wtorek, 4 sierpnia 2015

Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski - Tabloid. Śmierć w tytule

W listopadzie 2004 roku ginie Krzysztof Mrugała, kantorowiec z Buska-Zdroju. Zostaje napadnięty, pobity i zastrzelony na własnym podjeździe. Śledztwo nie jest łatwe, szczególnie, że kantorowiec oględnie mówiąc był postacią dosyć barwną i obracającą się w różnych, również szemranych, kręgach. Wiele osób mogło życzyć mu śmierci, w tym jego była żona Dorota, która ostatecznie też o tę śmierć zostaje oskarżona. Przez tabloid. Historia rodziny zaczyna i kończy się tragicznie, dużo w niej śmierci, przemocy, postaci zniszczonych psychicznie, nienawiści i kompletnej znieczulicy. Jest to historia, w której realne życie przeplotło się z rzeczywistością wykreowaną przez media, coś co miało spełnić rolę wypełniacza miejsca w gazecie brukowej - zastąpiło prawdę, wywarło realne skutki.

"Tabloid. Śmierć w tytule" jest reportażem nie tylko o zabójstwie, nie tylko o tabloidzie, ale przede wszystkim o trzech kobietach - Dorocie i jej córkach - Bożenie i Anecie. Tekst jest gorzki, dużo w nim tego, od czego odwraca się głowę, z głupią nadzieją, że to zniknie. Książka Głuchowskiego i Kowalskiego uświadamia jak bardzo nie znika i jak ważne jest mówienie głośno na temat różnych spraw. Brudów pranych w domu, z którymi trzeba radzić sobie przez pokolenia, jednocześnie zawsze samotnie. Równolegle autorzy snują rozważania na temat mediów, systemu sprawiedliwości, tego, jak i jeden i drugi potrafi być bezduszny, jak to co miało służyć obywatelom może potrafić przekształcić się we własną karykaturę - złą i zaślepioną żądzą zysku. Głuchowski i Kowalski, a wraz z nimi córki Doroty Mrugały atakują przede wszystkim "Super Express" i prasę tego typu, jednak trudno nie szukać głębiej, nie analizować reszty wydarzeń.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Konkurs bez bólu!


Wakacje na półmetku, czas zapewnić sobie dodatkowe atrakcje ;)

Jeśli w perspktywie macie wolne dni, a przynajmniej wieczory i macie ochotę spędzić je z czytnikiem - polecam odwiedzenie strony http://www.niemabolu.pl/ i pobranie darmowego egzemplarza wakacyjnego e-booka. Wybór może nie jest duży, ale ciekawy i różnorodny. Poza tym na stronie możecie obejrzeć filmy, czy zagrać w gry, choć chyba nie macie dosyć czytania? :)

Zapraszam was również do konkursu, w którym można wygrać 3 zestawy do gry w bule (zdjęcie). Dla tych, którym marzą się wakacje bez bólu, ale z bulami. ;) 

Zasady są proste, do końca tygodnia, a więc 9 sierpnia 2015 r. czekam na wasze odpowiedzi na pytanie:

Którą książkę ze strony niemabolu.pl chciałbyś przeczytać i dlaczego?

Odpowiedź na max. 5 zdań umieszczajcie w komentarzach pod tym postem. Spośród nadesłanych odpowiedzi wybiorę trzy najciekawsze, a każda z nich zostanie nagrodzona takim samym zestawem. Wyniki konkursu zostaną opublikowane do 12 sierpnia.

Zachęcam również do informowania o konkursie na blogach i fanpejdżach, choć nie jest to warunek konieczny do wzięcia udziału w konkursie.

wtorek, 28 lipca 2015

Juliusz Strachota - Relaks amerykański

Relaks w tabletce, tabletkach, całych paczkach. Xanax. Różowe tabletki, od których uzależnił się świat, a o których w Polsce w ogóle się nie mówi. Uzależnienie i uzależnieni okryci tabu, doskonale ukryci i dość nieszkodliwi, dla niektórych świetny biznes. Narkotyk klasy średniej, eleganckich pań i panów. Juliusz Strachota bazując na własnych doświadczeniach, tym co przeżył podczas najgorszych lat własnego uzależnienia napisał powieść. Właściwie dotyka problemu zupełnie nieznanego polskiej literaturze, jako żźe trudno porównać uzależnienie od alkoholu, czy narkotyków do uzależnienia od xanaxu (choć zdaję sobie sprawę, że tylko na pozór, że to tylko środki). Jednocześnie mimo, że książka jest nierozerwalnie związana z biografią Strachoty - ma (w odróżnieniu od niektórych pozycji z tego nurtu, mniej czy bardziej wspomnieniowych) sporą wartość literacką.

