1 dzień, 5 osób, tyleż odcieni samotności i Praga. Rudiš kreśli nakładające się na siebie portrety ludzi, miejsc, stanów. Hana, Vladimir, Wayne, Petr i Vanda - realizują zupełnie różne życiowe scenariusze, a jednak łączy ich coś więcej niż przypadkowe spotkanie, niż miasto w którym żyją. Każdy ma inną strategię, ale każdy z nich szuka tego samego, przed tym samym ucieka.
Autor posługuje się popularną i potencjalnie wdzięczną kliszą - prezentuje świat, w którym coraz mniej jest miejsca dla człowieka, dla powolności, refleksji, bycia. Wiąże ten obraz mocno z Pragą, która w książce przedstawiona jest jako miasto puste, zniszczone, trup w stanie rozkładu. Stosunkowo łatwo można odnieść ten obraz do jakiegokolwiek dużego miasta, szczególnie do stereotypowych obrazów miast europejskich, nie odcztywałabym jednak książki jako krytyki, jest to raczej liryczny opis świata, pozbawiony krytyki, momentami dotkliwie czuły, intymny, troszkę toksycznej, ale jednak miłości. Również miłości do miasta.
Rudiš stworzył, a może raczej bardzo trafnie opisał świat pełen smutku, samotności, żalu, rozczarowań, ciągłego niedosytu. Utopiony w alkoholu, zagłuszony głośną muzyką, z którego pozornie łatwo i uciec, a tak naprawdę dać się wciągnąć. Ogromną wartością książki jest umiejętność autora do ukazywania w tej trującej zupie zagmatwania bohaterów, docieranie do sedna, do małego ziarenka, które nieustannie zbroją, ukrywają, chcą chronić, traktują jak ostatnią wartość na świecie, coś absolutnie cennego.
Z niezwykłą łatwością można odnaleźć więź z bohaterami, kluczem są przeżywane emocje i stany, jakże uniwersalne. Wszystkie drobne zdarzenia, wspomnienia odbijają się echem w czytelniku, poziom realizmu i autentyczności bohaterów jest kolejnym ogromnym plusem. W książkę szybko i łatwo się wchodzi, początkowe wrażenie powierzchowności jest złudne, okazuje się, że to nie powierzchowność, a prawda, że dotykamy otwartej rany. I że o niej również można pisać prostymi słowami, choć wcale nie wprost.
Świetny styl, bardzo dobre tłumaczenie i tekst, w którym odnalazłam rzeczy, których wielu autorom tak bardzo nie udało się opisać. Mam na myśli wszelkie próby "opisu pokoleń", w których autorzy nie chcieli, czy którym nie udało wyjść się poza krytykę, którym zabrakło pokory i poczucia przynaleźności, czy choć bliskości temu co opisują. Rudišowi udaje się odnaleźć również piękno, książka jest pełna smutku, ale jest to taki smutek, którym można się delektować w ciszy. Nie ma tu ekstremów, smutek nie przeradza się w beznadzieję, ludzie są barwni, to co złe jest częścią, nie przysłania świat. "Cisza w Pradze" ma ogromną wartość przede wszystkim pod względem artystycznym, literackim, nie ma zaszokować, przejaskrawić, pokazać pustki. Rudiš przekonuje, że ta pustka, to pozory, warstwa ochronna. I ja mu uwierzyłam.
Ocena: 8+/10
Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam polecane książki
Wspaniała recenzja książki, która pewnie by mi umknęła w tłumie innych
OdpowiedzUsuńDziękuję i mam nadzieję, że uda się przeczytać :)
UsuńZ literaturą czeską zdaje się, że nie miałam jeszcze styczności.
OdpowiedzUsuńPrzyglądam się Książkowym Klimatom i czytałabym wszystko. Teraz mam na tapecie "Dziewczynko, roznieć ogieniek", ale "Cisza w Pradze" już wędruje na listę "do zdobycia" :)
OdpowiedzUsuńWspaniała powieść, jak wszystkie Rudiša :) jestem nieprzytomnie zakochana w jego prozie :)
OdpowiedzUsuń