środa, 20 lutego 2019

Vigdis Hjorth - Spadek

Bergljot jest dojrzałą kobietą, krytyczką teatralną, ma dorosłe dzieci, partnera, przyjaciół. Ma wiele, w tym mnóstwo samoświadomości, która pozwala opowiedzieć jej historię pewnego spadku. A zaczyna się bardzo niewinnie - od tego co materialne. Bergljot odeszła od rodziny, kiedy miała dwadzieścia kilka lat, zerwała wszelkie kontakty, niczego nie oczekiwała, chciała tylko zacząć żyć własnym życie. Nie oszczędziła nikogo - zerwała kontakt nie tylko z rodzicami, wobec których formułowała konkretne zarzuty, ale również ze starszym bratem oraz dwiema młodszymi siostrami.  Właściwie wszystko biegło nowymi torami bez większych przeszkód do momentu, kiedy okazuje się, że w swoim testamencie ojciec kobiety umieszcza zapis, którego zaakceptować nie chce Bard, starszy brat Bergljot, który w przeciwieństwie do dwóch pozostałych sióstr ma wobec rodziców wiele żalu za nieudane dzieciństwo i emocjonalny chłód, którego doświadczał. Bergljot postanawia nie pozostawać bierną i stanąć po stronie brata, co kończy się już zupełnie nie-niewinnym rozliczeniem z własnym życiem i kompletnie niesatysfakcjonującą konfrontacją. 

"Spadek" okazał się książką, którą przeżyłam, jak - mam wrażenie - żadną inną. Początkowo zwiódł mnie przede wszystkim styl - nie mogłam oprzeć się uczuciu, jakby to przyjaciółka opowiadała mi swoją historię w kawiarni, czasami niezdarnie, czasami aż nazbyt szczerymi i emocjonalnymi słowami, czasami powtarzając sformułowania wyniesione z terapii, czasami z rozpaczą, za którą stoi niezrozumienie. Rozpoczynając z przeświadczeniem, że jest się silną, zdystansowaną, że opowie się tylko trochę, że nie wywlecze się każdej emocji, że właściwie opowieść będzie dotyczyła tylko wydarzeń, tego co obiektywne. Bergljot w trakcie opowieści rozpada się i zbiera, rozpada i zbiera - wiele razy. Opowieść robi się coraz gęstsza, coraz trudniejsza, bardziej zniuansowana. Wykańczała mnie emocjonalnie, ale czytałam ją kompulsywnie. Okazałam się idealną czytelniczką - przeżyłam (dosłownie) każde zdanie tej książki. 

"Spadek" to na pewno lektura bolesna i dosadnie uświadamiająca ludzką słabość (lub też trudność bycia silnym). Pokazuje jak bardzo jesteśmy zależni od innych, mimo przepracowania swojej historii, a w pewnym sensie nawet uwolnienia się od niej. Samoświadomość, którą zyskała Bergljot, nie daje jej narzędzi do wyjścia z roli, pozwala za to z pełną jasnością dostrzec własną bezsilność. Nie mamy do czynienia z sytuacją idealną, z dialogiem, rodzina ma nad główną bohaterką władzę i neguje jej historię. Zamyka tym samy drogę do pojednania i przebaczenia, uniemożliwia zakończenie. Bergljot nie ma szans na wyzwolenie. 

"Spadek" to książka niezwykle bogata pod względem psychologicznym. Vigdis Hjorth ostro i precyzyjnie opisuje relacje pomiędzy rodzeństwem, rodzicami, ale też partnerami Bergljot, jej dziećmi, przyjaciółmi. Obnaża mechanizmy kierujące ludźmi, pokazuje jak bardzo jesteśmy naznaczeni własną historią, jak nią zaślepieni i jak bardzo bezwolnymi nas ona czyni. Jak wpływa na późniejsze relacje, na to jacy w nich będziemy, czy jakimi ludźmi będziemy się otaczać. Udaje jej się także pokazać jak łatwo jest pewne kwestie przeoczyć, przeżyć życie w ogóle nie zdając sobie sprawy, z tego, że coś je ogranicza...

Jak dla mnie - jedna z najważniejszych książek ostatnich lat, czytajcie koniecznie!





Książka do recenzji została dostarczona przez serwis Jakkupowac.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do dyskusji ;)