Amelie Nothomb jest dla mnie absolutnym fenomenem. Uwielbiam jej książki, każda jest niezwykła i według mnie napisana po mistrzowsku. Jest to jedna z niewielu autorek do których lubię czasem wrócić. Również dlatego, że jej książki rzadko kiedy liczą więcej niż 100 stron, więc są idealne na niezbyt dalekie podróże pociągiem. :) Autorkę cenię bardzo i podziwiam jej talent, zawsze mam duże oczekiwania gdy sięgam po książki jej autorstwa i nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek się zawiodła. Do dziś.
"Podróż zimowa" była wielkim rozczarowaniem. Chyba najgorsza pozycja w całym dorobku autorki. Jedyne co ratuje to styl autorki, rozpoznawalny i specyficzny. Ale historii zabrakło soczystości, czyli tego co wyróżniało pozostałe pozycje. Już nie miałam tego wrażenia, że czytam coś perfekcyjnego, dopracowanego w każdym słowie. "Podróż zimowa" była raczej przeciętna. Zdania nie zachwycały, podobnie jak historia - trochę mdła, trochę dziwna, ale głównie irytująca. Zabrakło również jakiegoś wyrazistego zakończenia.
Ale to co mnie zasmuciło najbardziej, to brak racjonalności. Amelie Nothomb tworzy historie, które na pewno nie są przeciętne, często są absurdalne, ale zawsze zaskakują racjonalnością, tym że są tak logiczne i spójne. Choćby przez to właśnie miałyby być absurdalne. "Podróż zimowa" pod tym względem była kompletnie inna niż inne książeczki autorki. Zabrakło mi tej niesłychanej jasności wywodu, spójności, a ostatecznie puenty wbijającej w ziemię.
Bohaterowie dość nijacy, do tego tak dziwaczni, że właściwie nie da się z nimi w żaden sposób utożsamić. Są jednocześnie bezbarwni i odpychający, a taką mieszankę chyba dość trudno stworzyć. Nie potrafiłam odnaleźć w tej książce siebie, a właśnie to w innych opowiadaniach autorki było takie niezwykłe i niepokojące, sprawiało że książki fascynowały.
Niestety mistrzyni mnie zawiodła. Nie spodziewałam się tego, kompletnie. Nie polecam, choć bym bardzo chciała. Samą autorkę nadal mogę chwalić pod niebiosa, ale na pewno nie za "Podróż zimową". Polecam wszystko inne Amelie Nothomb, ale tej pozycji na pewno nie.
Ocena: 4/10
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
sobota, 20 kwietnia 2013
Dennis Lehane - Miasto Niepokoju
Trochę mi czasu zajęło przebrnięcie przez ten tom ogromny, 3 tygodnie niemal chłonęłam książkę. I cieszę się. Nie że w końcu udało mi się skończyć, ale że dałam sobie trochę czasu na tę lekturę. Nie jest to książka, którą czyta się w dwa dni - myślę, że wtedy nie da się odczuć specyficznego klimatu, nie da się w pełni wczuć w losy bohaterów. Książka jest napisana bardzo barwnie, żywo, mnóstwo w niej wydarzeń, splatających się i rozplatających wątków. Na to trzeba czasu, po to by się z tym wszystkim oswoić i by należycie docenić.
Po autorze szczerze mówiąc nie spodziewałam się czegoś takiego. Dla mnie Lehane, to głównie autor kryminałów i sensacji, ale po lekturze "Miasta Niepokoju" nie mam wątpliwości co do talentu i wszechstronności tego pana. Bardzo się zaskoczyłam i to pozytywnie. Dawno nie czytałam książki z tak doskonale zbudowanym klimatem, książki, która naprawdę porywa i przywołuje tak realne obrazy. Świetni bohaterowie, niesamowicie ciekawe tło historyczne i niezwykły obraz epoki i samego miasta. A przy tym po prostu książka ciekawa i wciągająca.
Po autorze szczerze mówiąc nie spodziewałam się czegoś takiego. Dla mnie Lehane, to głównie autor kryminałów i sensacji, ale po lekturze "Miasta Niepokoju" nie mam wątpliwości co do talentu i wszechstronności tego pana. Bardzo się zaskoczyłam i to pozytywnie. Dawno nie czytałam książki z tak doskonale zbudowanym klimatem, książki, która naprawdę porywa i przywołuje tak realne obrazy. Świetni bohaterowie, niesamowicie ciekawe tło historyczne i niezwykły obraz epoki i samego miasta. A przy tym po prostu książka ciekawa i wciągająca.
czwartek, 4 kwietnia 2013
Swietłana Aleksijewicz - Ostatni Świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy
Swietłana Aleksijewicz po raz kolejny udowadnia swoją wielkość, talent i ogromną wrażliwość. "Ostatni Świadkowie", to spisane dziecięce historie, wspomnienia z czasu wojny. Krótkie (od strony do 3 stron) wspomnienia dorosłych już osób, które zamiast dzieciństwa przeżyły wojnę i to w najgorszym, najokrutniejszym wydaniu. Wojna widziana oczami dzieci wygląda zupełni inaczej niż ta, którą znamy z lekcji historii, czy ta sama wojna dorosłych. Bezsilność, brak sprawczości, nagłe wyrwanie z kontekstu, strach. Dla dzieci wojna nie wiązała się z walkami i zwycięstwami, czy porażkami, ale z głodem, rozłąką i pozbawieniem miłości.
