Książki i recenzje związane z hasłem: literatura kanadyjska
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura kanadyjska. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 17 lutego 2015

A.S.A Harrison - W cieniu

Historia pary, która przez 20 lat wspólnego życia stwarzała iluzję związku idealnego, oszukując głównie siebie samych. Na samo dno spadają z hukiem i momentalnie. Wychodzi z nich wszystko co najgorsze, co budzi ich własny wstręt, bez ochronnego parasola, który wspólnie utrzymywali - okazują się ludźmi kompletnie zniszczonymi, sami siebie nie rozpoznają na nowym obrazie. Jodi - piękna psycholog, przywykła do luksusu, lekkiego życia, rutyny i Todd - architekt, którego zarobki pozwalały Jodi na takie, a nie inne życie, mężczyzna lubiący kobiety i alkohol. Oboje tworzyli przez wiele lat fikcyjną historię i oboje zdawali sobie z tego sprawę.

Jodi nie przypuszczała, że ta formuła może się kiedyś wyczerpać, ba, była dumna z tego, że jest wyrozumiałą żoną, że potrafi cieszyć się tym co ma i przymykać oczy na niedoskonałości. Todd jednak decyduje się przy okazji kolejnego romansu na ostre cięcie, odejście od żony. W tym momencie następuje całkowity rozpad obojga, oboje tracą coś, co w najwyższym stopniu definiowało ich samych. Spektrum zachowań autodestrukcyjnych, które możemy obserwować jest ogromne i przyprawia o dreszcze.

sobota, 26 kwietnia 2014

Chevy Stevens - Nigdy nie wiadomo

Sara to kobieta o niełatwym charakterze - wybuchowa, impulsywna, ze skłonnością do obsesji. W życiu dokonywała niekoniecznie dobrych wyborów, szczególnie jeśli chodzi o mężczyzn, a jej relacje z rodziną są dalekie od dobrych. W końcu jednak udaje jej się "wyjść na prostą" - znajduje mężczyznę, z którym chce spędzić życie, który pokochał ją i jej córkę, coraz lepiej radzi sobie ze swoimi problemami zdrowotnymi, w tym psychologicznymi. Jest tylko jedna kwestia niedająca jej spokoju - jej biologiczni rodzice.

Sara przez całe życie wyobrażała sobie moment, w którym pozna swoją biologiczną matkę i ojca, moment w którym zrozumie swoje pochodzenie, coś jakby pojednanie po latach. Na kilka miesięcy przed ślubem decyduje się na podjęcie stosownych kroków, na własny użytek usprawiedliwiając się chęcią poznania historii medycznej. Zdecydowanie nie spodziewa się takiego odkrycia.. Okazuje się, że jej matka jest jedyną ocalałą ofiarą Kempingowego Zabójcy, nadal grasującego w Kanadzie i co roku odbierającego życie młodym kobietom. Sara jest owocem gwałtu, córką seryjnego mordercy. Informacja ta jest szokująca i ma ogromny wpływ na kobietę, jednak to dopiero początek koszmaru. Informacja przedostaje się do mediów, co komplikuje wiele spraw w jej życiu rodzinnym, ale przede wszystkim ma jedną konsekwencję - dowiaduje się o niej jej biologiczny ojciec, od którego wkrótce odbiera telefon.

piątek, 24 maja 2013

Margaret Atwood - Pani Wyrocznia

Od książek Margaret Atwood zawsze wymagam wiele. Atwood jest dla mnie pisarką kultową, o której świat szybko nie zapomni. Ma wielki dar do tworzenie bezbłędnych portretów czasów, w których żyjemy. W dodatku potrafi swoje książki  pisać w formie lekkiej, żartobliwej, jednocześnie tworząc literaturę ważną, mądrą, bezkompromisową i trafiającą w sedno. W przypadku Atwood jestem więc czytelnikiem wymagającym, surowym i którego łatwo zawieść, a w dodatku czepiającym się szczegółów. Mimo tych wszystkich utrudnień "Pani Wyrocznia" zdała egzamin.

