poniedziałek, 15 września 2014

Herbjørg Wassmo - Stulecie

Sto lat na norweskiej północy, w oczach i życiu kobiet. Świat surowy, ale też w swej surowości piękny i prawdziwy, szczery do bólu i krwi. Herbjørg Wassmo snuje opowieść, tym razem o swojej własnej rodzinie, tworzy swoją historię ze strzępków wspomnień, tego co przekazywane z pokolenia na pokolenie, marzeń i przeczuć. Pisze o sobie, swojej matce, babce oraz prababce. Opisuje historyczne zmiany i los kobiet, jak się okazuje – niemal niezmienny, ograniczony sztywnymi ramami i w którym dostępnych jest tylko kilka wariantów życia. Herbjørg Wassmo opisuje też zmaganie, próby wytłumaczenia rzeczywistości przed samym sobą. I ostatecznie – jak niewielkie znaczenie ma dla innych ten opis tworzony na własne potrzeby, by znaleźć siłę do życia, jak trudno jest zrozumieć i docenić przeszłość, szczególnie własną, zawsze pełną niedopowiedzeń.

Wokół głównych postaci i wątków, być może prawdziwych, Herbjørg Wassmo buduje historie fikcyjne. Zaskakuje osadzeniem swoich przodków w barwnym i pełnym emocji kontekście. Z charakterystycznym umiłowaniem szczegółów i wydobywaniem kropli sensu z każdej sytuacji, autorka kreśli portrety. Pokazuje co kryje się za fasadą, za spokojem, milczeniem, czy rozsądnymi czynami. Bohaterowie „Stulecia” jawią się jako otwarte rany, prawdziwi ludzie – robi z własną rodziną coś niesamowitego, tworzy spójną i pełną fantazję na jej temat, fantazję, która może mieć z jednej strony ogromną siłę sprawczą, z drugiej – ma niesamowitą wartość literacką.

Nie sposób nie wspomnieć o podobieństwie do „Księgi Diny”. „Stulecie” napisane jest w niemal identyczny sposób. Język autorki w ogóle nie ulega zmianie, podobnie jak sposób opisu, czy przekazywania stanów wewnętrznych bohaterów. Po raz kolejny bohaterkami są kobiety, po raz kolejny są to kobiety mieszkające na dalekiej północy, po raz kolejny mamy do czynienia z sagą. Co prawda – postacie są kompletnie inne, a każda wyjątkowa i zapadająca w pamięć, ale wszystko w pewnym momencie zlewa się w jedną wielką opowieść o Północy. Szczególnie w momencie, gdy w „Stuleciu” pojawia się syn Diny, a wątki z obu książek autorki przeplatają się ze sobą. Trudno nie łączyć ze sobą tych historii. Jest to jednak plus, bynajmniej nie chodzi mi o zarzucanie powtarzalności, czy nieumiejętnego operowania językiem – wręcz przeciwnie! To ciągłe opisywanie i tworzenie nowych wariantów, pokazywanie nowych barw i odcieni tej surowej krainy – ma ogromną siłę i jest jedną z największych zalet twórczości Wassmo.

Inna jest z kolei budowa książki. Herbjørg Wassmo rezygnuje z opowieści chronologicznej, przeplata historię Sary Suzanne, Elidy, Hjørdis i własną. Nie poznajemy też wszystkiego w całości, pałeczka zostaje przekazywana, jakby duch wędrował. Historia rodzinna posiada różne bohaterki, nie zawsze też jest sprawiedliwa, pokazuje moment stania w świetle reflektorów i odchodzenia w cień. Już sama konstrukcja daje wiele do myślenia i wpływa na interpretację, jednocześnie ma wpływ na odbiór w bardzo prozaiczny sposób – nie zapominamy o bohaterkach, każda z nich budzi emocje i do każdej z nich przywiązujemy się. Relacje panujące w rodzinie postrzegamy inaczej, niż same bohaterki. Herbjørg Wassmo udało się wprowadzić kolejną perspektywę, obok punktów widzenia głównych bohaterek i własnego – jest to perspektywa czytelnika.

Książkę polecam wielbicielom sag, powieści historycznych, epickich historii i surowych miejsc i ludzi Północy. Nie jest to książka dla każdego, w „Stulecie” trzeba się maksymalnie wczuć, trzeba też mieć odpowiedni rodzaj wrażliwości, by sensy przekazywane  przez Wassmo dotarły. Myślę jednak, że dojrzały i uważny czytelnik – niezależnie od ulubionego typu literatury, powinien znaleźć w książce własny punkt zaczepienie. Z tego prostego powodu, że w twórczości Herbjørg Wassmo można odnaleźć wszystko co istotne.

Ocena: 8/10

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Klucznik

11 komentarzy:

  1. Kuszą mnie książki tej autorki, ale wciąż po nie nie sięgnęłam. Zastanawiam się, czy jestem w stanie je zrozumieć, zaangażować się w 100%.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa okładka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Księga Diny" wciąż przede mną, ale "Stulecie" już po. Styl i wrażliwość Wassmo bardzo mi odpowiada, więc już cieszę się na lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na razie nie czytam Twojej recenzji, bo jestem w połowie książki :) Kiedy skończę i napiszę coś u siebie (żeby się nie zasugerować Twoim tekstem), wrócę na pewno i wtedy będziemy mogły porównać wrażenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zawsze - jestem bardzo ciekawa Twojej opinii. :)

      Usuń
    2. Przeczytałam książkę i w końcu mogłam przeczytać Twoją recenzję :) Zgadzam się w stu procentach.
      Ja też oceniłam tę książkę tak wysoko, ale nie spodziewałam się tego, kiedy zaczynałam czytać :)
      Najbardziej podobał mi się styl, od czasu do czasu pojawiały się zdania, które mogły być wypowiedziane dawno temu, ale to brzmiało pięknie i naturalnie. I te opisy przyrody jako wprowadzenie albo zamkniecie ważnych scen, mniam!
      A największe emocje budziła we mnie Elida, bo z jednej strony próbowałam ją zrozumieć, a z drugiej pacnęłabym ją książką w głowę ;)

      Usuń
  5. Na pewno muszę ją przeczytać. Myślę, że to obowiązkowa i niezwykle ważna książka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam w planach książki Herbjørg Wassmo, więc tym bardziej się cieszę, że tak dobrze "Stulecie" wypadło w Twoich oczach :)

    OdpowiedzUsuń
  7. przygotowuję właśnie podsumowanie Klucznika za wrzesień i weszłam sprawdzić i obejrzeć Okładkowe love :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji ;)