Filip Springer jest jednym z moich ulubionych reportażystów, jego książki napisane są z antropologicznym zacięciem, a co za tym idzie z ogromną wrażliwością i wyczuciem. W swoich książkach porusza tematy w pewnym sensie niewygodne, wypierane ze społecznej świadomości, takie o których "lepiej zapomnieć", czy może raczej "nie warto pamiętać". Udowadnia, że są to tematy ważne i do poruszenia konieczne. Właśnie za to ogromnie Springera cenię. Nie czuję żadnego zgrzytu czytając jego reportaże, a to niestety jest sytuacja bardzo rzadka.
W stylu Springera piękne jest jego podejście do rozmówcy, ale również do przestrzeni, czy zjawisk. Potrafi tak dobrać słowa, spojrzeć z takiej perspektywy, że wszystko staje się odrobinę lepsze. Mniej szare, bardziej zrozumiałe, staje się znaczące. Odnosi się to do całej twórczości Springera, nie tylko "Zaczynu.." - jego talent z każdą książką doceniałam bardziej, przy czym niemałą rolę w moim stosunku do autora odegrał jego blog: http://filipspringer.com/blog/ Czytam go regularnie od ponad roku i zdecydowanie polecam!
piątek, 14 czerwca 2013
niedziela, 9 czerwca 2013
Antonio Socci - Czas burzy
Może na początek wytłumaczę się z wyboru lektury. Sama z siebie nigdy bym na pewno po książkę nie sięgnęła - zaproponowano mi egzemplarz recenzencki i własnie dlatego w ogóle rozważyłam jej lekturę. "Czas Burzy" został napisany przez włoskiego dziennikarza, dyrektora Szkoły Dziennikarstwa w Perugii; z materiałów którymi dysponowałam wynikało, że jest to swego rodzaju kryminał osadzony w Watykanie. Stwierdziłam, że może warto dać książce szansę, poszerzyć horyzonty i przy okazji też zmierzyć się z własnymi uprzedzeniami.
Podkreślam, że byłam pewna iż jest to kryminał. I choć już w pierwszy rozdziale pojawia się trup, zgwałcona dziewczynka i kościelny skandal, to książka kryminałem na pewno nie jest. To co dzieje się w pierwszych rozdziałach można by uznać za interesujące i nawet dobrze rokujące, ale niestety wątki się urywają. Tajemnica się nie rozwiązuje, a do rzeczonego trupa w całej książce autor wraca może 2-3 razy - sama zresztą nie wiem po co.
czwartek, 6 czerwca 2013
Katarzyna Surmiak-Domańska - Mokradełko
Katarzyna Surmiak-Domańska stworzyła reportaż dotyczący Halszki Opfer oraz otoczenia w którym żyje. Halszka Opfer jest autorką dwóch autobiograficznych książek - "Kato-tata" oraz "Monidło", mieszka w Mokradełku. "Kato-tata" traktuje o przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej jakiej Halszka doświadczała od najmłodszych lat; "Monidło" dotyczy jej dorosłego życia i tego jak lata koszmaru odbiły się na niej i jej obecnym życiu.
Tytułowe Mokradełko to niewielkie miasteczko, leży gdzieś w Polsce; gdzie dokładnie - nie wiadomo, ale mogłoby być wszędzie. Mokradełko to nazwa metaforyczna - odnosi się głównie do małomiasteczkowej mentalności. Mokradełko straszy, jest nieprzyjemne, ogranicza, ale może być również niebezpieczne - jeśli ktoś stanie z nim do walki.
