadę dom w ryzach. Jak się okazuje postaci te są filarami mimowolnymi, nie ma mowy o równości relacji, samotność głównej bohaterki jest przejmująca.

czwartek, 19 listopada 2015

Jeffrey Eugenides - Middlesex

I jak tu pisać o tak dobrych książkach? Nie ma czego kwestionować, ani czego żałować, a doskonałość ciężko ubrać w słowa. Prawda jest jednak taka, że "Middlesex" jest dziełem genialnym. Pochłania bez reszty, dotyka najczulszych strun, wywołuje dreszcze, ukazuje piękno wszystkich barw życia. Eugenides pięknie i mądrze pisze o tym, co dobre i o tym, co bolesne. Dokopał się w mojej czytelniczej świadomości do stanów zapomnianych, a nawet wprowadził mnie w stany, w których ze względów obiektywnych nie mogłabym się znaleźć. Od czasów, kiedy dopiero co wchodziłam w świat literatury pięknej, od tych pierwszych, najmocniejszych doświadczeń, nie przeżywałam niemal żadnej książki z taką mocą. Jak tylko uświadomiłam sobie "co" czytam - zwolniłam tempo, ze względu na smutną świadomość, że "Middlesex" się skończy.

Cal. Około czterdziestoletni hermafrodyta opowiada historię recesywnego genu, wędrującego przez pokolenia, który ostatecznie sprawia, że z dziewczynki, którą był przez kilkanaście lat staje się mężczyzną, że urodził się bez określonej płci. Historia zaczyna się w Grecji, pierwsi na scenę wkraczają Desdemona i Lefty ze swoją zakazaną miłością. Piękną i niewinną, w wojennej scenerii. Dziadkowie Cala-Callie. Gen przechodzi z pokolenia na pokolenie, dźwigając jednocześnie ciężar historii. Zanim dotrzemy do Callie, a później Cala, do problemu z określeniem samego siebie, do wyjścia poza własną skalę, poznamy dokładnie całą sagę, przywiążemy się do postaci, poznamy i nauczymy się władać właśnie tą optyką, z którą Callie się zderzy.

wtorek, 21 lipca 2015

Pierre Lamaitre - Koronkowa robota

Z całą pewnością mogę powiedzieć jedno - takiego kryminału nie czytaliście. Pierre Lamaitre wynosi gatunek, w którym tworzy na nowy poziom, dla mnie jest odkryciem porównywalnym z kryminałem skandynawskim, a wcześniej kryminałem w ogóle. Jest właśnie tą nowością, której szukałam, kryminalnym dziełem sztuki. Autor wykazał się ogromną odwagą i talentem, a jednocześnie stworzył książkę, która wymyka się ze sztywnych ram gatunku, pozostając jednocześnie mocno klasyczną. Doskonała po prostu "do czytania", ale i świetny materiał do analizy, mnóstwo ciekawych zabiegów, smaczków, nietypowe wprowadzanie wątków i postaci, a do tego ogromna wyobraźnia idąca w parze ze świetnym opisem. Bardzo, bardzo pozytywne zaskoczenie!

"Koronkowa robota" to pierwszy tom serii o paryskim komisarzu Verhoevenie, którego polski czytelnik może znać z wydanych już u nas tomów kolejnych "Alex", czy "Ofiara". Na temat tychże nie będę się wypowiadać - nie czytałam. Mogę tylko powiedzieć, że cieszę się, że "Koronkowa robota" wpadła w moje ręce pierwsza. Nie chcę psuć wam frajdy czytania i zbyt wiele zdradzać, ale sposób w jakie Lamaitre zaczyna serię - genialny. Tworzy miraż, ciągle igra z czytelnikiem, tytułowa koronkowa robota może odnosić się nie tylko do wydarzeń z książki, ale też do samego sposobu tkania fabuły. Najlepsze natomiast jest to, że pod koniec autor odważył się to wszystko spruć jednym ruchem.

środa, 20 maja 2015

Giles Waterfield - Długie popołudnie

Upalne, leniwe, urozmaicane herbatą, konwersacją, lekturą. Beztroskie. Codzienne. Długie popołudnie, powtarzające się przez dekady, niezmienne, a jednocześnie doskonale ukrywające zmiany, w niebezpieczeństwo może przybrać formę całkowicie oswojoną. Długie popołudnie - cisza przede burzą, preludium wojny i zgliszcza. Giles Waterfield zainspirowany historią swoich przodków stworzył melancholijny obraz Mentony, południowo-francuskiego kurortu zdominowanego przez brytyjską arystokrację, skuszoną doskonałym klimatem, a przede wszystkim osobisty i intymny portret rodziny brytyjskiego dyplomaty.

