„Pies..” to mój pierwszy w życiu audiobook, więc recenzja po
części dotyczyć będzie samej formy, książkę zepchnę trochę na dalszy plan. Mam
nadzieję, że będzie mi to wybaczony, tym bardziej że A. C. Doyle i stworzona
przez niego postać Sherlocka Holmesa są chyba wszystkim dobrze znane – jeśli nie
dzięki literaturze, to na pewno z innych tworów popkultury. Przy okazji klasyki
kryminału będę się rozwodzić więc nad książkami w wersji audio.
Nad sięgnięciem po jakieś słuchowisko, czy audiobooka
zastanawiałam się już od jakiegoś czasu, jednak mój tryb życia średnio
komponował się tym pomysłem. Brakowało mi po prostu zajęcia na tyle
mechanicznego, że mogłabym uważnie słuchać książki, a samo słuchanie i nic przy
tym nierobienie wydawało mi się pomysłem absurdalnym. Tryb życia na czas wakacji
jednak uległ zmianie i w końcu udało mi się zaspokoić moją ciekawość i
dowiedzieć się jak to jest posłuchać książki. :)
Sama nie wiem, czy taka forma mi odpowiada. Po pierwsze
dlatego, że w wypadku audiobooka nie mam do czynienia z książka, ale z jej
interpretacją. Mam więc wątpliwości, czy mogę recenzować książkę właśnie, czy
raczej jej realizację. Zastanawia mnie też rola słuchacza – czy w obliczu
czytanej książki pozostaje dla niego jeszcze jakaś przestrzeń, czy osoba która
słucha musi być bierna? Mam wrażenie, że słuchanie odbywa się dużo mniej
refleksyjnie niż czytanie, moje myśli były trochę zgłuszone. Powiedziałabym, że
odsłuchanie książki można porównać do pobieżnego przeczytania, ewentualnie obejrzenia
filmu, ale na pewno nie do „zagłębienia się w lekturę”.
Nie wiem czy jest to kwestia przyzwyczajenia, czy wprawy,
może dla mnie jest to zbyt duża nowość i muszę się oswoić z tą formą. Nie
zmienia to jednak faktu, że rola lektora nie pozostaje bez znaczenia – tak naprawdę
jest to tylko jego własne odczytanie, nie przekazuje on książki w czystej
postaci.
Przechodząc do samego
„Psa Baskervillów” – była to historia mniej, czy bardziej przeze mnie znana,
choć nigdy nie przeczytałam oryginalnego tekstu. Właściwie nie czytałam żadnej
książki o Sherlocku, za to za pośrednictwem kina, czy telewizji miałam jako
taki obraz detektywa w głowie, gotowy. Książka nie była w stanie go zmienić,
ale też trudno było mi ją dopasować do wyobrażeń.
I właśnie tutaj rola czytającego okazała się kluczowa – ton audiobooka był
bardzo poważny, podniosły wręcz miejscami, ale niektóre fragmenty brzmiały
według mnie raczej groteskowo.
To co ja przeczytałabym tonem luźnym, czy ironicznym przez
lektora czytane było niczym pismo święte. Łapałam się również na tym, że
przestawałam słuchać – dla mnie odczytanie było dość monotonne i niezbyt
adekwatne do treści. Źle według mnie brzmiał choćby bardzo młody głos czytającego
Jakuba Sendera.
Tak więc uczucia mam mieszane, ale tylko jeśli chodzi o
wykonanie. Co do samej książki nie mam właściwie żadnych przemyśleń – w końcu
nawet nie miałam jej w ręce, nie wiem jak sama bym ją odczytała.
Kwestia właśnie tego samodzielnego odczytania jest dla mnie
bardzo frapująca, na tyle, że zaopatrzyłam się już w kilka pozycji, które
czytałam i które zamierzam porównać z audiobookiem. Ale bardzo chętnie poznam
Wasze zdanie na ten temat, także zachęcam do zabierania głosu!
Ocena: 7/10
Witaj Twój blog został wybrany do zabawy " Nie Niszcz Książek - Używaj Zakładek" Więcej w poście: http://mkczytuje.blogspot.com/2013/07/zabawe-nie-niszcz-ksiazek-uzywaj.html / Pozdrawiam i mam nadzieje, iz zabawa się spodoba xxxx
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, ale niestety nie mam czasu na takie zabawy, a tak naprawdę też nie jestem chyba najlepszą kandydatką - moimi zakładkami jest wszystko co pod ręką, zwykle ulotki wręczone mi na ulicy :)
UsuńNie dałbym chyba rady skupić się na audio-książce. Wersję papierową czytałem i wspominam bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze trochę poeksperymentuję, mam jeszcze kilka słuchowisk, audiobooków i zobaczymy jak mi pójdzie, ale też raczej nie będę wielką fanką.. :)
UsuńJa właśnie mam problem z audiobookami, nie potrafię się na nich skupić, drażni mnie interpretacja czytajacego, która właśnie pozostawia za mało miejsca mojej interpretacji własnej, a do tego tak już zupełnie prywatnie zazwyczaj nad audiobookami zasypiam po paru zdaniach....cóż chcęsię przekonać, ale nie potrafię
OdpowiedzUsuńJa mam w tej chwili taką pracę, że albo mogę muzyki w trakcie słuchać, albo właśnie audiobooki, dlatego w ogóle spróbowałam. Mogę dzięki temu poświęcić trochę czasu właśnie na przekonanie się.. Na razie uczucia mam mocno mieszane.
UsuńTeż miałam podobne odczucia na początku mojego słuchania audiobooków, ale z czasem się przyzwyczaiłam i dziś chętnie po nie sięgam. Zwłaszcza podczas sprzątania domu i kiedy podrózuję z dużą ilością tobołów i nie mam ręki, żeby trzymać zwykłą książkę. ;)
OdpowiedzUsuńJa też pewnie będę słuchać w czasie takich różnych czynności, ale na pewno nigdy nie uznam wyższości audiobooka nad książką :)
UsuńKsiążkę przeczytałabym z dużą przyjemnością, ale audiobooki to nie moja bajka :)
OdpowiedzUsuńJa też właśnie tak myślę, ale nie chcę pochopnych opinii wydawać, muszę jeszcze trochę spędzić czasu z audiobookami żeby sobie wyrobić jakieś konkretne zdanie.
Usuńwłaśnie cały czas się waham nad przesłuchaniem jakiegoś audiobooka, nie jestem jednak do końca pewna czy to będzie coś dla mnie. A tą książkę wolałabym chyba w wersji papierowej :)
OdpowiedzUsuńTeż bym radziła Ci zacząć od czegoś innego, ja teraz mam w planach Jo Nesbo i "Karaluchy" - podobno całkiem fajne słuchowisko.
UsuńJakoś nie lubię audiobooków, właśnie dlatego, że często przyłapuję się na tym, że się na nich wyłączam i nie wiem o czym do mnie lektor mówi ;D Może kiedyś trafię na taki, że zmienię zdanie ;)
OdpowiedzUsuńU mnie to zależy też od lektora - niektórzy mają tak pełen ekspresji głos, że nie sposób się wyłączyć - ostatnio słucham audiobooka w wykonaniu W. Zborowskiego i właśnie jest to tego typu lektor.
UsuńAudiobooki nie są dla mnie, ale książkę bardzo miło wspominam. Choć bardziej podobał mi się "Znak czterech" oraz "Dolina trwogi" :)
OdpowiedzUsuń