W Mokradełku każdy wie jak powinna wyglądać, zachowywać się ofiara - powinna być cicha, spokojna, przestraszona. Halszka Opfer nie pasuje do ich obrazu - po pierwsze dlatego że sama o sobie mówi, a przecież ofiara nie ma głosu, to ktoś inny powinien mówić o jej krzywdach. Halszka jest głośna, gadatliwa, modnie ubrana, jej życie miłosne jest dość burzliwe. I to wystarczy by bardziej niż gwałcący ojciec bulwersował sam fakt, że Halszka "coś takiego napisała".
wtorek, 4 czerwca 2013
Przemek Jurek - Kochanowo i okolice
Książka pana Przemka Jurka okazała się dla mnie wielkim zaskoczeniem. Pozytywnym! Nie miałam pojęcia czego spodziewać się po tej pozycji, bałam się że kompletnie nie będzie to książka dla mnie. A jednak była! Od początku samego bardzo dobrze książkę się czytało, akcja szybko się rozwijała, a bohaterowie od razu wzbudzili moją sympatię.
"Kochanowo i okolice" to powieść utrzymana w konwencji komediowej, choć jest to komedia raczej gorzka. Niesamowicie się ją czyta, po prostu jakby ktoś opowiadał mi świetną historię z młodości. Historia jest prosta, przydarzyć mogłaby się wszędzie i każdemu, jest wręcz do bólu realna i właśnie dlatego chyba tak mi się spodobała. Dawno nie czytałam książki na temat "szarej rzeczywistości", pozbawionej jakiś wielkich zwrotów akcji... W "Kochanowie.." zwrotów akcji tyle ile można by spodziewać się po Kochanowie - niewielkim miasteczku w Kotlinie Kłodzkiej - niewiele; opisywane wydarzenia sensacyjne mogą wydać się również tylko w takim krajobrazie - raczej spokojnym.
"Kochanowo i okolice" to powieść utrzymana w konwencji komediowej, choć jest to komedia raczej gorzka. Niesamowicie się ją czyta, po prostu jakby ktoś opowiadał mi świetną historię z młodości. Historia jest prosta, przydarzyć mogłaby się wszędzie i każdemu, jest wręcz do bólu realna i właśnie dlatego chyba tak mi się spodobała. Dawno nie czytałam książki na temat "szarej rzeczywistości", pozbawionej jakiś wielkich zwrotów akcji... W "Kochanowie.." zwrotów akcji tyle ile można by spodziewać się po Kochanowie - niewielkim miasteczku w Kotlinie Kłodzkiej - niewiele; opisywane wydarzenia sensacyjne mogą wydać się również tylko w takim krajobrazie - raczej spokojnym.
środa, 29 maja 2013
Neil Gaiman - Dym i lustra
"Dym i lustra" to zbiór opowiadań, głównie fantastycznych, choć nasycenie fantastyką w każdym z opowiadań jest inne. Opowiadania te nie zostały stworzone na potrzeby książki, wcześniej ukazywały się w różnego rodzaju czasopismach, czy antologiach - są więc bardzo zróżnicowane. Niektóre pisane wierszem, inne prozą, jedne liczą sobie 900 słów, inne 30 stron, bohaterami są wampiry, anioły, wilkołaki, pradawni bogowie, a w końcu zwykli ludzie. Brakowało klucza, który sprawiałby, że książka tworzy całość. Rozczarowała mnie ta przypadkowość tekstów, które znalazły się w tym tomie. Cenię sobie krótką formę, jednak jestem w tej materii wymagająca i bardzo nie lubię gdy książka nie jest zaprojektowana tak, by przejście przez nią było czymś naturalnym i jednocześnie wzbogacającym; lubię książki które posiadają jakąś ideę przewodnią, choćby luźną.
Niektóre opowiadania były świetne, charakterystyczne, a ich lektura nie poszła na marne, jednak ginęły one w gąszczu króciótkich - stronicowych, dwustronicowych - wierszy, opowiadanek, czy wręcz przydługich aforyzmów, które kompletnie do mnie nie trafiały. W tej chwili byłabym w stanie opowiedzieć może 3-4 opowiadania, reszta po prostu mi umknęła, choć czytałam uważnie. Zdarzyło się również kilka opowiadań, których odbiór był dla mnie bardzo trudny, kilka opowiadań, które w ogóle nie pasowały do reszty, które stanowiły dla siebie pewną kontynuację, jednak nie tworzyły całości, a były raczej odcinkiem z nieznanej mi serii. Bardzo mnie te kilka opowiadań zmęczyło - nie mogłam pojąć ich sensu, były strasznie chaotyczne, a do tego nudziły swą abstrakcyjnością.
