Może na początek wytłumaczę się z wyboru lektury. Sama z siebie nigdy bym na pewno po książkę nie sięgnęła - zaproponowano mi egzemplarz recenzencki i własnie dlatego w ogóle rozważyłam jej lekturę. "Czas Burzy" został napisany przez włoskiego dziennikarza, dyrektora Szkoły Dziennikarstwa w Perugii; z materiałów którymi dysponowałam wynikało, że jest to swego rodzaju kryminał osadzony w Watykanie. Stwierdziłam, że może warto dać książce szansę, poszerzyć horyzonty i przy okazji też zmierzyć się z własnymi uprzedzeniami.
Podkreślam, że byłam pewna iż jest to kryminał. I choć już w pierwszy rozdziale pojawia się trup, zgwałcona dziewczynka i kościelny skandal, to książka kryminałem na pewno nie jest. To co dzieje się w pierwszych rozdziałach można by uznać za interesujące i nawet dobrze rokujące, ale niestety wątki się urywają. Tajemnica się nie rozwiązuje, a do rzeczonego trupa w całej książce autor wraca może 2-3 razy - sama zresztą nie wiem po co.
Więc czym jest "Czas burzy"? Co to za gatunek - nie mam pojęcia, ale na pewno nie mój ulubiony. Połowa książki to cytaty z Biblii oraz innych tekstów religijnych. Do tego całe strony kazań (dosłownie kazań - takich kościelnych), wszystko to okraszone milionem nazwisk i dat. W połowie książki ledwo udawało mi się skupić uwagę na tym co czytam.
Wszystko generalnie kręci się wokół poszukiwania grobu św. Piotra, znalezienie go bowiem miałoby uzdrowić Kościół. A szukanie go polega głównie na czytaniu tekstów Marii Valtorty (postać rzeczywista), której Jezus objawił miejsce pochówku. Tak więc czytamy te teksty wraz z głównym bohaterem. I tak naprawdę niewiele więcej się dzieje. Po przeczytaniu tekstów grób się oczywiście od razu odnajduje, a dobro zwycięża.
Jakby nie patrzeć była to lektura przewidywalna, a do tego napisana w sposób nieporywający. Dużym utrudnieniem w czytaniu był dodatkowo język, tłumaczenie, korekta.. Literówki dosłownie na każdej stronie, składnia tragiczna, końcówki się nie zgadzają, a przecinków tylu w życiu nie widziałam. Mogłabym w każdym niemal zdaniu znaleźć jakiś błąd. I nie mówię tu o drobnych błędach, ale o absolutnie przerażających. Na przykład pierwszy raz w życiu widziałam przecinek po "i". Bardzo również rozbawiło mnie zdanie z którego wynikało, że w św. Janie był św. Paweł... Prze te wszystkie błędy "Czas burzy" czytało się zwyczajnie źle. Przeszkadzały i raziły.
Nie polecam, dla mnie była to lektura nużąca i męcząca. Właściwie nie wiem do kogo jest ona kierowana, ja osobiście nie widzę żadnego potencjalnego odbiorcy "Czasu burzy". Może gdyby strona językowa była bardziej dopracowana komuś lektura mogła sprawić przyjemność, niestety osoby pracujące nad książką w polskiej wersji się nie popisały.
Ze swoimi uprzedzeniami się zmierzyłam, teraz już przynajmniej mam jakąś podstawę. Kolejny raz nie sięgnę raczej po książkę "katolicką", a już na pewno nie w takim wydaniu.
Ocena: 2/10
Jeeej co za porażka :( To już wolę to co wymyślił Dan Brown :)
OdpowiedzUsuńKolejny naśladowca Browna...
OdpowiedzUsuńHehe :) Dobre... W sensie recenzja a nie książka, ma się rozumieć. Tego typu literatura może być ciekawa, ale musi być dobrze napisana i przede wszystkim mieć wciągającą fabułę i dobrego (interesującego) głównego bohatera. A tutaj nie ma żadnego z tych składników :/ Szkoda, ale dobrze wiedzieć, że nie warto po to sięgać, żeby nie tracić czasu.
OdpowiedzUsuńJest jeszcze coś takiego jak "Ostatni papież" Luisa Miguela Roch'ki. Coś utrzymanego mniej więcej blisko klimatu "Kodu Leonarda...". Jak ktoś lubi, to można spróbować ;)
A ja nie lubię ani książek katolickich, ani Browna... Zupełnie nie czuję tych klimatów.
OdpowiedzUsuńWitam się chyba po raz pierwszy i zapraszam do siebie. :) http://ksiazkowka.blogspot.com/
ups, lepiej tego nie czytać
OdpowiedzUsuńa ja czytałem i komp;nie zgadzam sie z autorka. swietnie napisane, thriller watykanski.
OdpowiedzUsuń