Książka nie jest typowym reportażem - nie ma w niej chronologii, ani opisu wydarzeń historycznych, są to wspomnienia - tylko i wyłącznie. Swietłana Aleksijewicz nie stawia się w roli komentatorki, jedynie spisuje, słucha i spisuje słowa usłyszane od tytułowych ostatnich świadków. Napisanie tego typu książki musiało być zadaniem trudnym - stworzenie dobrego reportażu, ograniczając się do relacjonowania, bez analizowania, czy porównywania wymaga ogromnej wrażliwości, mnóstwa szacunku i umiejętności słuchania. Każda historia jest kwintesencją, każda jest unikalna i trafia w samo sedno. Poprzez opis jednego wydarzenia, jednego dnia z życia, czy jednej postaci ukazane jest okrucieństwo jakiego doświadczały wszystkie rodziny okresie Wojny Ojczyźnianej.
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Agatha Christie - Spotkanie w Bagdadzie
Agatha Christie i nie-klasyczny kryminał? Trochę mnie to rozczarowało - sięgam po Christie właśnie w sytuacjach gdy mam ochotę na odrobinę klasyki - trup, detektyw, zagadka i rozwiązanie. Na pewno nie cenię Christie za zwroty akcji, czy sensacyjne elementy. To właśnie trochę rozczarowało podczas lektury - to jakby zerwanie z własnym stylem z jednej strony, z drugiej zaś dopasowywanie powieści do schematów, jednak już nie kojarzonych z nazwiskiem autorki.
Pierwsza połowa książki była według mnie dość słaba, przyznaję - wynudziłam się. Dość powolne zawiązanie akcji i wyklarowanie sytuacji usprawiedliwiają oczywiście kolejne wydarzenia, ale jednak - były momenty w których chciałam książkę po prostu odłożyć z powrotem na półkę.
Kiedy pojawia się pierwszy trup robi się ciekawiej - właściwie można powiedzieć, że akcja nabiera zabójczego tempa (jak na Christie przynajmniej) - porwania, podstępy, szpiegostwo, zamachy i spiski. Naprawdę sporo się dzieje, ale jakoś tak w mało przekonujący sposób wydarzenia są przedstawiane. Już nie mówiąc o tym, że sam spisek na skalę światową jest nieco komiczny i trudno traktować ten wątek poważnie. Sama sensacyjna formuła tej części książki mnie kompletnie nie przekonała - dużo zwrotów akcji, ale tak naprawdę dość nieprzemyślanych i śmiesznych momentami.
Pierwsza połowa książki była według mnie dość słaba, przyznaję - wynudziłam się. Dość powolne zawiązanie akcji i wyklarowanie sytuacji usprawiedliwiają oczywiście kolejne wydarzenia, ale jednak - były momenty w których chciałam książkę po prostu odłożyć z powrotem na półkę.
Kiedy pojawia się pierwszy trup robi się ciekawiej - właściwie można powiedzieć, że akcja nabiera zabójczego tempa (jak na Christie przynajmniej) - porwania, podstępy, szpiegostwo, zamachy i spiski. Naprawdę sporo się dzieje, ale jakoś tak w mało przekonujący sposób wydarzenia są przedstawiane. Już nie mówiąc o tym, że sam spisek na skalę światową jest nieco komiczny i trudno traktować ten wątek poważnie. Sama sensacyjna formuła tej części książki mnie kompletnie nie przekonała - dużo zwrotów akcji, ale tak naprawdę dość nieprzemyślanych i śmiesznych momentami.
piątek, 29 marca 2013
Jack Ketchum - Straceni
Do książki podchodziłam z lekkim dystansem, bałam się, że będzie powierzchowna i bezsensownie krwawa. Książka faktycznie była bardzo brutalna, napisana prostym językiem, bez żadnych eufemizmów, ale nie była to na pewno literacka wydmuszka. Język był adekwatny do treści, pasował do bohaterów, działał na wyobraźnię i myślę, że książka właśnie dzięki niemu nabrała wyjątkowego charakteru.