Niektóre opowiadania były świetne, charakterystyczne, a ich lektura nie poszła na marne, jednak ginęły one w gąszczu króciótkich - stronicowych, dwustronicowych - wierszy, opowiadanek, czy wręcz przydługich aforyzmów, które kompletnie do mnie nie trafiały. W tej chwili byłabym w stanie opowiedzieć może 3-4 opowiadania, reszta po prostu mi umknęła, choć czytałam uważnie. Zdarzyło się również kilka opowiadań, których odbiór był dla mnie bardzo trudny, kilka opowiadań, które w ogóle nie pasowały do reszty, które stanowiły dla siebie pewną kontynuację, jednak nie tworzyły całości, a były raczej odcinkiem z nieznanej mi serii. Bardzo mnie te kilka opowiadań zmęczyło - nie mogłam pojąć ich sensu, były strasznie chaotyczne, a do tego nudziły swą abstrakcyjnością.
piątek, 24 maja 2013
Margaret Atwood - Pani Wyrocznia
Od książek Margaret Atwood zawsze wymagam wiele. Atwood jest dla mnie pisarką kultową, o której świat szybko nie zapomni. Ma wielki dar do tworzenie bezbłędnych portretów czasów, w których żyjemy. W dodatku potrafi swoje książki pisać w formie lekkiej, żartobliwej, jednocześnie tworząc literaturę ważną, mądrą, bezkompromisową i trafiającą w sedno. W przypadku Atwood jestem więc czytelnikiem wymagającym, surowym i którego łatwo zawieść, a w dodatku czepiającym się szczegółów. Mimo tych wszystkich utrudnień "Pani Wyrocznia" zdała egzamin.
Jest to nieco inna proza, niż do której przyzwyczaiłam się podczas niedawnej lektury "Roku Potopu", czy "Oryks i Derkacz". "Pani Wyrocznia" w porównaniu z tymi tytułami wypada słabo, niestety. Zaledwie poprawnie, jak na wielką Panią Atwood. Niemniej jednak, książka porusza tematy ważne, uniwersalne i warte zgłębienia. Nie operuje oczywistościami, książka jest wieloznaczna i może być interpretowana na wielu płaszczyznach i na wiele sposobów - czytelnik będzie miał pole do popisu.
Dla mnie książka traktuje o płynności wszechobecnej w naszym życiu. O braku granic, zmienności, śmierci uniwersalizmów, a ostatecznie o zagubieniu we własnej, pogmatwanej tożsamości, której również już nie sposób określić w sposób jednoznaczny. I dalej, o konsekwencjach wynikających z tej płynności: strachu, samotności, nerwicach i neurotyczności, o pytaniach bez odpowiedzi i niesatysfakcjonujących relacjach międzyludzkich. O braku punktów zaczepienia, o ciągle zmieniających się perspektywach. Książka, napisana pół wieku temu - chyba przez ten czas jeszcze zyskała na aktualności.
Książka w gruncie rzeczy dotyczy kwestii trudnych i istotnych, jednak czyta się ją jak lekką komediową powiastkę. Są to pozory, w miarę czytania książka staje się coraz bardziej niepokojąca (nie tracą wcale na swej lekkości i nadal będąc okraszoną dowcipem) i przytłaczająca. Główna bohaterka - poznajemy całe jej życie, poczynając od wieku dziecięcego, aż do "dnia dzisiejszego", czyli lat 30-40 - swoje życie wiedzie jakby odbijając się od ścian, jak pijana tancerka, szukająca dłoni na której będzie mogła się wesprzeć. Są to próby z jednej strony komiczne, z drugiej zaś rozpaczliwe i rozdzierające serce; podszyte strachem i niepewnością, podejmowane we wrogim otoczeniu, gdzie każdy ma dwie twarze i stanowi potencjalne zagrożenie.