Giles Waterfield opisuje świat poprzez szczegóły i drobiazgi, koncentruje się przede wszystkim na tym materialnym, który dla jego bohaterów jest czymś więcej, niż środowiskiem, jest środkiem wyrazu, istotą rzeczy i w końcu częścią tożsamości - własnego obrazu i tego jak postrzegają go inni. Waterfield tworzy impresjonistyczne scenki, opisuje po trosze codzienność, a po trosze pęknięcia w niej, przez które sączy się słabość, kruchość, niedoskonałość, za każdym razem napawające bohaterów ogromnym zdziwieniem i na które nie potrafią zareagować inaczej niż ucieczką i wyparciem. 

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Joanna Bator - Wyspa Łza

Joanna Bator zawsze zabiera w podróże nietypowe, tajemnicze, lekko niesamowite. W "Wyspie Łzie" opowiada przede wszystkim własną historię, czyni to "pod pretekstem" podróży, opisu procesu twórczego. Podróż jest osobista, pełna intymności, zachwianych proporcji. Niepowtarzalna i prawdziwa. Na Wyspę Łzę, czyli Sri Lankę Bator wyjeżdża w poszukiwaniu zaginionej ponad 25 lat temu Sandry Valentine. Wydaje się to być może pozbawione sensu i związku z rzeczywistością, ale poszukiwania te są związane jednocześnie z tworzeniem, poszukiwaniami różnego rodzaju, z pisaniem książki, której główna bohaterka jawi się jako nierozerwalnie z Sandrą związana.

W opisanym świecie mieszają się czasy, życia, idee. Podobnie emocje, obrazy, które zawsze przechodzą przez autorkę, zanim trafią na papier. Prawdziwość, tego co w książce wypływa właśnie stąd - z osobistego przeżywania, z ciągłego umieszczania siebie wewnątrz, nawet jeśli jest to ostatnie miejsce, w którym chciałoby się siebie widzieć, nawet jeśli jest to obrzydliwe, bolesne. Niewłaściwe. Nudne. Do czytelnika nie dociera czysty opis świata, Joanna Bator nawet tego nie próbuje - wprowadza za to do książki postaci fikcyjne, symbole, nadaje nowe znaczenia. Organizuje świat, stara się go odczytać, pojąć, stworzyć własne ramy. Obiektywną prawdę odrzuca jako nieistniejącą, zastępując ją wnikliwą interpretacją, opisem własnego świata.

poniedziałek, 30 marca 2015

Mirosław Wlekły - All inclusive. Raj, w którym seks jest bogiem.

Dominikana - rajska, ale tylko pozornie. Kraj, który wabi miliony turystów, a z bliska wygląda zupełnie inaczej, niż na obrazkach, niż zza krat oazy-kurortu. Tragiczna sytuacja kobiet, dzieci, rodzin, ludzi młodych i starych. Prostytucja, pedofilia, przemoc, bieda, 100% kultura macho. To wszystko wpisane w krajobraz, codzienność, do tego wszyscy już przywykli. Nie jest miłe i przyjemne, ale nie szokuje. Wydaje się być wręcz ważną osią dominikańskiego świata, czymś co daje poczucie stałości bytu.

W historii Dominikany według Wlekłego pojawiają się tylko dwie świętości, byty niemal nietykalne. Tak samo dające nadzieję i tak samo ostatecznie ją zawodzące. Po pierwsze Trujillo, po drugie Kościół. Autor maluje symboliczne obrazki, bardzo różne tematycznie i układa je wokół tych dwóch wątków. Przedstawia historię społeczeństwa, które dojrzewa w bardzo trudnych warunkach. Ni to przymusu, ni to chaosu. Zmiana musiała nadejść, świat jest bezlitosny. A Dominikana pod wieloma względami bezradna i bezbronna.

