"Papierowe miasta" to
moje drugie spotkanie z Greenem, po świetnej i ożywczej "SzukającAlaski" postanowiłam lepiej przyjrzeć się autorowi i jego fenomenowi.
Literatura dla młodzieży jest do granic, w moim odczuciu wypełniona bezwartościowymi
pozycjami, nastoletni czytelnicy nie są traktowani poważnie, a interesujących i
rozwijających lektur jeszcze niedawno można było szukać tylko wśród literatury
dla dorosłych. Kolejna rzecz, która mnie w tej materii uwierała, to sztywny
podział na płeć, a co za tym idzie: idiotyczne wzorce, stereotypy, ograniczanie
wyobraźni - same paskudztwa. :) Green do mnie trafił, właśnie dlatego, że z tym
wszystkim udało mu się rozprawić.
„Papierowe miasta” to historia o
miłości i dojrzewaniu, o momentach przełomowych i absorbujących do tego
stopnia, jakby poza nimi nic nie było. Pochwała wolności – bez jej
idealizowania. Głównym bohaterem jest Q., niezbyt popularny nastolatek, który
ma niezwykle popularną sąsiadkę – Margo Roth Spiegelman – szkolną legendę,
dziewczynę, której ulubionym zajęciem zdaje się być przekraczanie granic i łamanie
zasad. Pewnej nocy w pokoju Q., po niemal 10-letniej nieobecności zjawia się
Margo we własnej osobie i na kilka tygodni przed zakończeniem szkoły wprowadza
totalny zamęt w życiu Q. i jego przyjaciół.
Dziewczyna wkracza na scenę by
zaraz z niej zniknąć, zostawić tylko swoje wspomnienie, od którego nikomu nie
uda się szybko uwolnić. Ucieka z domu, znika, pozostawiając Q. szereg
wskazówek, które mają go naprowadzić na miejsce jej pobytu.
To co początkowo było niewinną i
szaloną zabawą staje się szybko koszmarem i obsesją. Q. poprzez przedmioty,
teksty, muzykę odkrywa Margo i odkrywa siebie samego, to co wcześniej nie miało
kształtu zaczyna się krystalizować, to co przez niego przenikało, nagle zaczyna
do niego trafiać. Koniec szkoły faktycznie staje się rytualnym przejściem w
dorosłość, końcem zabawy, uświadomieniem sobie na jakich zasadach działa świat
i jak światy różnych osób mogą się od siebie różnić.
Książka jest dobrze napisana,
ciekawa, niebanalna i może być porywająca. Powiedziałabym, że jest ożywcza i
oryginalna, ale mogę co najwyżej eufemistycznie powiedzieć, że Green ma swój
styl.. Prawda jest jednak taka, że od pierwszego rozdziału czytelne były schematy,
dobrze już znane z „Szukając Alaski”. Zaczynając od portretów bohaterów, przez
styl, wydarzenia, drogę, którą przechodzą postacie. Rozczarowało mnie to,
szczerze mówiąc – no bo czy książka napisana według znanego klucza, to coś
czego oczekuje się po autorze, mającym działać ożywczo i inspirująco?
Książka jest niezła, ale nie tego
się spodziewałam. Nie da się jej nie porównywać z „Szukając Alaski”, a przy tym
trudno też nie zauważyć, że „Papierowe miasta” są słabsze, mniej emocjonujące,
mniej wbijające w fotel. Gorsze też językowo – bardziej zmanierowane,
przeintelektualizowane, pretensjonalne. Przy tym sama historia jest mniej
uniwersalna, a Margo jest strasznie irytującą postacią.
Mojej przygody z autorem jeszcze nie kończę, choć po lekturze pozostał lekki niesmak. Przeczytam na pewno jeszcze najpopularniejszą książkę autora, czyli "Gwiazd naszych wina" i wtedy będę oceniać - czy Green to artysta, czy raczej rzemieślnik.
Ocena: 6+/10
Recenzja bierze udział w Wyzwaniu Bibliotecznym i Klucznik.
Czytałam i mimo schematów, irytującej bohaterki to podobała mi się ta powieść. Zawierała w sobie coś zupełnie innego niż książki młodzieżowe wydane do tej pory. Mogłam ją inaczej odebrać niż Ty, gdyż "Papierowe miasta" były moim pierwszym spotkaniem z twórczością autora, toteż nie mam porównania do innych jego książek.
OdpowiedzUsuńPolecam wspomniane "Szukając Alaski", naprawdę świetny temat i wszyscy bohaterowie idealnie na swoich miejscach. W "Papierowych miastach" miałam wrażenie, że postacie są na siłę wtłaczane w formę, która się sprawdziła.
