czwartek, 31 stycznia 2013

Alice Munro - Zbyt wiele szczęścia


Zbyt wiele szczęścia to zbiór niesamowitych opowiadań. Kiedyś uwielbiałam opowiadania, ale od jakiegoś czasu nie trafiłam na żaden zbiór, który by mnie zadowolił. Zwykle po przeczytaniu opowiadania czuję po prostu niedosyt, nawet te ciekawe wydają się niekompletne, w najlepszym razie traktuję je jak ciekawy szkic, czy punkt wyjścia dla czegoś naprawdę dobrego. Jestem fanką powieści i to powieści monumentalnych. Ale przecież od każdej reguły są wyjątki..

Sięgając po "Zbyt wiele szczęścia" właściwie myślałam, że to powieść, gdy się zorientowałam że to zbiór opowiadań nieco się zaniepokoiłam. Ale każde opowiadanie z tego tomu mogłabym uznać za mistrzowskie! Paradoksalnie najmniej do gustu przypadło mi najdłuższe, a w dodatku tytułowe opowiadanie. 

Historie zawarte w tym zbiorze przedstawiają ludzi w przełomowych, kryzysowych, najtrudniejszych momentach ich życia. Opowiedziane są z dystansem, bez zbędnych emocji i dramatyzowania pozwalają na  własne interpretacje. Nie są oczywiste, myślę, że to jak zostaną odczytane w dużej mierze zależy od własnych doświadczeń i poglądów. Mówią o uniwersalnych kwestiach i w dodatku w taki sposób, że mogą one zmieniać swoje znaczenie, wydają się być bardzo plastyczne. Bardzo lubię właśnie takie książki, które pozostawiają sporo w rękach czytelnika, stworzenie takich książek wydaje się ogromnym wyzwaniem, ale ich lektura jest tak cudowna..

piątek, 25 stycznia 2013

Dennis Lehane - Pułapka zza Grobu

Jak już wspominałam jestem fanką Lehane'a. Bardzo lubię jego styl, to jak prowadzi akcję, jeszcze mi się nie zdarzyło by któraś z książek od początku wydawała mi się oczywista. Fabuła zawsze zakręcona, wielowątkowa, nieoczywista, "zagadki" zaś trudne do rozgryzienia. 

Kiedy zaczynam czytać książkę Lehane'a, wiem że przepadłam! Nie potrafię oderwać się od lektury, a więc jak dla mnie jest to lektura na jeden wieczór - długi wieczór, ponieważ "Pułapka zza grobu" liczy sobie ponad 300 stron. Ale właśnie to lubię, taki specyficzny klimat podczas czytania Lehane'a - siadam i znikam, naprawdę świetna rozrywka.

Wiadomo, że nie jest to kandydat do nagrody Nobla, ale w swoim gatunku jest mistrzem! Zapewnia to czego oczekuje się sięgając po kryminał/sensację - trzyma w napięciu, wciąga, ma klimat, mi niczego więcej nie trzeba! A nie jestem wielką fanką kryminałów, to znaczy jestem, ale ciężko mnie zadowolić, jednak polecając Lehane'a, robię to z czystym sumieniem!

niedziela, 20 stycznia 2013

Piotr Czerwiński - Przebiegum życiae

Oj długa to była przerwa na blogu, a i długo męczyłam ostatnią książkę. Niestety życie studenta jest ciężkie przez kilka tygodni w roku i tym właśnie się usprawiedliwiam. :) Ale przeczytałam i spieszę podzielić się wrażeniami!

Przebiegum życiae okazało się być lepszą książką niż się spodziewałam, to po pierwsze. Nie było to zwykłe czytadło, które można połknąć w jeden wieczór i zapomnieć, pod płaszczykiem humoru i lekkiego języka skrywa całkiem sporo, całkiem sporo mówi o życiu w dzisiejszym świecie, o lękach, problemach, o tym co dziś znaczy człowiek. Na pewno nie jest to wizja optymistyczna, nawet przez moment taką nie była. Świat pędzi i się nie zatrzyma, nie zwolni nawet na moment, a jeśli ty zwolnisz, to cały twój świat przetoczy się po tobie, taka to wizja. Wizja to może nie odkrywcza, ale prawdziwa.