czwartek, 12 marca 2015

Agnieszka Jucewicz, Grzegorz Sroczyński - Kochaj wystarczająco dobrze

Kolejna po "Żyj wystarczająco dobrze" książka autorstwa dwojga związanych z Gazetą Wyborczą wywiadowców. Tym razem na tapecie miłość. Temat wszechobecny w życiu, kulturze. Funkcjonujący przede wszystkim w wersji na różne sposoby idealizowanej, zniekształcanej, nierealnej, zawartej w pięknych lub patetycznych obrazkach. A jak jest w życiu? Zbudowanie dojrzałego, trwałego i satysfakcjonującego związku, to nie kwestia przypadku, a nawet nie wielkiej miłości. Czego w takim razie? Odpowiedź nie jest prosta, nie ma też jednej odpowiedzi, nie ma nawet jednej definicji takiego związku. Są za to wskazówki, "rzeczy, o których należy pamiętać", dobrze wiedzieć, solidne podstawy, o których można zapomnieć choćby dlatego, że to oczywistości, czy rzeczy niekoniecznie pasujące do idealnego obrazka tworzonego na początku. Tego możecie śmiało szukać (bo znajdziecie) w wywiadach znajdujących się w "Kochaj wystarczająco dobrze".

Rozmowy są na różne tematy, rozmówcy mają różne poglądy, różne kwestie uznają za kluczowe. Mamy tu wielogłos, z którego można sporo wziąć dla siebie, który umożliwia nie tylko czytanie, ale też analizowanie, kwestionowania i wypracowywanie nowego. Jucewicz i Sroczyńscy zadbali nie tylko o to, by było ciekawie i różnorodnie, ale też o to by książka stanowiła całość, by światło rzucane było z różnych stron, a punkt widzenia się zmieniał. Kwestie techniczne dopracowane, wywiady konkretne i tematyczne, choć swobodne, nie wciskane na siłę w ramy. Przy tym dość uniwersalne, zawierające ciekawe diagnozy świata, ludzi, "współczesnej miłości".

czwartek, 5 lutego 2015

Maciej Miłkowski - Wist

"Wist", to debiut krakowskiego radiowca i dziennikarza Macieja Miłkowskiego. Piękna, niewielka książeczka kryje w sobie "zbiór opowiadań". Używam cudzysłowu, jako że nie jestem do tego stwierdzenia osobiście przekonana. Jest to raczej zbiór tekstów krytycznych różnego typu, metaliterackich, w których zarówna forma i treść stanowią romans powagi i językowej zabawy. Każdy z tekstów jest inny, odwołuje się do innych tradycji, jest wariacją odnoszącą się do innego gatunku literackiego. To co je łączy, to ciągłe operowanie na kilku poziomach, opowiadanie z różnych perspektyw, w tym (przede wszystkim) z perspektywy twórcy, pisarza; a także bogactwo intertekstualne, mocne osadzenie w kulturze szeroko pojętej.

Okazało się, że teksty Macieja Miłkowskiego mogę czytać na okrągło. Zachwycająca warstwa językowa i całkowite odcięcie od banału, niezwykła kreatywność, ale też prowadząca do paradoksów logika, absurd, krytyczny humor i celna, nietypowa, lecz błyskotliwa analiza poruszanych problemów, w tym samego procesu twórczego. Motyw pisania powraca jak echo w każdym z tekstów, w niektórych "opowiadanie" jest bohaterem pierwszoplanowym, w innym tylko statystuje, zawsze jednak jest - Miłkowski jako s-twórca pozycjonuje się zawsze w środku, zawsze można znaleźć go w narracji, choć role w które wchodzi są elementem wyobrażonym, bardziej niż samego Miłkowskiego mamy jego alter ego. Drogi są różne, ale wszystkie prowadzą do małego uniwersum pisarza - natchnień i ich braku, inspiracji w nieoczekiwanych miejscach, kwestii technicznych, samego tworzenia, ale też opisu siebie, w tej konkretnej, pisarskiej roli, słabiej lub silniej determinującym funkcjonowanie w świecie i jego postrzeganie. Wpisując się w treść Miłkowski nadaje opowiadaniom krytyczne zabarwienie, realność autora rzutuje na przedstawiane poglądy, jest równowagą dla wszechobecnego (inteligentnego i wyważonego) humoru.

czwartek, 15 stycznia 2015

Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke - Marek Dyjak. Polizany przez Boga

Są książki, które oszałamiają. Raz na rok zdarza się pozycja, która wydaje się być niepokojąco bliska, jakby do umysłu, duszy, całego ciała wdzierała się nieczystym zagraniem. Po raz pierwszy miałam jednak okazję czytać tego typu wywiad. O tej książce trudno napisać coś mądrego, stworzyć recenzję, która będzie adekwatna choć w niewielkim stopniu. Czuję wewnętrzny opór przed publiczną opowieścią o tej książce, w tej chwili przychodzą mi do głowy tylko zbyt osobiste słowa. "Polizany przez Boga", to książka którą się nie czyta, nie rozumie, nie poznaj, ale odczuwa. 

