czwartek, 3 kwietnia 2014

Sophie Hannah - Chór sierot

Louise jest matką siedmioletniego Josepha, który otrzymał prestiżowe stypendium, dostał się do najlepszego chóru w kraju i zamieszkał w internacie. Taka rozłąka jest trudna, a dla Louise dodatkowo wiąże się z wyrzutami sumienia i ciągłym niepokojem. Do tego dochodzi złośliwy i hałaśliwy sąsiad, którego zachowania kobieta traktuje jako osobiste ataki na siebie, swoją rodzinę i ich wybory - z domu sąsiada dobiegają dźwięki muzyki wykonywanej przez chłopięcy chór, co według kobiety ma jej przypominać o "porzuceniu" syna. 

Kobieta cierpi psychicznie i fizycznie, powoli traci kontakt z rzeczywistością, rezygnuje z pracy, a syn i cisza stają się jej obsesją. Jej życie zaczyna się składać tylko z niewielkich przykrości, małych złośliwości. Jej mąż bagatelizuje problem, w połowie książki kobieta jest już totalnie rozchwiana emocjonalnie.

Sophie Hannah to jedna z tych autorek, która mnie urzekła i totalnie zaskoczyły, kiedy sięgałam po pierwsze tytuły i która im bardziej się ją zna - tym bardziej rozczarowuje. Najbardziej boli, to że autorka opiera się na schematach - choć jak się okazuje zakończenia historii są różne. W każdej niemal książce mamy wątek, który podważa poczytalność bohaterki. Zawsze też w jej prozie obecna jest obsesja - wywołana właśnie przez ciągłe wątpienie bohaterów w swój osąd. 

W "Chórze sierot" jest dokładnie to samo, autorka zmienia gatunek, bohaterów, ale nie potrafi uwolnić się od schematu, który mniej lub bardziej, ale zawsze widoczny jest w jej książkach. Mam mnóstwo mieszanych uczuć, jedyne co wiem na pewno, to że książka mnie rozczarowała.

Czytając zastanawiałam się w jaki sposób autorka racjonalnie wyjaśni wszystkie wydarzenia - zawsze w końcu wszystko się wyjaśniało, zawsze to co dziwne i niemożliwe w końcu okazywało się misterną intrygą. Nie tym razem. Kiedy już do mnie dotarło, że ta książka nie zakończy się racjonalnie, że chór sierot, to chór sierot, że główna bohaterka widzi duchy i je słyszy pierwszą moją myślą było to, że tej książki nie dało się inaczej uratować - każde inne rozwiązanie byłoby przewidywalne, banalne i wykorzystane już w którejś z wcześniejszych książek autorki. Druga jednak myśl była już ostrzejsza - skoro ta książka kończy się tak, a nie inaczej - po co przez 200 stron czytałam o hałaśliwym sąsiedzie, o obsesji, o kłótniach małżeńskich itd?! Byłam zła głównie dlatego, że książka okazała się tylko przydługim wstępem (tylko do czego?), w dodatku niezwykle dusznym.

O ile w przypadku poprzednich książek Hannah narracja zawsze toczyła się wielotorowo, czytelnik poznawał relację z kilku stron - była ofiara i zawsze była policja. "Chór sierot" to monolog, wypowiada się tylko Louise. Przy czym Louise głównie siedzi w domu i słyszy chór, ewentualnie szuka kogoś kto też go słyszy. Brak przeciwwagi, drugiego bohatera, kogoś kto na Louise i całą sytuację patrzyłby trzeźwym okiem jest bardzo męczący. 

Choć darzę Sophie Hannah sympatią i przeczytam thrillery, które popełniła wcześniej, nie mogę pochwalić tej książki. Jest pełna dłużyzn, wykańcza psychicznie, ale nie daje satysfakcji, zakończenie rozczarowuje, niczego nie wyjaśnia, nie rzuca też nowego światła. Jest totalną abstrakcją. Być może książka spodoba się komuś, kto nie zna stylu autorki, kto nie zauważy jego powtarzalności, mnie raziły zarówno drobiazgi, jak i cała konstrukcja - wszystko znajome, wszystko już było.. 

Ocena: 5-/10

Recenzja bierze udział w Kryminalnym Wyzwaniu i Klucznik.

11 komentarzy:

  1. wszystkie negatywne cechy jakie wymieniłaś skutecznie zniechęcają!

