środa, 18 czerwca 2014

Günter Wallraff - Na samym dnie

Kolejny tom z serii Klasyki Dużego Formatu i kolejny świetny reportaż. Tym razem bez wahania powiem - najlepszy z całej serii i jeden z lepszych, ciekawszych jakie kiedykolwiek czytałam. Dziennikarstwo uczestniczące, coś czego - zapewniam was - nie znacie. Do tego postać Güntera Wallraffa. Nie wiem jak to się stało, że o nim nie słyszałam, ale postać niezwykła, uprawiająca swój zawód z ogromnym poświęceniem. Właściwie działacz społeczny, bardziej niż reportażysta, demaskujący niesprawiedliwości i faktycznie z nimi walczący. Reportaż traktujący jako narzędzie, człowiek czynu i słowa.

Günter Wallraff wciela się w Alego, imigranta z Turcji - przez 2 lata próbuje odnaleźć się w Niemieckim społeczeństwie lat 80. Dosłownie - trafia na samo dno, gdzie człowiek nie znaczy nic, jest wyzyskiwany, oszukiwany, poniżany, pracuje w nieludzkich warunkach, zabójczych na dłuższą metę, a na co dzień kompletnie wyniszczających i wyczerpujących. Treść reportażu jest szokująca, to jak Ali, jak Turcy w Niemczech byli traktowani nie tak dawno temu, co musieli znosić bez mrugnięcia okiem od KAŻDEGO kogo spotkali na swojej drodze, w pracy, w Kościele, na ulicy - jest zatrważające. Zanim Ali trafia do "stałej" pracy przez długie miesiące tuła się, bez żadnych oczekiwań, w poszukiwaniu czegokolwiek - domu, zatrudnienia. Günter Wallraff mówi wprost: nie przeżyłby tej drogi gdyby nie fakt, że Ali tak naprawdę nie istniał, gdyby faktycznie był imigrantem z Turcji. I to wszystko po to by trafić do człowieka handlującego ludźmi, wysyłającego ich do pracy w trujących pyłach, po to by stać się królikiem doświadczalnym koncernów farmaceutycznych itd.

Czytałam z niedowierzaniem. I to nie tylko ze względu na tę najbardziej oczywistą warstwę - Ali nie znaczył nic. Najbardziej przeraził mnie obraz Niemców, społeczeństwa, które szczyci się tym, że przeszedł cały proces denazyfikacji, które nazywa się społeczeństwem dojrzałym i jako takie jest postrzegane. Ogromny antysemityzm i ksenofobia, żarty w stylu "Turcy do gazu", poważne zdania wypowiadane po cichu o jednoznacznym wyrazie.. A do tego fakt, że gdyby Günter Wallraff nie był Niemcem nigdy nie doszłoby do obnażenia tego co się działo w latach 80., a za pewne i wcześniej i później. Nie spodziewałam się takiego poziomu makabry, nie spodziewałam się że "Na samym dnie" będzie dotyczyć rzeczy tak nieludzkich i jednocześnie tak niewidocznych dla zwykłych obywateli.

Treść reportażu jest niesamowita, nie mam wątpliwości, że trzeba ją poznać. Interesujące jest jednak również to w jaki sposób został napisany. Ali i Günter Wallraff to 2 osoby - Günter Wallraff pisze o Alim, Ali przeżywa, Günter analizuje. Bardzo mnie ten sposób narracji zaskoczył, a jednocześnie niespodziewanie okazał się trafnym komentarzem sam w sobie. Ali nie ma głosu i aby przeżyć musi się z tym pogodzić, autor odcina się od swojego bohatera, choć w jego skórze żył 2 lata. Dzięki temu jego reportaż staje się głosem wszystkich osób o podobnych doświadczeniach, nie jest opisem tego "co mi się przytrafiło", a tego "co się dzieje, a czego byłem świadkiem", choć jednocześnie nie można sprowadzić autora do roli biernego obserwatora, nie da się zaprzeczyć jego doświadczeniom, a właśnie to zdaje się najbardziej wstrząsnęło opinią publiczną. Ogromnym plusem jest również to, że Günter Wallraff swój reportaż opiera nie tylko na własnych przeżyciach - jest rzetelny i nie zapomina o szerszej perspektywie, opisuje złożoność problemów nie Turków, a Niemców, podpiera się danymi, słowami specjalistów itd, itd. Żaden aspekt nie został zaniedbany.

Na pochwałę zasługuje również to konkretne wydanie "Na samym dnie" - uzupełnione wywiadem z Günterem Wallraffem, wstępem Lidii Ostałowskiej i komentarzem Bartosza T. Welińskiego. Dzięki takim, a nie innym uzupełnieniom (w późniejszych wydaniach niemieckich "Na samym dnie" znalazły się opisy procesów itd., polski Wydawca zdecydował się na ich pominięcie, a dodanie materiałów bardziej aktualnych i mniej "lokalnych") książka jest niezwykle atrakcyjna dla polskiego czytelnika, dla którego sednem jest sam reportaż i Günter Wallraff. Dzięki nim odbiór staje się pełniejszy, bardzo dobrze przedstawiona została również sama postać autora. Rzecz bezbłędna, genialna, której nie można ominąć.

Ocena: 10/10

Recenzja bierze udział w wyzwaniach:
Klucznik
Czytam reportaże 

9 komentarzy:

  1. Po tak dobrej recenzji na pewno będę miał ją na uwadze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam wcześniej o Günterze Wallraffie, ale teraz poszukam książki, o której piszesz. Choć widzę, że czytanie będzie bardzo trudne i wyczerpujące emocjonalnie ze względu na makabryczność opisywanych spraw...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka trafi w najczulsze struny i szokuje. Czytałam dużo bardziej "makabryczne" książki, ale ta jest naprawdę mocna.

      Usuń
  3. Brzmi ciekawie. Nie czytam zbyt wielu reportaży i domyślam się, że dobrze byłoby to zmienić - po Twoich recenzjach widzę, ze można się dużo ciekawych rzeczy o świecie dowiedzieć. Chętnie przeczytam za jakiś czas. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, można, można! Bardzo polecam czytanie reportaży :)

      Usuń
  4. dzięki Tobie poszerzam horyzonty...teraz jestem po lekturze książki Jej Afganistan i bardzo mi się podobała, dzięki Tobie sięgam po literaturę faktu i reportaże - także sukces! Tej pozycji poszukam z pewnością!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to bardzo się cieszę :) Ja sobie nie wyobrażam życia bez czytania reportaży, no może nie życia, ale na pewno nie mogłabym czytać tylko beletrystyki.

      Usuń
  5. Szukałam tej książki jakiś czas temu w moich lokalnych księgarniach, ale niestety jej nie było. Będę musiała wybrać się po nią do większego miasta
    kolodynska.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurcze, nie słyszałem o tym tytule. Muszę się zaopatrzyć. Super recenzja. Dzięki ;)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji ;)