Zresztą brutalność objawiała się właśnie w słowach, a dokładniej w myślach głównego bohatera, niż w czynach. Oczywiście zakończenie było krwawe, ale to było oczywiste i do przewidzenia. Atmosfera książki - naprawdę niezła. Historia opowiadana z perspektywy kilku osób, jest bardzo rozbudowana. Autor nie skupił się jedynie na suchych faktach i postaci mordercy, ale skutecznie udało mu się stworzyć więź między czytelnikiem, a różnego rodzaju "ofiarami".
środa, 27 marca 2013
Margaret Atwood - Oryks i Derkacz
Margaret Atwood to dla mnie jedna z najlepszych pisarek, tworzących współcześnie - ma swój styl, potrafi zaskoczyć, a do tego zwykle trafia w sedno. Ostatnio dowiedziałam się, że moja ulubiona książka tej autorki - "Rok Potopu" jest kontynuacją! Co prawda dość luźną i tylko posiadającą pewne wspólne wątki kontynuacją, ale jednak. Po "Oryks i Derkacza" sięgnęłam z wielką przyjemnością, wiedziałam że książka będzie wyjątkowa i na pewno nie będę przez moment choćby żałowała.
Nie przeliczyłam się - książka jest niemalże doskonała. Akcja toczy się w podobne scenerii, co "Rok Potopu" - autorka przedstawia dość ponurą wizję przyszłości, w której człowiek sam w sobie nie przedstawia większej wartości, w której wszystko uległo przewartościowaniu i stanęło na głowie. Historię poznajemy z opowieści Yeti'ego, który przeżył koniec ludzkości i który wspomina swoje dzieciństwo i młodość, przyjaźń z Derkaczem, miłość do Oryks.
Nie przeliczyłam się - książka jest niemalże doskonała. Akcja toczy się w podobne scenerii, co "Rok Potopu" - autorka przedstawia dość ponurą wizję przyszłości, w której człowiek sam w sobie nie przedstawia większej wartości, w której wszystko uległo przewartościowaniu i stanęło na głowie. Historię poznajemy z opowieści Yeti'ego, który przeżył koniec ludzkości i który wspomina swoje dzieciństwo i młodość, przyjaźń z Derkaczem, miłość do Oryks.
poniedziałek, 18 marca 2013
Gregg Hurwitz - Nie ufaj nikomu
Tym razem książka przeze mnie wybrana nie okazała się szalenie porywająca, a do bólu przeciętna. Schematyczna, przewidywalna, a więc lekko nużąca, zamiast wywołująca dreszczyk.
Książka średnia, jakich wiele, do przeczytania i zapomnienia od razu. Postacie kompletnie bez wyrazu, nieprzemyślane i wepchnięte w istniejące już ramy (znane z dużej ilości filmów sensacyjnych). W połowie książki zorientowałam się, że żadnego dramatycznego zwrotu akcji nie będzie, że nic mnie nie zaskoczy. Wiedziałam jak się skończy, jedyne z czym się pomyliłam, to to że nie ginie żadna pozytywna postać :)
Może się czepiam, ale autor korzysta z już do cna zużytych wzorów - dobry polityk i zły polityk, główny bohater bezgranicznie ufa i wszystko wyjawia dobremu politykowi, potem się okazuje, że dobry polityk to zły polityk. Koniec. Brzmi znajomo? Zrealizowane bez polotu, nie zachwyca na innych płaszczyznach również - językowo nieszczególna, intelektualna rozrywka żadna, powierzchowna i mało oryginalna.
Przeczytać można w czasie grypy, gdy to zdolności umysłowe bywają ograniczone. W innym wypadku obawiam się, że lektura może sprawić duży zawód. Pierwszy raz sięgnęłam po taki gatunek polityczno-sensacyjny i zdecydowanie nie zapałałam wielką miłością, jedyne co pozostało to poczucie straconego czasu.
Ocena: 3/10
wtorek, 12 marca 2013
Roy Jacobsen - Cudowne dzieci
"Cudowne dzieci" to jedna z najmądrzejszych i najpiękniejszych książek, z którymi zetknęłam się w dorosłym życiu. Niesamowity klimat, ciekawe tło historyczno-społeczne. Książka osadzona w latach 60, w latach wielkich przemian w Norwegii. Ale przemiany lat 60', w książce mają charakter symboliczny, są jedynie tłem dla tego co zachodzi na dużo mniejszej przestrzeni - w szkole, na osiedlu i w końcu: w rodzinie i każdym jej członku z osobna. Przemiany zachodzą we wszystkim i wszystkich - narrator, główny bohater zmienia się z dziecka w mężczyznę, uczy się samodzielności, cierpi, negocjuje swoje miejsce w świecie, stara się dorosnąć i jednocześnie zachować niewinność. Dorośli zajęci swoimi problemami - choroby, pieniądze, romanse, "brak siły do dzieci".. Zatracają siebie i sens. Zmieniają się oni sami, zmienia się ich rola i to jak są postrzegani. W jednej chwili są kochającymi opiekunami, w drugiej obcymi osobami, budzącymi strach i złość.