Strachota w "Relaksie amerykańskim" daleki jest od użalania, roztkliwiania, czy nawet prób zanalizowania własnej psychiki. Nie szuka przyczyn, nie usprawiedliwia, sprowadza uzależnienie do brania tabletek, wyłudzania recept, długów i momentów ulgi. Nie ma tu natomiast tego wszystkiego, co miałoby wzbudzać litość, czy sprawiać, że czytelnik zacznie się utożsamiać. Grania na emocjach, odwoływania się do "bycia człowiekiem". W prozie Strachoty jest mnóstwo autentyczności, którą wcale nie stara sie od pierwszej strony zalać czytelnika. Obraz Juliana - głównego bohatera - tworzy się sam, nie jest dany na wstępie, a czytelnik samodzielnie musi poukładać różne klocki, oczywiście - wkładając w to zawsze trochę siebie samego. Właściwie postać Juliana nie została opisana przychylnie, sam jest jednocześnie narratorem, co skraca dystans, ale też pozwala na przedstawianie na innym poziomie - choćby pozbawionym oceny. Strachocie udało się napisać nie tylko o sobie, a jego powieść nie straciła uniwersalnego wydźwięku.

wtorek, 21 lipca 2015

Pierre Lamaitre - Koronkowa robota

Z całą pewnością mogę powiedzieć jedno - takiego kryminału nie czytaliście. Pierre Lamaitre wynosi gatunek, w którym tworzy na nowy poziom, dla mnie jest odkryciem porównywalnym z kryminałem skandynawskim, a wcześniej kryminałem w ogóle. Jest właśnie tą nowością, której szukałam, kryminalnym dziełem sztuki. Autor wykazał się ogromną odwagą i talentem, a jednocześnie stworzył książkę, która wymyka się ze sztywnych ram gatunku, pozostając jednocześnie mocno klasyczną. Doskonała po prostu "do czytania", ale i świetny materiał do analizy, mnóstwo ciekawych zabiegów, smaczków, nietypowe wprowadzanie wątków i postaci, a do tego ogromna wyobraźnia idąca w parze ze świetnym opisem. Bardzo, bardzo pozytywne zaskoczenie!

"Koronkowa robota" to pierwszy tom serii o paryskim komisarzu Verhoevenie, którego polski czytelnik może znać z wydanych już u nas tomów kolejnych "Alex", czy "Ofiara". Na temat tychże nie będę się wypowiadać - nie czytałam. Mogę tylko powiedzieć, że cieszę się, że "Koronkowa robota" wpadła w moje ręce pierwsza. Nie chcę psuć wam frajdy czytania i zbyt wiele zdradzać, ale sposób w jakie Lamaitre zaczyna serię - genialny. Tworzy miraż, ciągle igra z czytelnikiem, tytułowa koronkowa robota może odnosić się nie tylko do wydarzeń z książki, ale też do samego sposobu tkania fabuły. Najlepsze natomiast jest to, że pod koniec autor odważył się to wszystko spruć jednym ruchem.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Karolina Domagalska - Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro

Temat bardzo aktualny i kontrowersyjny - in vitro. Łatwo jest wypowiadać się kategorycznie, opowiadać po jednej ze stron w sporze, szczególnie jeśli sprawa "nie dotyczy" i postrzegana jest zero-jedynkowo. Tyle, że to nie jest spór, o czym w panujących warunkach można łatwo zapomnieć. Karolina Domagalska zebrała świadectwa, opinie specjalistów, historie rodzin. In vitro jest metodą leczenia niepłodności, na którą wcale nie jest łatwo się zdecydować. Nie chodzi o koszt, dostępność itd. Obok tego, co pojawia się w publicznej debacie istnieją kwestie sięgające dużo głębiej. Kwestie, które pojawiają się dopiero w momencie, gdy decyzja zaczyna dotyczyć w sposób osobisty. Tożsamość dzieci, rodziców, nowe modele rodzin, konieczność dogłębnego przemyślenia rodzicielstwa i jego konsekwencji, niekoniecznie obecne w innych okolicznościach.

