środa, 26 czerwca 2019

Tomasz Organek - Teoria opanowywania trwogi



Tomasz Organek już nie tylko na scenie, ale też na półkach. Literacki debiut muzyka zwrócił uwagę wielu. Niestety (bo jednak stało się inaczej), myślę, że gdyby nie znane nazwisko – przeszedłby bez echa, ba, być może w ogóle się nie pojawił – taki biznes. 

Książka to opis kilku dni z życia Borysa i Anety. Spotykają się po latach, oboje przechodzą przez gorszy okres, każdy w innym stylu. Aneta ze złością, Borys z rezygnacją. Borys ją kocha, Aneta udaje, że tego nie widzi i korzysta z benefitów. Para wyrusza w podróż – pierwsza połowa książki, to powieść drogi, druga bardziej przypomina komedię sensacyjną. Jest to historia złych wyborów, złych reakcji, złych rozmów. Obraz przeciętności. 

Niestety – sam obraz też jest przeciętny. Organek na pewno potrafi posłużyć się słowem, ale to co sprawdza się w tekście piosenki, w większej ilości robi się niestrawne. Z każdej strony zostawiłabym trzy (okrojone) zdania, a najchętniej przerobiłabym całą książkę na trzy wiersze. Tekst męczy ciągłym powtarzaniem, synonimizowaniem każdego określenia i uparcie, do końca nie nabiera treści. Można powiedzieć, że jest pełen zabiegów stylistycznych, które do niczego nie prowadzą. Zarówno styl, jak i opowiadana historia są przekombinowane, a jednocześnie nic nie znaczą. 

Początkowe zainteresowanie w moim przypadku bardzo szybko przeistoczyło się w znużenie. Bohaterowie nie nabierają kształtów, mimo że książka traktuje tylko o nich – autorowi nie udaje się nadać im głębi, dla mnie do końca pozostali postaciami z papieru. Do tego zmęczyło mnie ciągłe używanie wulgaryzmów, wcale nie innowacyjne. O błędach formalnych prowadzenia narracji już nawet nie będę wspominać, ale w moich wyczulonych na to oczach – książka spadła na sam dół. 

Rzadko zdarza mi się czytać książkę, którą oceniam tak jednoznacznie źle, szczególnie  „bezgatunkową”,  ale o „Teorii opanowywania trwogi” nie powiem nic dobrego. Proza Organka okazała się wtórna (przez CAŁY czas miałam wrażenie, jakby ktoś źle przepisywał „Zrób mi jakąś krzywdę” Żulczyka), nierówna i mimo częstych zwrotów akcji zwyczajnie nudna. Zdecydowanie forma dla Autora nie ta..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do dyskusji ;)