Zawsze chętnie, z dużymi oczekiwaniami i wręcz z drżeniem rąk sięgam po antyutopie. Uwielbiam ten gatunek, w którym z założenie chodzi o coś więcej, a co zwykle skrywa się za ciekawą fabułą. Książka Juli Zeh porusza ciekawy temat - coraz większej medykalizacji wielu dziedzin życia, a przy okazji - jak to antyutopia zahacza o temat wolności, rozwoju, różnego rodzaju konfliktów, ewolucji wartości itd.
Przedstawiona w książce sytuacja jest skrajna. Życie i zdrowie jako największa wartość - nie brzmi to przerażająco, jednak w momencie kiedy życie sprowadza się do ciągłego dbania o ciało, kondycję; analizie poddawane jest wszystko - począwszy od składu powietrza w mieszkaniu, po skład tego co mieszkanie opuszcza kanałami, kiedy każdy człowiek wszczepiony ma chip, codzienne badania krwi i moczu to obowiązek, kiedy ciało i własne życie przestaje być własnością jednostki - wszelkie wzniosłe hasła zmieniają swój sens.
Mia Holl całe życie wiernie służyła METODZIE - wierzyła w nią i nigdy nie buntowała się przeciw nałożonym na nią obowiązkom. Przeciwko METODZIE zresztą trudno i niebezpiecznie się buntować - uznawane jest to za terroryzm, a nawet banalne z pozoru niedopełnienie obowiązku treningowego, czy wypicie kawy może skutkować wezwaniem do sądu na rozmowę wyjaśniającą i przydzieleniem opiekuna. Od takiej rozmowy zresztą rozpoczyna się skazana na porażkę, wręcz samobójcza misja Mii. Młoda kobieta, pogrążona w smutku po śmierci brata zmuszona zostaje do stawienia się przed sądem - od tygodnia nie dotarły od niej żadne próbki, od tygodnia też zaniedbuje treningi. W skutek kilku pomyłek i odrobiny manipulacji ze strony obrońcy Mii, zostaje ona oskarżona o działanie przeciwko METODZIE - podobnie zresztą jak jej brat.
W miarę rozwoju wypadków do Mii dociera bolesna prawda o świecie w którym żyje, wszelkie jego absurdy i przede wszystkim to, że METODA nie jest nieomylna. Proces przeradza się w krucjatę i angażuje tłumy, ostatecznie jednak staje się symbolem beznadziei i zepsucia świata, w którym każdy stał się niewolnikiem, w którym ludzie zapomnieli o samych sobie, w którym istnienie duszy, czegoś osobowego, wyróżniającego z tłumu nie jest wcale oczywiste.
Juli Zeh stworzyła antyutopię, w której głównymi środkami wyrazu jest ironia, groteska, absurd. Napisana została w bardzo teatralny sposób, "Corpus delicti", to właściwie scenariusz, któremu dopiero czytelnik nadaje sens. Wszystko jest tu przesycone wisielczym humorem, a jednocześnie bardzo stonowane - wszelkich "osobowych" bohaterów i ich monologi skutecznie równoważy schematyczność postaci reprezentujących METODĘ. Pod względem literackim książka jest bardzo ciekawa, choć mnie osobiście nie porwała - raziła mnie wspomniana teatralność słów i gestów bohaterów - choć zdaję sobie w pełni sprawę, że nie była to kwestia przypadku, a zamysłu autorki.
Przekaz książki jest jasny i prosty, właściwie nijak niezakamuflowany. Sytuacja wykreowana przez autorkę jest sztuczna i zakłada bezpośrednią konfrontację, operowanie tylko słowem. Choć widzimy Mię w różnych sytuacjach - "Corpus delicti" to zapis procesu i nawet na moment nie udaje się o tym zapomnieć. Kwestia gustu, ale mi się to nie spodobało - przeszkadzała mi sztuczność sytuacji, takie trochę pójście na łatwiznę i łopatologiczny sposób przekazu. Nie znalazłam w książce miejsca dla czytelnika, na interpretację i przemyślenia, dojście do jakiejś prawdy. Co autorka miała do powiedzenia - powiedziała bezpośrednio.
Myślę, że warto sięgnąć, książka porusza ciekawy temat i jej konstrukcja też zasługuje na uwagę - jedni docenią, inni tak jak ja mogą poczuć się trochę zawiedzeni, ale jest to jedna z tych książek, które mimo wad warto znać.
Ocena: 6/10
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: klucznik, czytamy polecane książki (książka polecana przez wykładowcę)
Sam temat wydaje się ciekawy, ale obawiam się, że trochę może mi przeszkadzać "łopatologia" w przekazywaniu treści. Muszę się zastanowić nad lekturą, ale na wszelki wypadek - zapisuję tytuł.
OdpowiedzUsuńGeneralnie jak tak przeglądałam recenzje innych blogerów i na lubimyczytać, to dość pozytywne. Spróbować można, tym bardziej że próba, choć może nie do końca udana, to i tak ciekawa.
UsuńO proszę, ciekawa książka. Taką tematyką nigdy nie pogardzę!
OdpowiedzUsuńNigdy czegoś takiego nie czytałam i przyznam, że jestem zaintrygowana!
OdpowiedzUsuńKafka ciągle gdzieś mi siedział z tyłu głowy gdy czytałem recenzję :) Dawno nie miałem w łapach dobrej antyutopii, ale chyba poszukam czegoś lepszego, a to z tego względu, że zbyt rzadko je czytam, żeby tracić czas na potencjalnego średniaka :)
OdpowiedzUsuńNawiązań do klasyków można znaleźć więcej w tej książce :) Ale rozumiem Cię doskonale, dla mnie to był właśnie taki przeciętniak, a dość długo się zbierałam do lektury i miałam coraz większe oczekiwania.
UsuńBrzmi ciekawie, jeszcze czegoś takiego nie czytałam, także chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńKiedy zobaczyłam w nowościach wydawniczych te książkę, od razu nabrałam ochoty na jej przeczytanie, ale później zaczęły się pojawiać mało pochlebne recenzje i jakoś entuzjazm osłabł. Możliwe, że sięgnę po "Corpus delicti", ale raczej nie w najbliższej przyszłości.
OdpowiedzUsuńJa jestem ciekawa też innych pozycji autorki i na pewno po coś sięgnę, może będzie lepsze od "Corpus delicti" i będę bardziej zachęcać do czytania :)
UsuńPo antyutopie zazwyczaj nie sięgam wcale, ponieważ ciężko mi ,,wczuć'' się w wizje świata wykreowaną przez danego autora, dlatego obawiam się, że z powyższą książką miałam bym podobny problem, więc wolę jednak nie ryzykować tym bardziej, że widzę po twojej recenzji, iż wielkich rewelacji nie ma.
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam i jest to coś w co mi się chyba właśnie najłatwiej wczuć :) Mam tak od czasu M. Atwood i "Czasu potopu", choć i wcześniej lubiłam takie klimaty. Tej nie polecam jeśli nie jesteś fanką gatunku.
UsuńTroszkę mam mieszane uczucia, więc przeczytam tylko jeśli sama jakoś trafi na moją półkę :)
OdpowiedzUsuńNie do końca jestem przekonana, ale sam temat jest ciekawy.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak bym powiedziała, tyle że po przeczytaniu :)
Usuń