Jest to nieco inna proza, niż do której przyzwyczaiłam się podczas niedawnej lektury "Roku Potopu", czy "Oryks i Derkacz". "Pani Wyrocznia" w porównaniu z tymi tytułami wypada słabo, niestety. Zaledwie poprawnie, jak na wielką Panią Atwood. Niemniej jednak, książka porusza tematy ważne, uniwersalne i warte zgłębienia. Nie operuje oczywistościami, książka jest wieloznaczna i może być interpretowana na wielu płaszczyznach i na wiele sposobów - czytelnik będzie miał pole do popisu.

Dla mnie książka traktuje o płynności wszechobecnej w naszym życiu. O braku granic, zmienności, śmierci uniwersalizmów, a ostatecznie o zagubieniu we własnej, pogmatwanej tożsamości, której również już nie sposób określić w sposób jednoznaczny. I dalej, o konsekwencjach wynikających z tej płynności: strachu, samotności, nerwicach i neurotyczności, o pytaniach bez odpowiedzi i niesatysfakcjonujących relacjach międzyludzkich. O braku punktów zaczepienia, o ciągle zmieniających się perspektywach. Książka, napisana pół wieku temu - chyba przez ten czas jeszcze zyskała na aktualności.

Książka w gruncie rzeczy dotyczy kwestii trudnych i istotnych, jednak czyta się ją jak lekką komediową powiastkę. Są to pozory, w miarę czytania książka staje się coraz bardziej niepokojąca (nie tracą wcale na swej lekkości i nadal będąc okraszoną dowcipem) i przytłaczająca. Główna bohaterka - poznajemy całe jej życie, poczynając od wieku dziecięcego, aż do "dnia dzisiejszego", czyli lat 30-40 - swoje życie wiedzie jakby odbijając się od ścian, jak pijana tancerka, szukająca dłoni na której będzie mogła się wesprzeć. Są to próby z jednej strony komiczne, z drugiej zaś rozpaczliwe i rozdzierające serce; podszyte strachem i niepewnością, podejmowane we wrogim otoczeniu, gdzie każdy ma dwie twarze i stanowi potencjalne zagrożenie.

Książka jest bardzo wymowna. Napisana dobrze, choć jak na Margaret Atwood - bez zachwytu. Dla mnie jednak jest to książka ważna, a do tego w ciekawy, nieoczywisty sposób operująca groteską. Jest też moim zdaniem książką ponadczasową i w pewien sposób wizjonerską. Nie poleciłabym tej książki komuś, kto z Margaret Atwood nie miał jeszcze do czynienia; fani autorki myślę, że nie będą zawiedzeni; jednak nowicjuszom proponuję sięgnąć po jakąkolwiek późniejszą książkę Atwood. Samą autorkę za to polecam gorąco!

Ocena: 7/10

środa, 27 marca 2013

Margaret Atwood - Oryks i Derkacz

Margaret Atwood to dla mnie jedna z najlepszych pisarek, tworzących współcześnie - ma swój styl, potrafi zaskoczyć, a do tego zwykle trafia w sedno. Ostatnio dowiedziałam się, że moja ulubiona książka tej autorki - "Rok Potopu" jest kontynuacją! Co prawda dość luźną i tylko posiadającą pewne wspólne wątki kontynuacją, ale jednak. Po "Oryks i Derkacza" sięgnęłam z wielką przyjemnością, wiedziałam że książka będzie wyjątkowa i na pewno nie będę przez moment choćby żałowała.