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam to, oj, znam to. Bardzo bolesne. Lubisz pisarza na tyle, że w ciemno bierzesz każdą kolejną książkę, ufając, że zawsze da Ci to, czego oczekujesz i za co go polubiłaś - po czym dostajesz obuchem w łeb, bo pisarz... daje Ci to, co chcesz - dosłownie. W sensie: kalkę tej samej historii. I gorzej, jak jeszcze cała reszta jest słabsza. Pamiętam, że Ty lubisz Hannah - mi ona nie podeszła, ale po jednej powieści nie można za wiele powiedzieć - i tym bardziej zaskoczyła mnie Twoja ocena. Ale takie rozczarowanie można przyrównać do sytuacji, kiedy zawodzi ktoś, kto dotąd zawsze stawał na wysokości zadania, co by nie powiedzieć - przyjaciel. Ja z tej recenzji wyciągam naukę, by nie próbować się przekonać do autorki przez tę książkę, a Ty z książki masz naukę, że nawet ulubieni pisarze czasem nas rozczarowują.
    Ale chciałam jeszcze jedno nadmienić - podobny zabieg narracyjny zastosował King w swojej trylogii kobiecej, co najbardziej było widoczne w "Dolores Claiborne" - Dolores opowiada swoją historię i choć ktoś jej odpowiada, to jednak nie ma tych odpowiedzi w książce (czytelnik się domyśla z tego, co mówi Dolores). Z kolei "Gra Geralda" to już bardziej "logiczne", że jeden głos, bo laska ktora opowiada jest sama (no, niezupełnie, na podłodze obok niej, przymocowanej do łóżka kajdankami, leży jej martwy mąż). Myślę, że to bardzo trudna narracja. Bo właśnie jak przytrzymać czytelnika przy książce, jak wzbudzić napięcie? No, można wprowadzić chór duchów, ale to chyba też nie wychodzi.. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bosz, jak ja się rozgadam... :/

      Usuń
    2. "Niewygodna prawda", którą pamiętam że czytałaś podobała mi się jeszcze mniej niż "Chór sierot".. Jej starsze książki podobały mi się mniej lub bardziej, ale zawsze byłam na tak.
      A z tak męczącą narracją nie spotkałam się nigdzie - "Dolores Caiborn" była świetna, nie męczyła i przede wszystkim była do bólu racjonalna i.. do czegoś prowadziła. W "Chórze sierot" do znudzenia Louise wałkuje jeden temat, a ostatecznie okazuje się, że nic się pod tym nie kryje, że do niczego to nie prowadzi.. Chór sierot nie miał tu budować napięcia - on był jedynym tematem. Czułam się podobnie oszukana jak po właśnie "Niewygodnej prawdzie", gdzie kryminał nie okazał się kryminałem i obsesyjne zajmowanie się czymś nie doprowadziło do niczego.

      Usuń
    3. No tak, u Dolores to był jakby ciąg, człowiek nie mógł się oderwać, by się nie dowiedzieć, o co biega. Cóż, Hannah napisała sporo książek - może teraz po prostu odpoczywa, jadąc na nazwisku? Ale to niezbyt dobry sposób na pozyskanie sobie fanów. Zresztą nie jestem przekonana, czy autor, który obraca się w thrillerze i nagle dodaje do swojej fabuły niesamowitości, wie w ogóle, co robi.
      To jak, Asiu, do 3 razy sztuka, nim już całkiem się zawiedziesz? Czy jednak mimo wszystko sentyment pozostaje?

      Usuń
    4. Na szczęście zostało mi kilka tytułów starszych do nadrobienia, przeczytam - zobaczę czy faktycznie są takie schematyczne jak się teraz wydaje. A faktycznie mam wrażenie, że Hannah nie wie co robi z tymi wątkami nadprzyrodzonymi- właściwie zmieniło się tylko to jak kończy książki - wcześniej się wszystko wyjaśniało, teraz po prostu nie musi :)

      Usuń
  3. Hmm... no cóż, na pewno nie mam ochoty na tę książkę. Dziękuję za oszczędzenie czasu :)

    Zapraszam do nas na konkurs :)

    ~Natalia

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie nie pamiętam po ilu jej książkach (może po 4?), doszłam do wniosku, że autorka brnie w niekończące się psychodramy bohaterów, a ja już na takie "wymyślne coś" nie mam ochoty. Jak na początku fajnie pisała, tak na koniec się popsuła:).
    Odpuściłam panią Hannah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem bliska zrezygnowania z autorki, ale na półce mam jeszcze kilka starszych tytułów, więc pewnie dam jej jeszcze szansę. Pierwsza tak mi się spodobała, że od razu kupiłam kilka na zapas :)

      Usuń
  5. Oceniłem tę książkę dość łagodnie, bo na 4-, ale na razie nie planuję powrotu do twórczości pani Hannah.
    http://samotnia1981.blox.pl/2014/04/Sophie-Hannah-CHOR-SIEROT.html#ListaKomentarzy
    pozdrawiam
    tommy z Samotni
    www.samotnia1981.blox.pl

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji ;)