Przede wszystkim jest więc to książka dla odczuwających. Długa rozmowa o życiu, z bardzo odważnym, świadomym i nie bojącym się wielkich słów człowiekiem. Do bólu szczera, chropowata, ani uładzona, ani ułożona. Rozmowa płynąca własnym tempem, w której nie chodzi o temat, ale o rozmowę właśnie, o to by przekazać nie informacje, ale portret, jaki by nie był. Pięknie poprowadzona przez Bartosiaka i Klinke, którzy nie mieli łatwego zadani. Z odpowiedziami Dyjaka, które momentami odcinają dopływ tlenu. Niespodziewanie - zdaniem, słowem, tym co pomiędzy wierszami.

czwartek, 27 listopada 2014

Warren Ellis - Wzorzec zbrodni

Czarno-biały Nowy Jork, pełen zbrodni w najbardziej makabrycznym wydaniu, zamiast muzyki - radio policyjne i niekończąca się litania pełna nienawiści, krwi, znieczulicy. Zamiast mdłości, które byłyby naturalnym odruchem - obojętność, przyzwyczajenie. Codzienność. Z tego paskudnego, nierzeczywistego, zdehumanizowanego życia-otępienia głównego bohatera - Tallowa, wyrywa kula wystrzelona w głowę jego partnera. Wybryk nagiego szaleńca, który postanowił w zdecydowany sposób dać wyraz sprzeciwu wobec eksmisji. To nadal codzienność, Tallow jednak na fali wydarzenia, sprawdzając feralną kamienicę odkrywa mieszkanie dosłownie wytapetowane bronią.

Kilkaset nierozwiązanych morderstw - to właśnie ląduje na jego biurku. Wraz z poleceniem, aby wypił piwo, które nawarzył. Pierwsze pytanie, które się rodzi - kim jest człowiek, który tworzy dzieło z broni, który zabił tyle osób i nie zostawił żadnego śladu - czy jest płatnym mordercą, czy raczej seryjnym, a może "jego pasja stała się pracą"? Czytelnik jest w nieco bardziej komfortowej sytuacji, niż Tallow - wie nieco więcej, poznaje łowcę, o ile to możliwe. Człowieka, który tak naprawdę nie żyje w tym samym świecie, co jego ofiary, człowiek, który pożera sam siebie i który siebie samego stracił dawno i daleko.

sobota, 8 listopada 2014

Piotr Adamczyk - Dom tęsknot

Niezwykle wdzięczne tematy: dom, rodzina, pamięć, przemijanie i do tego burzliwa historia i zderzenie kultur. We wrocławskiej, poniemieckiej kamienicy istnieje pewien mikroświat, mała ojczyzna, kompletnie nie związana z ziemią, a z tym co przez ponad pół wieku tworzyło się między ludźmi. Więzi, własne legendy i tajemnice. Piotr Adamczyk zaczyna snuć swoją historię z perspektywy dziecka, od pierwszych wspomnień, przedstawia coś absolutnie nieuchwytnego, niewidocznego z zewnątrz, a co już od samego początku nierozerwalnie wiąże się z różnymi odcieniami tęsknoty, przemijania, śmierci. Opisuje całe życie Piotra - dorastanie, wielką miłość, powodzenia i niepowodzenia, całą drogę.. do celu? Najpierw wspólne tworzenie, budowanie, dalej - długą drogę w dół, i na koniec upadek, a raczej zniknięcie (ludzi) i rozpad (świata). 