sobota, 9 marca 2013
Lydie Salvayre - Zwyczajne życie
Na okładce można wyczytać kilka wskazówek z czym ma się do czynienia - "paranoja - instrukcja obsługi", "powieść o zwyczajnym szaleństwie", "studium obsesji", ale jest to tylko prawda połowiczna, bo tak naprawdę książka dotyczy kwestii, które są bardziej uniwersalne niż obsesja, szaleństwo, paranoja. Lydie Salvare kreśli portret starości, ukazuje to czego wszyscy się boją, co budzi litość i odbiera komfort.
Krótka książeczka, tylko 122 strony, ale za to ogromna ilość treści, przekaz wbija się w pamięć z każdym słowem, zdania same zaczynają żyć w głowie - książka nie kończy się na tym co napisane. Jej ogromną zaletą jest brak przesady, autentyczność, precyzja, trafianie w sedno.
Autorka nie skupia się tylko o dolegliwości fizyczne, które ze starością kojarzą się w pierwszej kolejności. Światło skierowane jest na psychikę. Świat wokół staje się obcy, ludzie nieprzychylni, wnętrze wypełnia się jadem, zazdrością, pojawia się zgorzknienie. Czy nie jest to gorszy koszmar niż drobne fizyczne ułomności? Po lekturze tej książki nie mam już wątpliwości co jest najgorsze w starości.
Lydie Salvayre nie stosuje żadnej taryfy ulgowej, kreśli portret do bólu prawdziwy, nie przesadza ani nie wygładza, pokazuje piekło dnia codziennego, w którym każdy chcąc, nie chcąc uczestniczy każdego dnia. Obraz jest pozbawiony miłości, gdzie najpozytywniejszym elementem jest litość.
Nie jest to proza przy której popada się w zachwyt, którą się kocha, ale taka która zawstydza ujawniając ludzkie zakłamanie, demaskując hipokryzję na pozór niewinnych gestów, których pełen jest tak zwany zwykły dzień. Do mnie przemawia i to bardzo, zarówno styl, jak i temat, według mnie - "Zwyczajne życie" to kawał dobrej literatury.
Ocena: 8/10
Krótka książeczka, tylko 122 strony, ale za to ogromna ilość treści, przekaz wbija się w pamięć z każdym słowem, zdania same zaczynają żyć w głowie - książka nie kończy się na tym co napisane. Jej ogromną zaletą jest brak przesady, autentyczność, precyzja, trafianie w sedno.
Autorka nie skupia się tylko o dolegliwości fizyczne, które ze starością kojarzą się w pierwszej kolejności. Światło skierowane jest na psychikę. Świat wokół staje się obcy, ludzie nieprzychylni, wnętrze wypełnia się jadem, zazdrością, pojawia się zgorzknienie. Czy nie jest to gorszy koszmar niż drobne fizyczne ułomności? Po lekturze tej książki nie mam już wątpliwości co jest najgorsze w starości.
Lydie Salvayre nie stosuje żadnej taryfy ulgowej, kreśli portret do bólu prawdziwy, nie przesadza ani nie wygładza, pokazuje piekło dnia codziennego, w którym każdy chcąc, nie chcąc uczestniczy każdego dnia. Obraz jest pozbawiony miłości, gdzie najpozytywniejszym elementem jest litość.
Nie jest to proza przy której popada się w zachwyt, którą się kocha, ale taka która zawstydza ujawniając ludzkie zakłamanie, demaskując hipokryzję na pozór niewinnych gestów, których pełen jest tak zwany zwykły dzień. Do mnie przemawia i to bardzo, zarówno styl, jak i temat, według mnie - "Zwyczajne życie" to kawał dobrej literatury.
Ocena: 8/10
czwartek, 7 marca 2013
Dennis Lehane - Ciemności, weź mnie za rękę
"Ciemności,weź mnie za rękę" to drugi tom serii Kenzie/Gennaro, ale ja przeczytałam go na końcu. Cała seria już za mną i mimo, że każda książka mi się podobała, to jednak cieszę się, że to już koniec. Początkowy entuzjazm już trochę, a całość nieco zmęczyła, choć nie czytałam książek jedna za drugą.
Muszę przyznać, że ten tom był jednym z lepszych z całej serii. Było dużo emocji, dużo się działo i było ciekawie. Świetnie skrojone postacie, zagmatwana i wciągająca fabuła. Ważne zarówno wątki osobiste, jak i sama zagadka, w tym wypadku w każdym calu dopracowana - Lehane'owi udało się do końca utrzymać napięcie. Podobnie zresztą jak w innych tomach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)