UsuńNie miałam jeszcze okazji sięgnąć po tej książkę, bo z twórczością Greena spotkałam się jedynie przy okazji czytania "Gwiazd naszych wina". Akurat to mnie nie rzuciło na kolana, bo wystawiłam identyczną ocenę jak Ty wyżej recenzowanej książce. Było dobre i fajne, ale nic poza tym, bo po "ochach" i "achach" liczyłam na więcej.
OdpowiedzUsuńJa się trochę waham przed "Gwiazd naszych wina", trochę motyw mnie odrzuca - zwykle wychodzi niestety banalnie kiedy chodzi o chorą, młodą osobę. No ale nie oceniam z góry.
UsuńA mi właśnie Papierowe miasta niesamowicie się podobały - stawiam je na równi z Szukając Alaski. To prawda, że można dopatrzyć się pewnej schematyczność, ale Green ma to chyba do siebie, pisze świetnie, ale każda jego książka jest w pewien sposób do siebie podobna. Mimo wszystko, dla mnie pozostanie on artystą :)
OdpowiedzUsuńMoże i pisze dobrze, czy nawet świetnie, ale ja go ceniłam głównie właśnie za świeżość, której w schematach ciężko szukać.
UsuńJa to swoją przygodę z autorem muszę zacząć xD
OdpowiedzUsuńAktualnie czytam 'Gwiazd naszych wina', którą masz w planach. Powiem tak, jest dobrze, ale nic mnie zbytnio nie zachwyca. Może finał tej historii okaże się ciekawy i zaskakujący. Jednak chętnie bym przeczytałam 'Szukając Alaski'. Jeżeli chodzi o książki młodzieżowe to mnie najbardziej spodobała się książka pt. 'Charlie'. Myślę, że jest wartościowa.
OdpowiedzUsuńChętnie bym przeczytała "Charliego", oglądałam film, ale już niezbyt pamiętam - oprócz tego, że mi się dość podobał :)
UsuńJestem świeżo po lekturze "Gwiazd naszych wina" i mam mieszane uczucia - wydaje mi się, że autor na fali popularności jest trochę przeceniany. Niemniej, chcę mu dać drugą szansę, być może właśnie ten tytuł mnie skusi. :)
OdpowiedzUsuńTeż niestety mi się tak wydaje. Ale "Szukając Alaski" polecam, naprawdę ciekawy temat i dobrze zrealizowany.
Usuńlubię ją, choć faktycznie jeśli przeczyta się parę książęk Greena to wszystkei wydają się oparte na tym samym schemacie niestety.
OdpowiedzUsuńMoje rozczarowanie dodatkowo spotęgowało jeszcze to, że była to rzecz której najmniej się spodziewałam.
UsuńGreen to Green. Wstyd się przyznać, że GNW jeszcze nie czytałam
OdpowiedzUsuńAbsolutnie mój MUST READ!
OdpowiedzUsuńCiągle mam w planach... Dużo o niej słyszałam i pozytywnych i negatywnych opinii ;) dlatego moja ciekawość z każdą kolejną recenzją rośnie.
OdpowiedzUsuń"Szukając Alaski" ciągle planuję przeczytać, "Gwiazd naszych wina" też mnie trochę kusi, choć podejrzewam, że targetem od jakiegoś czasu nie jestem ;)
OdpowiedzUsuńCóż, ja też raczej nie :) Ale z dystansu można docenić wartość, od jakiegoś czasu bardzo interesują mnie książki dla dzieci i lit. młodzieżowa.
UsuńMnie się nie podobały ani papierowe miasta ani Szukając Alaski. Ale Gwiazd naszych wina polecam szczerze :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać GNW i powiem szczerze, że nie jestem zachwycona, ciekawe jak będzie w przypadku pozostałych powieści tego autora :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPo tę pozycję jeszcze nie sięgnęłam, ale jako iż "Gwiazd naszych wina" pozytywnie mnie zaskoczyła, na pewno to zrobię.
OdpowiedzUsuńJa osobiście bardzo polubiłam 'Papierowe miasta', ale niestety nie miałam jeszcze okazji przeczytać 'Szukając Alaski' więc porównywać nie mogę. Johna mimo wszystko bardzo lubię i jako nastolatka cenię jego twórczość, natomiast muszę się zgodzić z niektórymi aspektami twojej recenzji - mnie również Margo irytowała, jakoś nie zżyłam się z jej postacią. Co innego jeżeli chodzi o Q i jego przyjaciół :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie :D
OdpowiedzUsuńhttp://totallbooknerd7.blogspot.com/
sama nie wiem w ogóle nie ciągnie mnie do tej pisarki i powieści, może to przez fabułę...
OdpowiedzUsuń