Książkę czyta się bardzo dobrze, tak stwierdzam już teraz. Ale muszę przyznać, że z początku bardzo denerwował mnie sposób w jaki została napisana - polsko-angielskim żargonem, początkowo nie widziałam celu w tym zabiegu, ale w końcu stwierdziłam, że celowy był jak najbardziej. Można wczuć się w sposób myślenia bohaterów i narratora i ostatecznie książkę czyta się bezproblemowo, a dzięki użytemu językowi wciąga nawet bardziej.

niedziela, 13 stycznia 2013

Czasami potrzebna przerwa

Jak widać w tytule, czasami potrzebna przerwa. Chyba każdemu i we wszystkim się przydaje - przerwa od pracy, od ludzi, od jedzenia, od alkoholu. Każdy ma swoje przerwy, ja mam przerwy w czytaniu. Nie jakieś wielki, wystarczy kilka dni mniej intensywnych lektur - czytaj: czytania w tramwajach i przy okazji oczekiwania na kawę etc.
Właściwie nie mogę mówić o przerwie w klasycznym tego słowa znaczeniu - nie chodzi o odpoczynek, nabranie sił, nie chodzi też o znudzenie, ani o brak chęci. Kiedy nie czytam zwykle oglądam. Filmy rzecz jasna, ewentualnie jeśli coś mnie wciągnie to serial. Raz na dwa miesiące mniej więcej mam wielki filmowy tydzień, w czasie którego chłonę filmy w każdej wolnej chwili - 3,4,5 dziennie, jak się uda, jak Bóg da.
Właśnie nadszedł taki czas. Chcę się tym podzielić na tymże blogu, bo kilka filmów uznałam za naprawdę godnych polecenia, nieważne że to blog z recenzjami książek i nie ważne, że taki posty będą pojawiały się rzadko. Na pewno nie mam zamiaru nagle recenzować tu również filmów, po prostu jeśli coś mi się szczególnie spodoba, to wam powiem :)
Filmy o których napiszę nie są ani nowe, ani szczególnie popularne, czasami można je zobaczyć w kinach studyjnych albo jakimiś swoimi sposobami się o nie wystarać.
Napisze o 3 filmach, zwycięskiej trójce można powiedzieć :) Filmy na pewno bardzo specyficzne, ale do mnie przemówiły, prostotą przede wszystkim i autentycznością.

Miejsce I - Nadzy - Mike Leigh

Każda scena w tym filmie była dla mnie ważna, jeden z lepszych filmów jakie widziałam w ogóle. Naprawdę niesamowity film. Co prawda powinnam ostrzec, że może wywołać myśli samobójcze, a już na pewno nie poprawi humoru. Ale od razu powiem, że zdecydowanie bardziej wolę smutne filmy, więc nawet jeśli znajdzie się tu jakaś komedia, to będzie to pewnie smutna komedia - tak, istnieją takie.
Jestem wielką fanką całej twórczości Mike'a Leigh'a, ale ten film przeszedł moje najśmielsze oczekiwania - przerysowany, a jednocześnie autentyczny, o prawdziwych emocjach i o prawdziwych ludziach, którzy potrafią być obrzydliwi, śmieszni, żałośni, źli, ale nadal są ludźmi.

Miejsce drugie - Miss poniedziałku - reż. Benson Lee

Kolejny film, który można określić jako przerysowany, lekko groteskowy, ale właśnie to jest jego zaletą. Naprawdę nie spodziewałam się, że film będzie tak dobry, według mnie mógłby uchodzić za film kultowy. Można by posłużyć się cytatem z tego filmu do jego opisania - scenarzysta szukający inspiracji, główny bohater powtarza sobie kilkakrotnie: "stwórz indywidualność, a będziesz miał typ. Stwórz typ, a nie będziesz miał nic". Właściwie o tym jest film, o indywidualności, która jest typem, o podobnych sobie ludziach, którzy są sobie obcy, o samotnym tłumie, który nie wie jak żyć.

Miejsce trzecie - Zupełnie inny weekend - Andrew Haigh

Film baaardzo subtelny, o bliskości, o odnajdywaniu siebie, o walce o swoją tożsamość, którą toczymy przy pierwszych spotkaniach. W filmie można odnaleźć bardzo dużo wątków, myślę że każdy skupi się na czymś innym, właśnie dlatego uważam że ten film należy polecać, jest to film który coś zmienia. Po pierwsze w samej konwencji filmów, a po drugie w sposobie postrzegania rzeczywistości, myślę że film to ważny. Film, który ma duży potencjał by docierać do najbardziej zamkniętych umysłów i tam siać ziarnko zwątpienia. Chciałam tego uniknąć i nie pisać, że film opowiada historię dwójki młodych mężczyzn, bo wiem że dla wielu osób jest to z góry szufladkujące filmy jako o tematyce LGBT, czyli nie dla nich, albo na specjalną okazję, albo jako ciekawostkę. A w tym filmie piękne było to, że film tak naprawdę nie mówił o parze gejów, ale o dwójce poznających się osób, o rodzącej się miłości. Bohaterami byli geje, ale to jeszcze nie znaczy, że film był o takiej tematyce, właściwie chyba pierwszy raz widziałam taki film, który klasyfikowany jest jako film LGBT, ale w którym orientacja seksualne jest tak naprawdę drugoplanowa. Oby więcej takich filmów.

