W tym miesiącu zrecenzuję kilka książek dla młodzieży, cykl ten rozpoczynam "Domem na Wschodniej" - debiutancką powieść Sabiny Jakubowskiej. Książka ta otrzymała przedpremierowo nagrodę główną w konkursie Promotorzy Debiutów Instytutu Książki i Fundacji Tygodnika Powszechnego, nie mogłam się nie skusić - za literaturą młodzieżową jako taką nie przepadam, ale czasami można trafić na tak cudowne perełki, że warto ryzykować i czasem się przemęczyć. "Dom na Wschodniej" zapowiadał się doskonale.
Nastoletni Doro, 5-letnia Róża i ich mama Florentyna przeprowadzają się do Jadowników z Krakowa. Uciekają przed przeszłością, przemocą i strachem, nie ukrywają się, po prostu chcą zacząć żyć, cieszyć się, zaznać nieco normalności. Dość szybko Doro z domu przy ulicy Środkowej, trafia na Wschodnią. Poznaje towarzystwo krótko mówiąc nie pasujące ani do czasu, ani do miejsca. Jaśnie Pani Emma i jej służba, a do tego powiększające się w szybkim tempie stadko dzieciaków. Pogotowie rodzinne. Szybko cała trójka ze Środkowej przenosi się na Wschodnia i zasila barwne towarzystwo. Kiedy dużo się dzieje – wsparcia nigdy za wiele.
"Jesteśmy tu nowi i jesteśmy dziwni dla innych. Nikt nie oczekiwał, że będzie inaczej. Tylko dlaczego, zamiast wmieszać się w tłum, zaprzyjaźniamy się z jeszcze dziwniejszymi?”
Tematyka książki bardzo fajna i ważna, oswaja z odmiennością, pokazuje, że nie warto się bać, nie warto oceniać i mierzyć wszystkich jedną miarką, ale... nie tak. Wszystko pobieżne i w różowym płaszczyku, uładzone i rozwiązujące się samo. Za dużo wątków i postaci, właściwie miejsca starcza tylko na wyliczenia; zbyt dużo zwrotów akcji, ciągle coś się dzieje, a nie ma miejsca na przemyślenie, rozmowę, odrobinę spokoju. Przestrzeni by popracować nad jakimś tematem, a nie tylko o nim wspomnieć.
Nie potrzebnie autorka wrzuciła tu wszystko: miłość, tematy społeczne, elementy przygodówki. Zapanował przez to straszliwy chaos, na niczym nie mogłam skupić uwagi, autorka skacze po wątkach, o niektórych w efekcie całkowicie zapominając. Jednocześnie nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Jakubowska milczy o tym co najważniejsze, o codzienności. Pojawił się w związku z tym kolejny problem – mnóstwo luk. Nie potrafię niczego umiejscowić w czasie, akcja toczy się od wydarzenia do wydarzenia, a pomiędzy wielkie nic.
Sucha relacja. Styl właściwie szkolny, wydarzenia tendencyjne. Autorka próbuje pisać o rzeczach ważnych, ale udaje jej się tylko coś nadmienić mimochodem, młody czytelnik może nawet nie zauważyć tego, co miało być sednem. Całość irytująco prosta, tendencyjna i podręcznikowa. Zabrakło odcieni. I na koniec – zabrakło po prostu czegoś, co by zainteresowało. Gdyby książka była wciągająca, a kolejne wydarzenia łączyły się ze sobą - styl i sposób prowadzenia narracji wybrany przez Jakubowską miałby rację bytu. Ale w tej formie – kompletnie niestrawne.
Ocena: 3/10
Recenzja bierze udział w wyzwaniu Polacy nie Gęsi III, Klucznik i Grunt to okładka
Do tej pory natknęłam się na sporo recenzji tej książki i większość była zdecydowanie pozytywna. Może kiedyś nadarzy mi się okazja do poznania tej historii, aby przekonać się, jakie wrażenie wywrze na mnie.
OdpowiedzUsuńO rany, spodobała mi się okładka, tytuł też wydawał się obiecujący, całość zapowiadała się obiecująco, a tu taki klops. Szkoda, tym bardziej, że jest to książka dla młodzieży - o młodego czytelnika należy dbać, a serwowanie mu flaków z olejem może go tylko skutecznie zniechęcić do dalszej przygody z książką.
OdpowiedzUsuńByć może w wolnej chwili sprawdzę na 'własnej skórze' ;)
OdpowiedzUsuńOkładka mocno mnie do siebie przyciągała, opis też. Widzę, że jednak nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńŁoo jejku, szkoda czasu na takie "książki" :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że autorka nie wykorzystała potencjału książki :(
OdpowiedzUsuńZapraszam na nową recenzję : ksiazkowy-termit.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie najbardziej krytyczna ze wszystkich znanych mi dotąd recenzji tej książki, wśród których nie brakuje przecież i marketingowych "laurek" dla autorki "Domu na Wschodniej" ;) Może to tak dla... równowagi we Wszechświecie..? ;) Co prawda, wielu padającym w recenzji zarzutom trudno odmówić słuszności, tym niemniej uważam niniejszą ocenę - mimo wszystko - za zbyt surową i niestety jednostronną. Jako dotychczasowy "główny krytyk" tego dzieła, sam nie wierzę, że to piszę. ;) Obawiam się jednak, że recenzentka skupiając się na niewątpliwych mankamentach powieści, nie dostrzega większości jej walorów (poza aspektem pedagogicznym), które książka również posiada. Co więcej, niektóre z nich, by wymienić wielość wątków czy barwnych postaci, przybierającą na sile wartkość akcji, uznaje - moim zdaniem niesłusznie - za wadę. Owszem, książka jest napisana nierównym językiem - posiada lepsze i zdecydowanie gorsze (stylistycznie i koncepcyjnie) fragmenty, ale nie można powiedzieć, że jej akcja nie wciąga, a wydarzenia nie łączą się ze sobą. Z drugiej strony, rzeczywiście pojawiają się tam pewne niekonsekwencje oraz prawdą jest, że niektóre wątki rwą się, gubią czy ześlizgują, a język staje się miejscami zbyt prosty czy naiwny, nawet jak na debiut. Wyczuwalny jest też pewien... milczący, tendencyjny przekaz... ;) Brakuje natomiast wyraźnego (proszącego się aż) spuentowania powieści, które przy pomocy - nomen omen - kluczowych rekwizytów, spięłoby wątki przygodowe z pedagogicznymi w jedną całość. Wszystko to czyni ją dosyć specyficzną, ale nie niestrawną pozycją wydawniczą.
OdpowiedzUsuńDlaczego bohaterowie "Domu na Wschodniej" są właśnie tacy, a nie inni? Dlaczego miejscami "czas wymyka się", mimo dosyć zwartej, rocznej klamry narracji? Dlaczego cała powieść stanowi osobliwy, idealistyczny chaos? Odpowiedzi na te i inne pytania trzeba szukać w osobie autorki i jej biografii... ;)
https://www.facebook.com/pages/Dil-Banshee/311469045537652