Nie przeliczyłam się - książka jest niemalże doskonała. Akcja toczy się w podobne scenerii, co "Rok Potopu" - autorka przedstawia dość ponurą wizję przyszłości, w której człowiek sam w sobie nie przedstawia większej wartości, w której wszystko uległo przewartościowaniu i stanęło na głowie. Historię poznajemy z opowieści Yeti'ego, który przeżył koniec ludzkości i który wspomina swoje dzieciństwo i młodość, przyjaźń z Derkaczem, miłość do Oryks.

czwartek, 31 stycznia 2013

Alice Munro - Zbyt wiele szczęścia


Zbyt wiele szczęścia to zbiór niesamowitych opowiadań. Kiedyś uwielbiałam opowiadania, ale od jakiegoś czasu nie trafiłam na żaden zbiór, który by mnie zadowolił. Zwykle po przeczytaniu opowiadania czuję po prostu niedosyt, nawet te ciekawe wydają się niekompletne, w najlepszym razie traktuję je jak ciekawy szkic, czy punkt wyjścia dla czegoś naprawdę dobrego. Jestem fanką powieści i to powieści monumentalnych. Ale przecież od każdej reguły są wyjątki..

Sięgając po "Zbyt wiele szczęścia" właściwie myślałam, że to powieść, gdy się zorientowałam że to zbiór opowiadań nieco się zaniepokoiłam. Ale każde opowiadanie z tego tomu mogłabym uznać za mistrzowskie! Paradoksalnie najmniej do gustu przypadło mi najdłuższe, a w dodatku tytułowe opowiadanie. 

Historie zawarte w tym zbiorze przedstawiają ludzi w przełomowych, kryzysowych, najtrudniejszych momentach ich życia. Opowiedziane są z dystansem, bez zbędnych emocji i dramatyzowania pozwalają na  własne interpretacje. Nie są oczywiste, myślę, że to jak zostaną odczytane w dużej mierze zależy od własnych doświadczeń i poglądów. Mówią o uniwersalnych kwestiach i w dodatku w taki sposób, że mogą one zmieniać swoje znaczenie, wydają się być bardzo plastyczne. Bardzo lubię właśnie takie książki, które pozostawiają sporo w rękach czytelnika, stworzenie takich książek wydaje się ogromnym wyzwaniem, ale ich lektura jest tak cudowna..

czwartek, 8 listopada 2012

Margaret Atwood - Rok Potopu


Dziś z trochę innej beczki - nie mogą na stronie pojawiać się w kółko kryminały przecież. A więc co? Ostatnio nie czytałam właściwie niczego innego. :) Po spacerze do "biblioteczki" wybieram : Margaret Atwood i moją ulubioną pozycję z twórczości tej Pani "Rok Potopu".


Margaret Atwood jest świetną pisarką. Jej książki są intrygujące, wciągające, posiadają jakiś magnetyzm, który na mnie działa. Każda jej książka jest inna, każda w jakiś sposób wyjątkowa. Ale tego co otrzymałam w "Roku Potopu" było czymś zdecydowanie niespodziewanym. Świetna historia opowiedziana po mistrzowsku. Wspaniały klimat, intensywne, wyraziste postacie, zwroty akcji, prawdziwe emocje. To wszystko zostało zawarte w tej książce. Czytałam ją z zapartym tchem, a gdy się skończyła odczuwałam autentyczny żal. Chciałam aby ta historia nie miała końca.

Z drugiej strony przedstawiona historia, scenariusz końca świata, ludzkości, wartości, życia straszy możliwością swojego (w pewnym stopniu) spełnienia. Nie jest to powieść oderwana od życia, jestem w stanie uwierzyć, że kiedyś świat może tak wyglądać. Nadaje to powieści zupełni inny charakter, niż gdyby scenariusz był abstrakcją. Wtedy cała historia nie mogłaby być traktowana z należytą powagą. Ale dzięki pokazaniu czegoś czego można się bać, realnie i na co dzień wszystkie wydarzenia nagle nabierają innego wyrazu - dzieją się, a jeśli nie to mogą się dziać obok nas, w realnym świecie.