Wydawnictwo Smak Słowa raczy czytelników kolejnym wydanym w tym roku tomem, z komisarzem Williamem Wistingiem i jego córką, dziennikarką - Line w roli głównej. Co ciekawe - jest to tom 7, polski Wydawca, na pewno nie bez powodu postanowił serię tłumaczyć od końca. Młoda Line - młodnieje, William Wisting staje się bardziej dziarski, a w obojgu cały czas tli się niezłomna iskra idealizmu. W każdym tomie Jørn Lier Horst oprócz zawikłanej historii kryminalnej, umieszcza pewien problem społeczny i testuje. Robi to co lubię, w kryminałach - kwestię "kto zabił?" odsuwa na dalszy plan, skupiając się na ludziach, motywach, okolicznościach, ludzkich dramatach i postaciach, które to wszystko mają zrozumieć i poskładać w całą historię. I nawet jeśli wybory są ciut tendencyjne, a tematy troszkę przegadane, to cieszy sam fakt, że coś takiego się pojawia, że są te kotwice w rzeczywistości.
Samej historii kryminalnej nie ma sensu moim zdaniem tutaj streszczać - są trupy, kilka wątków, Line po raz kolejny ściąga na siebie kłopoty. Nie to jest kluczowe, sama warstwa fabularna ma bardzo klasyczną formę, natomiast tym co od początku przykuwało moją uwagę do twórczości tego autora, to styl. Jak już na pewno wspominałam w poprzednich recenzjach "Psów gończych" i "Jaskiniowca" - dzięki wprowadzaniu dwóch głównych postaci uchodzi na sucho wiele, ba - ogromnie cieszy to, co zabiłoby książkę gdyby zabrakło Line lub Wistinga. Oboje są niedoskonałymi postaciami - gdyby narracja prowadzona byłaby wyłącznie z punktu Wistinga - czytelnik mógłby się zanudzić, za dużo szczegółów, melancholii, życiowego zmęczenia. Potrzebna jest równowaga i daje ją Line. Która gdyby nie ojciec zginęłaby w połowie pierwszej książki ;) Efekt jest taki, że mamy głęboką refleksję, ryzykowne tezy, dłubanie przy szczegółach i całościowy pogląd - no i mieszankę śledztwa z dziennikarstwem.
Samej historii kryminalnej nie ma sensu moim zdaniem tutaj streszczać - są trupy, kilka wątków, Line po raz kolejny ściąga na siebie kłopoty. Nie to jest kluczowe, sama warstwa fabularna ma bardzo klasyczną formę, natomiast tym co od początku przykuwało moją uwagę do twórczości tego autora, to styl. Jak już na pewno wspominałam w poprzednich recenzjach "Psów gończych" i "Jaskiniowca" - dzięki wprowadzaniu dwóch głównych postaci uchodzi na sucho wiele, ba - ogromnie cieszy to, co zabiłoby książkę gdyby zabrakło Line lub Wistinga. Oboje są niedoskonałymi postaciami - gdyby narracja prowadzona byłaby wyłącznie z punktu Wistinga - czytelnik mógłby się zanudzić, za dużo szczegółów, melancholii, życiowego zmęczenia. Potrzebna jest równowaga i daje ją Line. Która gdyby nie ojciec zginęłaby w połowie pierwszej książki ;) Efekt jest taki, że mamy głęboką refleksję, ryzykowne tezy, dłubanie przy szczegółach i całościowy pogląd - no i mieszankę śledztwa z dziennikarstwem.