Piotr zostaje niczym ostatni człowiek na ziemi. Autor w piękny sposób przedstawia filigranowość rzeczywistości, jednoczesną bezwzględność, a przy tym całkowitą subiektywność. Adamczyk opisuje świat, którego już nie ma, który przeminął i nigdy nie wróci. "Dom tęsknot" jest chyba najbardziej nostalgiczną książką jaką czytałam, a jednocześnie cudowną, ciepłą, pokazującą wartość, zwracającą uwagę na coś, co się skończyło w dużej mierze dlatego, że przez długi czas było czymś oczywistym. Już nie ma świata, w którym tak wielką rolę odgrywają duchy, historia, a wspólne zamieszkiwanie budynku  nie spaja. Adamczyk stworzył książkę nie tylko o ludziach, ale też o miejscu - o wspomnianej kamienicy, która dla jej mieszkańców wyznaczała granice świata, percepcji, była punktem odniesienia.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Zadie Smith - Londyn NW

Jedna z moich ulubionych autorek i bardzo wyczekiwana książka. Według krytyków dodatkowo najlepsza pozycja w dorobku Smith (może nie imponującym pod względem ilości, ale za to niezwykle bogatym jeśli chodzi o treść). Elektryzujący portret miasta i pokolenia, mieszanka hipnotyczna, narkotyczna, krytyczna, przejmująca. Wciąga, przywiązuje do siebie, burzy to co znane i cenione, stawia na ich miejsce domek z kart. Zmienia myślenia i postrzeganie. Ukradkiem, pod przykrywką niewiel znaczących scen, marazmu lub pogoni za nieznanym celem, którego uparcie nikt nie wskazuje.

Zadie Smith, na przykładzie 4 postaci, szkolnych kolegów, których ze sobą nie łączy nic lub prawie nic, prócz pochodzeniem, opisuje dorosłość. Różne jej warianty, przypisywane jej znaczenia. Ukazuje ludzkie słabości, czy po prostu słabość ludzi jako taką, ich kruchość i ciągły wewnętrzny konflikt, problem tożsamości istniejący praktycznie w każdym. Zestawia sferę deklaratywną z rzeczywistością i z tym co widzą inni. Potrafi sparaliżować, uchwycić myśli, których jeszcze nikt nie spisał, których sformułowanie wydaje się niemożliwe, których zarys z trudem można dostrzec. Myśli z których czasami można tylko próbować zdać sobie sprawę.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Charles Willeford - Nadzieja dla umarłych


Hoke Moseley, to starzejący się, bliski emerytury sierżant, z całych sił starający się przeżyć kolejny dzień, a do tego zrobić to według obowiązujących (czy też ad hoc ustalonych) zasad. Główny bohater serii jest kompletnie nieprzystosowany, nieżyciowy, niepoprawny politycznie - choć sam jest dumny z tego, że jest dokładnie odwrotnie. Jego dziwactwa są niegroźne, istnieją ku uciesze czytelnika, Ci którzy Hoke'a znają, są w stanie przymknąć oka na jego wybryki i dziwactwa. Mężczyzna mieszka w podrzędnym hotelu, w którym pełni funkcję dorywczego ochroniarza, żyje z dnia na dzień, a do problemów finansowych tak się przyzwyczaił, że przestały dla niego istnieć. Co drugą wypłatę wysyła swojej żonie, marzy o nowej, lepiej dopasowanej szczęce, stara się zrzucić zbędne kilogramy i odnaleźć się w nowej sytuacji zawodowej, w której to stał się partnerem młodej Kubanki. Ale przede wszystkim - żyje bez zobowiązań i jest jedyną osobą, za którą ponosi odpowiedzialność.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Herbjørg Wassmo - Księga Diny

Uwielbiam takie książki – opowieści, dzięki którym poznajemy pewien wycinek rzeczywistości w sposób naturalny i na wskroś. „Księga Diny” słusznie została wydana w serii Arcydzieła Literatury Norweskiej – jej siła jest ogromna, zalety nieprzeliczone – książka jest niemal idealna, a jej blask nie jest chwilowy, to klasyka.

Dina, córka referendarza, naznaczona w dzieciństwie śmiercią matki, odepchnięta przez ojca jest postacią nieokiełznaną, pozostawioną samą sobie, a przez to kompletnie nie pasującą do świata, w którym musi odnaleźć się już jako dorosła kobieta. Posiada swoje zasady, swoją wizję świata i siebie, a konwenanse i zwyczaje, to coś co zwykle leży daleko od jej drogi. Dina jest silna, ma w sobie pewną pierwotną siłę, która jednocześnie zabija ją i sprawia, że żyje, w Dinie mieszają się wszelkie sprzeczności i skrajności, każdy gest i słowo ma znaczenie, jej zmysły są ciągle wyostrzone. Na zewnątrz Dina wygląda niczym z żelaza, ale nigdy nie udało się jej zaznać spokoju.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Thorgal (słuchowisko) - na podstawie komiksu Grzegorza Rosińskiego i Jeana Van Hamme’a

