sobota, 29 września 2012

Artysta Zbrodni - John Case


artysta śmierciOkres wakacyjny minął pod znakiem kryminałów i jemu pochodnych. Muszę przyznać, że jak dotąd jedyne kryminały, które miałam w ręku to Agathy Christie. Ale lektura na wakacje nie musi być psychicznie wyczerpująca, ani wielce rozwijająca. W końcu wakacje to czas rozrywki i odpoczynku. Dodatkowo ostatnimi czasy oglądałam dość namiętnie kryminały, postanowiłam więc dać szansę współczesnym autorom. I nie zawiodłam się. Przynajmniej w większości przypadków.

Dzisiaj John Case i „Artysta Zbrodni”. John Case to tak naprawdę para amerykańskich dziennikarzy, która napisała książkę wspólnie. Dziennikarska przeszłość wyraźnie wpłynęła na treść, klimat, styl. Po pierwsze – główny bohater jest dziennikarzem i prowadzi własne śledztwo w sprawie zaginięcia swoich dzieci. A więc bezpieczne wyjście – historia opowiedziana z perspektywy dziennikarza. Być może i jest to jakiś wentyl bezpieczeństwa, ale też sprytny zabieg. Książka wiele zyskuje dzięki takiej perspektywie – dużo w niej ciekawostek, śledztwo to powolna dłubanina w na pozór nic nie znaczących informacjach, które ostatecznie okazują się kluczowe. Ciężko byłoby wytłumaczyć zachowanie głównego bohatera, bez odwołania się do jego zawodu. Nikt kto się na tym nie zna nie byłby tak cierpliwy w obliczu porwania i być może śmierci własnych dzieci.

Książkę czyta się bardzo szybko, wciąga już od pierwszego rozdziału i nie rozczarowuje aż do ostatniego. Jeśli czegoś według mnie zabrakło, to epilogu. Zakończenia praktycznie nie ma. Książka się urywa, czytelnik wie jak się skończyła, ale pozostaje niedosyt. Tak, końcówka jest cokolwiek niedbała. Cała książka ma odpowiednie tempo, niezbyt spieszne, ale wartkie. W porównaniu z całością ostatnie  stron to istna lawina, brak szczegółów, po prostu szybkie cięcie i koniec.

W podróży pociągiem, na wypadek grypy – książka idealna. Przede wszystkim jest ciekawa, co często w przypadku kryminałów ginie – nie jest to prosty pościg za przestępcą, ale coś na kształt kilku równoległych kursów z różnych dziedzin. Mogę z czystym sumieniem polecić tę pozycję, choć jeśli ktoś oczekuje arcydzieła, to niech sięgnie raczej po inną pozycję, ta jest zdecydowanie ku rozrywce.

Ocena: 6/10

3 komentarze:

  1. Na razie mam w planach kryminały innych autorów. Na półce czeka na mnie Nesbo, Marklund, Masterton. Ale może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawalista książka, aczkolwiek ciężka jak cholera

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji ;)