1 dzień, 5 osób, tyleż odcieni samotności i Praga. Rudiš kreśli nakładające się na siebie portrety ludzi, miejsc, stanów. Hana, Vladimir, Wayne, Petr i Vanda - realizują zupełnie różne życiowe scenariusze, a jednak łączy ich coś więcej niż przypadkowe spotkanie, niż miasto w którym żyją. Każdy ma inną strategię, ale każdy z nich szuka tego samego, przed tym samym ucieka.
Autor posługuje się popularną i potencjalnie wdzięczną kliszą - prezentuje świat, w którym coraz mniej jest miejsca dla człowieka, dla powolności, refleksji, bycia. Wiąże ten obraz mocno z Pragą, która w książce przedstawiona jest jako miasto puste, zniszczone, trup w stanie rozkładu. Stosunkowo łatwo można odnieść ten obraz do jakiegokolwiek dużego miasta, szczególnie do stereotypowych obrazów miast europejskich, nie odcztywałabym jednak książki jako krytyki, jest to raczej liryczny opis świata, pozbawiony krytyki, momentami dotkliwie czuły, intymny, troszkę toksycznej, ale jednak miłości. Również miłości do miasta.