Karolina Domagalska stworzyła wielowymiarowy obraz, podchodziła do tematu z wielu stron, nie pominęła głosu żadnej z zainteresowanych osób. Odcinając in vitro od politycznego szumu, dociera do sedna. Pisze na temat regulacji prawnych, różnych standardów i rozwiązań przyjętych w poszczególnych państwach, ale przede wszystkim rozmawia - większość książki to sprawozdania z wywiadów, czy same wywiady, cytaty z maili, a nie przegląd suchych faktów. "Nie przeproszę, że urodziłam", to książka jednocześnie bardzo autorska i rzetelna, wcale nie przedstawiająca faktów tylko z jednej strony. Nie ma tu też ocen, których tak wiele wszędzie można znaleźć. Karolina Domagalska, owszem, zabiera głos w dyskusji, ale jeśli miałabym sprowadzić go do jednego zdania brzmiałby on: "to indywidualna decyzja".

niedziela, 5 lipca 2015

Jørn Lier Horst - Psy gończe


Kolejny tom o Williamie Wistingu oraz jego córce, czyli nietypowym śledczo-dziennikarskim duecie, który tyleż samo jest skuteczny, co przyciągający kłopoty. Line jest młodą dziennikarką, William doskonałym śledczym, oboje ponad wszystko cenią prawdę i nigdy nie idą po najmniejszej linii oporu, nie boją się też niepopularnych sądów, a gniew przełożonych, czy krzywe spojrzenia współpracowników są im raczej obojętne. Można powiedzieć, że obojgiem kieruje poczucie misji, choć ich prace diametralnie się od siebie różnią. W "Psach gończych" po raz drugi splatają się ich zawodowe losy, właściwie przez długi czas ten związek jest dla nich nieuchwytny i niekoniecznie zdają sobie sprawę, że tematy, którymi się zajmują mają ze sobą tak silny związek.

Czytelnik rzecz jasna pozostaje przez długi czas krok z przodu, doskonale wiedząc, że Line i William ostatecznie będą musieli połączyć siły, by uzupełnić wszystkie niewiadome. Sprawa jednak nie jawi się przez to bardziej klarownie, tak jak Line i William, tak też czytelnik nie posiada pasującego klucza. W książce splatają się ze sobą sprawy sprzed kilkunastu lat i sprawy obecne, mało tego - ich związek ze sobą pozostaje długo tylko przeczuciem, nie ma mowy o prostych rozwiązaniach. Przez to zagmatwanie i wielość wątków - warstwa kryminalna staje się zdecydowanie dominującą w tym tomie. W przypadku "Jaskiniowca" mieliśmy nieco więcej wątków społecznych, dużo bardziej rozbudowana była refleksja, Line obecna była tylko jako dziennikarka, w śledztwo wplątała się dość nieświadomie - odwrotnie, niż w "Psach gończych", w których to właśnie ona jest siłą napędową. 

piątek, 26 czerwca 2015

Henry Green - Kochając


Rzadko mi się to zdarza, ale sięgnęłam po książkę za sprawą okładki. Być może powiedzieć, że pięknej, to zbyt wiele, ale zaintrygowała mnie niesamowicie i wywołała tak wiele skojarzeń i drobnych emocji, że nawet nie wczytywałam się zbytnio w jej opisy i recenzje. A warto kilka słów o samej książce powiedzieć! Została ona wydana przez Biuro Literackie - wydawnictwo specjalizującego się głównie w poezji i otwiera serię "Klasyka z Europy", w której to wydane zostaną powieści dotąd nie tłumaczonych na język polski klasyków.. Henry Green debiutował "Kochając" w roku 1945 i tworzył w nurcie angielskiego modernizmu. Autor za granicą doceniany i uznawany, w Polsce nieznany i zdecydowanie niszowy. Właściwie być może dobrze, że tak długo trzeba było czekać na pierwsze wydanie - przez pasjonatów, z ogromną starannością i w doskonałym tłumaczeniu.

czwartek, 25 czerwca 2015

Dominika Słowik - Atlas: Doppelganger

Książka, w której mieszają się czasy, miejsca, postacie. Będąca jednocześnie portretem tychże i czegoś pomiędzy, ponad, między wierszami. Jest jednocześnie realistyczna i nierealna, autorka serwuje w niej mieszankę marzeń, koszmarów i rzeczywistości, które umieszcza na równi, jako że w takim samym stopniu "świadczą". Tytułowy Doppelganger, jest ciągle obecny, choćby pod postacią przeczucia, w tej książce każdy ma swoje alter ego, coś co nie do końca jest w nich i nie do końca poza, a co ciągle pcha do działania, co wskazuje stronę w którą patrzeć, co daje i zabiera, co nie podlega żadnej dyskusji. 