Miałam w swoim życiu okres wielkiej fascynacji komiksami, a komiksy Rosińskiego i Van Hamme'a były jednymi z ważniejszych. Słuchowiska studia Sound Tropez uwielbiam, dlatego niezmiernie ucieszyłam się kiedy usłyszałam, że na warsztat artyści wzięli tym razem właśnie "Thorgala". Po raz kolejny się nie zawiodłam, niezmiennie jestem pełna podziwu dla pracy Studia i jeśli ktoś jeszcze nie słyszał jakie perełki, jakie niesamowite słuchowiska tworzy - koniecznie niech nadrabia!

Pisząc tu o "Thorgalu" zupełnie nie mam zamiaru rozwodzić się nad fabułą - z obawy, że mogłabym kogoś niepotrzebnie zniechęcić. Oczywiście nie dlatego, że czegoś jej brak, ale gatunek może wydać się zbyt hermetyczny itd. Dość powiedzieć, że mamy do czynienia z mieszanką opowieści o Wikingach i fantastyki, zresztą czy jest ktoś, kto nie słyszał o "Thorgalu"? Przecież to klasyka, najpopularniejsza w Europie seria, wydawana od od 1997 roku i przekładana na dziesiątki języków!

środa, 18 czerwca 2014

Günter Wallraff - Na samym dnie

Kolejny tom z serii Klasyki Dużego Formatu i kolejny świetny reportaż. Tym razem bez wahania powiem - najlepszy z całej serii i jeden z lepszych, ciekawszych jakie kiedykolwiek czytałam. Dziennikarstwo uczestniczące, coś czego - zapewniam was - nie znacie. Do tego postać Güntera Wallraffa. Nie wiem jak to się stało, że o nim nie słyszałam, ale postać niezwykła, uprawiająca swój zawód z ogromnym poświęceniem. Właściwie działacz społeczny, bardziej niż reportażysta, demaskujący niesprawiedliwości i faktycznie z nimi walczący. Reportaż traktujący jako narzędzie, człowiek czynu i słowa.

Günter Wallraff wciela się w Alego, imigranta z Turcji - przez 2 lata próbuje odnaleźć się w Niemieckim społeczeństwie lat 80. Dosłownie - trafia na samo dno, gdzie człowiek nie znaczy nic, jest wyzyskiwany, oszukiwany, poniżany, pracuje w nieludzkich warunkach, zabójczych na dłuższą metę, a na co dzień kompletnie wyniszczających i wyczerpujących. Treść reportażu jest szokująca, to jak Ali, jak Turcy w Niemczech byli traktowani nie tak dawno temu, co musieli znosić bez mrugnięcia okiem od KAŻDEGO kogo spotkali na swojej drodze, w pracy, w Kościele, na ulicy - jest zatrważające. Zanim Ali trafia do "stałej" pracy przez długie miesiące tuła się, bez żadnych oczekiwań, w poszukiwaniu czegokolwiek - domu, zatrudnienia. Günter Wallraff mówi wprost: nie przeżyłby tej drogi gdyby nie fakt, że Ali tak naprawdę nie istniał, gdyby faktycznie był imigrantem z Turcji. I to wszystko po to by trafić do człowieka handlującego ludźmi, wysyłającego ich do pracy w trujących pyłach, po to by stać się królikiem doświadczalnym koncernów farmaceutycznych itd.

środa, 11 czerwca 2014

Katarzyna Boni, Wojciech Tochman - Kontener

Przez jakiś czas o Syrii było głośno, wojna, śmierć, uchodźcy. Ale widocznie temat się nie przyjął, ponieważ od jakiegoś czasu na jej temat cisza. Kraj daleki, łatwo zapomnieć, odwrócić głowę, a sytuacja się przeciąga, traci znamiona sensacji, schodzi na dalszy plan. Syryjscy uchodźcy czekając na pomoc tkwią w pogrążonych w beznadziei, niebezpiecznych, wielkich obozach w Jordanii, kraju gdzie liczba uchodźców wojennych jest największa na świecie. Zapomniani, zagubieni, straumatyzowani, tkwią w miejscu, który nie jest niczyim domem, od lat w zawieszeniu, bez możliwości podjęcia pracy, kształcenia, normalnego życia.