I to by było na tyle, mam nadzieję że mi wybaczacie małą zmianę tematu, kolejny wpis już będzie o książkach ;)

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Agnieszka Drotkiewicz - Teraz

Taka malutka książeczka to, w sam raz do czytania w tramwaju/pociągu lub do pochłonięcia w jeden wieczór. Czyta się łatwo i przyjemnie, bez większej fabuły, raczej strumień świadomości. Mi nie przypadło zbytnio do gustu, choć napisane sprawnie i konsekwentnie, po prostu nie lubię tego typu prozy.

Książkę nazwałabym popisem sprawnego posługiwania się symbolami i odwołaniami do rodzimej popkultury. Agnieszka Drotkiewicz sypie wszystkim tym co można usłyszeć lub wyczytać, jakby książka o kobiecie myślącej tekstami piosenek i złotymi myślami. Tylko dlaczego cytaty w tej książce nie są zaznaczane? To mnie osobiście zastanawia - zastanawia też to co tak naprawdę sama ona napisała, a co tylko pozlepiała. Cała książka jest zabawą słowem, trzeba przyznać, że autorka sprawnie działa, w czymś co bohaterka jej powieści nazywa światem liter. Ale mi to nie wystarcza, przy krótkich formach - felietonach na przykład może i to się sprawdza, ale od książki wymagam czegoś więcej niż zgrabnych zdań, a tak naprawdę tu nic innego nie znalazłam. Agnieszka Drotkiewicz może i jest niezłą dziennikarką, potrafi przeprowadzać wywiady, napisać raz w tygodniu krótki tekst dla czytelników wysokich obcasów, który przeczyta się z uśmiechem, ale to tyle, pisarką według mnie jest co najwyżej przeciętną.

sobota, 5 stycznia 2013

William Wharton - Tato

Dzisiaj książka, która ma już swoje lata, tytuł pewnie każdemu znany, ale i tak o niej napiszę :) Na mojej półce książka stała wiele lat czekając na swoją kolej, kilka razy się za nią zabierałam, ale zawsze coś mi przeszkadzało w jej kończeniu, bynajmniej nie było to nic w samej książce. Cieszę się jednak, że książkę przeczytałam teraz, a nie na przykład w liceum, po lekturze stwierdzam, że do tej książki trzeba dojrzeć.
Na pewno nie jest to lektura dla zbuntowanego nastolatka. :)

Spodziewałam się, że książka będzie dobra i się nie zawiodłam. Ale to czego się spodziewałam było czymś zupełnie innym, niż to co w książce znalazłam. Proza Whartona jest bardzo według mnie specyficzna, rozpoznawalna, mi bardzo odpowiada, "Tato" jest po prostu kompletnie inne niż pozostałe książki tego autora. Wydarzenia właściwie schodzą na dalszy plan, najważniejsze w niej są relacje, emocje, uczucia, fabuła właściwie jest tylko tłem, czy też pretekstem do przedstawienia tego co się dzieje wewnątrz bohaterów. Z początku trudno było mi się wbić w ten styl, ale w końcu książka pochłonęła mnie kompletnie.

wtorek, 1 stycznia 2013

Lidia Ostałowska - Farby wodne

Już od jakiegoś czasu planowałam zabrać się za tę książkę, ale jakoś tak ciężko było z tym. Pozycja jakby obowiązkowa i taka dobra z założenia, bo nominowana do nagrody Nike, a reportaże wydawane przez Czarne po prostu uwielbiam. Ale temat jakby trochę zniechęcał - właściwie nie wiedziałam czego się spodziewać, bo żadnych streszczeń, czy recenzji nie czytałam, nawet okładkowy opis w całości nie przeczytany. Więc tyle co wiedziałam, że do czynienia mam z reportażem oraz że dotyczyć będzie Holokaustu.

Książek na ten temat jak wiadomo napisano wiele i według mnie często zapędzają one czytelnika w pewną pułapkę, mocno emocjonalne i epatujące polską martyrologią. Szczególnie jeśli chodzi o literaturę piękną od jakiegoś czasu unikam czytania na ten temat. Książki naukowe można powiedzieć bronią się siłą rzeczy, więc o nich nie wspominam. Reportaż jednak to inna bajka - pozycja autora jest ważna, nie chodzi o żaden obiektywizm, więc moje nastawienie było co najmniej średnie. Reportaż również jest gatunk/iem, który wydaje mi się stosunkowo rzadko wykorzystywany do opisywania Holokaustu. Czasy przed 1989 rokiem z jednej strony były niezbyt sprzyjające do pisania na ten temat, a z drugiej strony obecnie ciężko napisać reportaż o tak odległym czasie (stosunkowo) ponieważ brak świadków.