Piętnastoletnia Naomi znika z domu. Zdarzenie to nie tyle burzy sielankę, co odkrywa mnóstwo nawarstwionych problemów. Na pozór idealna rodzina - para lekarzy - internistka Jenny i neurochirurg Ted, oboje starają się godzić karierę z życiem rodzinnym; trójka nastoletnich dzieci - Naomi i bliźniacy: Ed i Theo. Uzdolnieni, ambitni, kochający. Historię poznajemy z perspektywy Jenny, zrozpaczonej matki. Wydarzenia toczą się dwutorowo - widzimy obraz rodziny tuż przed, w trakcie i zaraz po porwaniu/ucieczce oraz rok później, w totalnej rozsypce, której genezę odkrywamy podczas lektury.
Jenny zdaje się być jedyną osobą, która w swoją rodzinę szczerze wierzyła, pozostali jej członkowie doświadczali jej toksyczności, cierpieli, uciekali. Po zniknięciu córki opadają kolejne kurtyny, kobieta jest zmuszona spojrzeć na swoje życie z perspektywy poszczególnych jej członków. Następuje bolesne oczyszczenie, w którym ciągle niewiadomą pozostaje Naomi. Naturalny cykl, dorastanie i akceptowanie tego faktu przez rodziców, kolejny etap małżeństwa, po wyprowadzce dzieci przybiera brutalną formę, na którą właściwie nie można reagować.
"Zanim zniknęła" to psychologiczne studium kobiety w średnim wieku, tak pewnej kontroli nad swoim życiem, że kompletnie niezwracającej na nie uwagi. Zadowolonej z konwencjonalnego obrazka, który na co dzień ogląda do tego stopnia, że niezastanawiającej się nad tym czego chce ona sama i czego chcą jej bliscy. Książka dotyka spraw w swej istocie banalnych, codziennych, pozbawionych tragizmu. Tych usypiających czujność, zachęcających do marazmu. Właściwie pokus. Tylko przypadkiem ukazują się na obrazie rysy, tylko przez wzgląd na Naomi tych rys nie można zignorować.
Jane Shemilt ujawnia sporo prawd o współczesnych "przedmieściach" i współczesnej rodzinie. Jednak moim zdaniem nie przekazuje niczego nowego, każda z tych refleksji już była w niezliczonych filmach, niezliczonych książkach i niestety (a może stety) często w dużo lepszym wydaniu. Studium jest szczegółowe, ale nie wnika głęboko. Mam wrażenie też, że autorka próbowała odwrócić uwagę, trochę oszukać czytelnika poprzez próby nadania książce znamion thrillera. Tak zresztą książka jest promowana. Nie pokusiłabym się o ocenianie jej jako książki gatunkowej, dla mnie szyld "thriller" miał spełnić zadanie czegoś w rodzaju zaworu bezpieczeństwa.
W książce autorka zbliża się do wielu ważnych spraw, ale nie koncentruje się na żadnej na dłużej, sygnalizuje je, ale ukazuje albo jako jednowymiarowe, albo wyrwane z kontekstu. Książka została zdominowana przez Jenny, przez jej smutek, cierpienie, proces rekonwalescencji, żałobę. I tu trzeba przyznać, że obraz jest pełen i wcale nie tendencyjny. Całość nabiera niezwykle gorzkiego wydźwięku za sprawą perspektywy "rok później", dzięki której czytelnik staje się świadkiem powielania błędów, budowania kolejnego kokonu z wyobrażeń, nowego sztucznego życia.
Zupełnie subiektywnie - książka nie dla mnie. Nie moja wrażliwość - w tego typu literaturze cenię bardziej otwartą, ale też bardziej osobistą formę. Zabrakło mi w przestrzeni, choćby jakiegoś punktu zaczepienia w poprzednim życiu, zanim wszystko zaczęło się sypać, czegoś prawdziwego, tak bym sama również mogła składać, interpretować. Książka jest niezła, w porządku, ale temat dawał autorce ogromne pole, które wykorzystała tylko w niewielkim procencie. Spora część potencjału została kompletnie niewykorzystana, "Zanim zniknęła" spokojnie mogła znaleźć się klasę wyżej, niestety wyszła książka rozrywkowa i na raz.
Ocena: 6-/10
Recenzja bierze udział w Wyzwaniu Kryminalnym oraz Klucznik
Książka przeczytana w ramach współpracy z portalem http://www.empik.com/
Książka przeczytana w ramach współpracy z portalem http://www.empik.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do dyskusji ;)