"Atlas: Doppleganger", to debiut Dominiki Słowik, jeśli wierzyć okładce - "mocny, hipnotyczny, na który czekaliśmy do dawna". Ja nie używałabym tak mocnych słów, ale po kolei. Zacznę od mocnych stron - autorka w ciekawy sposób wykorzystuje klisze i symbole, w których się wychowywała. Lata 90. jak dotąd pozostawały okresem traktowanym mocno po macoszemu, a paradygmat był raczej jeden - zachłyśnięcie się wolnością, można coś obśmiać, coś wytknąć itd. Dla Dominiki Słowik, to czas dzieciństwa, o którym napisała w sposób magiczny, nadając zupełnie nowe znaczenie temu co znane. To co dotąd było przedmiotem żartów zostało opisane z butą i w mocnych słowach. Można powiedzieć - świeżość spojrzenia. Solidna podstawa, która sprawia, że autorką będę się w przyszłości interesować, choć książki nie uznaję za wybitną, a jej potencjał w sporej części zmarnowany.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Greg Baxter - Lotnisko w Monachium

Bezimienny bohater snuje rozważania o swym życiu, jego sensie i celu, w czasie oczekiwania na lot powrotny z Niemiec do Stanów. Utknął na lotnisku wraz z ojcem oraz urzędniczką ambasady, która opiekowała się mężczyznami w czasie ich pobytu w Berlinie, spowodowanym koniecznością odbioru ciała Miriam - siostry młodszego mężczyzny. Kilka tygodni wspólnie spędzonych w Europie, różnorodny czas, pełen zarówno rozpaczy, smutku, jak i chwil wolności i radości bardziej niż cokolwiek okazał się wyczerpujący i obciążający psychicznie. Zarówno ojciec jak i syn są na skraju załamania nerwowego, w krytycznym punkcie.

Najpierw wyjazd, następnie długie oczekiwanie wyzwalają w głównym bohaterze powódź skojarzeń. Wraca do niego wiele wspomnień dawno pogrzebanych i zapomnianych, wszystko pojawia się lawinowo, przytłaczając i wywołując emocje zbyt liczne i gwałtowne. Pojawiające się obrazy są coraz bardziej rozpaczliwe, a uzupełniane są równie rozpaczliwymi gestami i czynami. Mężczyzna na różne sposoby, ocierające się o szaleństwo usiłuje zakotwiczyć się w rzeczywistości, wpada jednak w coraz bardziej deliryczne stany. Wystawiając sobie rachunek, odkrywa na jak wielu płaszczyznach zawiódł, jak wiele rzeczy zaprzepaścił, jak bardzo jest samotny, nieszcześliwy i obcy.

wtorek, 9 czerwca 2015

Magdalena Salik - Mnieszy cud

Rzecz dzieje się w bliżej nieokreślonej, acz nieodległej przyszłości, świat diametralnie zmienił się po odkryciu, że nie istnieje coś takiego jak przypadek, "zdarzenie losowe". Aby na świecie nie zdarzało się nic złego, należy jedynie pilnować by zużywać chaos w odpowiednich dawkach. Każdy obywatel posiada swój miesięczny przydział entropii, ważniejszy wręcz niż pieniądze. Świat w którym wszystko płynie "jak powinno" nie jest jednak do końca idealny, jak można się spodziewać znajdują się tacy, którzy traktują nowe zasady jako ograniczenie wolności, inni po prostu nie potrafią zapanować nad zużyciem chaosu. Pojawia się nowe podziemie, nowe podziały. Dodatkowo jako, że jest to stosunkowo nowa teoria - pojawiają się różne jej rozwinięcia, różne interpretacje i próby osłabienia. Choć powiedziałabym, że raczej nieśmiałe.

W "Mniejszym cudzie" mamy dwóch bohaterów, obu pozytywnych, choć przez większość książki walczących przeciwko sobie. Robert to młody i wyjątkowo utalentowany naukowiec, przewodzi zespołowi, który jest u progu wielkiego medycznego odkrycia. Wychował się w bardzo liberalnej rodzinie, co odbija się w jego stylu życia - owszem, ma wszystko czego chce, ale również skłonność do nadużywania przydziałów entropii, hulaszczego stylu życia, kobiet i lekkiej megalomanii. Z kolei Mark to człowiek bardzo spokojny i odpowiedzialny, choć jest rówieśnikiem Roberta, życie zdecydowanie bardziej go doświadczyło. O ile ten pierwszy ciągle pławi się w "młodości", ten drugi nigdy nie poznał jej smaku. Obecnie jest wypalonym zawodowo policjantem, na progu załamania nerwowego i o krok od rozwodu.