Bardzo cieszę się, że Tochman, którego nazwisko działa jak magnes, wraz z Katarzyną Boni podjęli się napisania o syryjskich uchodźcach. Dzięki temu książka niezwykle ważna ma szansę trafić do szerokiego grona czytelników. Na obojętność świata trzeba zwracać uwagę, trzeba mieć świadomość. Jest ona bardziej przerażająca niż sama wojna w Syrii, jest niewybaczalna. Książka działa jak kubeł zimnej wody, otwiera oczy i trafia w najczulsze miejsca. 

wtorek, 3 czerwca 2014

Kjell Ola Dahl - Lodowa kąpiel

Po kilku nieudanych próbach z kryminałami wydawnictwa Czarne postanowiłam spróbować jeszcze raz, ostatni jeśli pójdzie źle. Zachęcona pochlebnymi recenzjami "Lodowej kąpieli, uznałam że jest to książka idealna na tego typu próbę. Jeśli nie ta, to żadna - każdy w końcu potrzebuje granic i uproszczeń. Mimo wszystko udało podejść mi się do książki bez uprzedzeń i.. przeczytałam ją niemal jednym tchem, jak dawno nie zdarzyło mi się z żadną książką. Kompletnie przepadłam.W mojej głowie zaczął wyświetlać się film, a ja nie mogłam przestać go oglądać.

Książka zaczyna się dość niezobowiązująco - ot, dwa na pozór nieszczęśliwe wypadki, śmierci bez związku, proste sprawy. Utonięcie i wypadek w metrze z udziałem bezdomnej narkomanki. Sprawy łatwe do rozwiązania, jednak szybko pojawiają się wątpliwości co do faktycznego biegu zdarzeń. Pojawiają się anonimowi informatorzy, nieścisłości, a Lena prowadząca śledztwo kilkakrotnie spotyka na swojej drodze niejakiego Stiana Romera, który usiłuje ją zabić, a na temat którego przełożeni nakazują jej milczeć.. W śledztwie brakuje wielu elementów, jednak zatacza ono coraz szersze kręgi - zahaczając aż o parlament i inne szacowne instytucje, wykraczając nawet poza granice kraju. Śledztwa nie da się zamieść pod dywan, jak zdaje się wielu by pragnęło. 

środa, 7 maja 2014

Sylwia Szwed - Mundra

Mundra, czyli mądra, nazywana różnie - z mniejszym i większym szacunkiem i ładunkiem znaczenia: babką, znachorką, akuszerką, obecnie położną. W Polsce zawód położnej nie jest wysoko ceniony, sytuuje się ją bardzo blisko pielęgniarki, nierzadko nawet myli. Bycie położną nie wiąże się z szacunkiem, prestiżem, a nawet godnym wynagrodzeniem. O położnych słyszy się też częściej w negatywnym kontekście: głównie jeśli mowa o złym traktowaniu rodzących kobiet, czy w formie bezpośrednich skarg. Od czasu do czasu można też usłyszeć, że nie są zadowolone ze swoich zarobków. Wydaje mi się, że przeciętny mieszkaniec naszego kraju wie o położnych właśnie tyle. 

Medykalizacja ciąży, przeniesienie porodów do szpitali, a nierzadko na sale operacyjne, odejście od opieki nad kobietami do sprawnego przyjmowania porodów, stopniowa degradacja położnych i ich pracy, dyktat lekarzy, uprzedmiotowianie WSZYSTKICH kobiet uczestniczących w porodzie (w tym położnych) - wszystko to miało straszne skutki, opłakane. W historii zawodu położnych brak ciągłości. Syliwa Szwed w swojej książce zamieściła 10 wywiadów z położnymi, kobietami reprezentującymi 3 pokolenia, różne szkoły, podejścia, światopoglądy i mającymi różne doświadczenia. Niemal w każdym wywiadzie słyszymy słowa krytyki wobec siebie i swojej pracy wykonywanej w przeszłości, głównie do lat 90.. Dlaczego? Nie dlatego, że wcześniej źle pracowały, źle życzyły rodzącym, ale dlatego, że nie potrafiły odróżnić dobrej praktyki od złej, tak zostały nauczone, dlatego że myślały, że właśnie tak wygląda dobra opieka i pomoc.