Książka jest bardzo wymowna. Napisana dobrze, choć jak na Margaret Atwood - bez zachwytu. Dla mnie jednak jest to książka ważna, a do tego w ciekawy, nieoczywisty sposób operująca groteską. Jest też moim zdaniem książką ponadczasową i w pewien sposób wizjonerską. Nie poleciłabym tej książki komuś, kto z Margaret Atwood nie miał jeszcze do czynienia; fani autorki myślę, że nie będą zawiedzeni; jednak nowicjuszom proponuję sięgnąć po jakąkolwiek późniejszą książkę Atwood. Samą autorkę za to polecam gorąco!
Ocena: 7/10
Jest to nieco inna proza, niż do której przyzwyczaiłam się podczas niedawnej lektury "Roku Potopu", czy "Oryks i Derkacz". "Pani Wyrocznia" w porównaniu z tymi tytułami wypada słabo, niestety. Zaledwie poprawnie, jak na wielką Panią Atwood. Niemniej jednak, książka porusza tematy ważne, uniwersalne i warte zgłębienia. Nie operuje oczywistościami, książka jest wieloznaczna i może być interpretowana na wielu płaszczyznach i na wiele sposobów - czytelnik będzie miał pole do popisu.
Dla mnie książka traktuje o płynności wszechobecnej w naszym życiu. O braku granic, zmienności, śmierci uniwersalizmów, a ostatecznie o zagubieniu we własnej, pogmatwanej tożsamości, której również już nie sposób określić w sposób jednoznaczny. I dalej, o konsekwencjach wynikających z tej płynności: strachu, samotności, nerwicach i neurotyczności, o pytaniach bez odpowiedzi i niesatysfakcjonujących relacjach międzyludzkich. O braku punktów zaczepienia, o ciągle zmieniających się perspektywach. Książka, napisana pół wieku temu - chyba przez ten czas jeszcze zyskała na aktualności.
Książka w gruncie rzeczy dotyczy kwestii trudnych i istotnych, jednak czyta się ją jak lekką komediową powiastkę. Są to pozory, w miarę czytania książka staje się coraz bardziej niepokojąca (nie tracą wcale na swej lekkości i nadal będąc okraszoną dowcipem) i przytłaczająca. Główna bohaterka - poznajemy całe jej życie, poczynając od wieku dziecięcego, aż do "dnia dzisiejszego", czyli lat 30-40 - swoje życie wiedzie jakby odbijając się od ścian, jak pijana tancerka, szukająca dłoni na której będzie mogła się wesprzeć. Są to próby z jednej strony komiczne, z drugiej zaś rozpaczliwe i rozdzierające serce; podszyte strachem i niepewnością, podejmowane we wrogim otoczeniu, gdzie każdy ma dwie twarze i stanowi potencjalne zagrożenie.
Książka jest bardzo wymowna. Napisana dobrze, choć jak na Margaret Atwood - bez zachwytu. Dla mnie jednak jest to książka ważna, a do tego w ciekawy, nieoczywisty sposób operująca groteską. Jest też moim zdaniem książką ponadczasową i w pewien sposób wizjonerską. Nie poleciłabym tej książki komuś, kto z Margaret Atwood nie miał jeszcze do czynienia; fani autorki myślę, że nie będą zawiedzeni; jednak nowicjuszom proponuję sięgnąć po jakąkolwiek późniejszą książkę Atwood. Samą autorkę za to polecam gorąco!
Ocena: 7/10
niedziela, 19 maja 2013
Ellen Brett Block - Grób córki Boga
Kiedy zaczynałam czytać byłam pewna, że przede mną leży kryminał. Nie pamiętam już historii tego jak książka trafiła na moją półkę, ale po przeczytaniu opisu z tyłu książki trudno jest mieć wątpliwości - już tam wspominane są śmierci, zagadki.. Nie mówiąc już o tym, że wielką słabością tego opisu jest fakt, że zdradza nam po części zakończenie.
"Grób córki Boga" to powieść obyczajowa, napisana z perspektywy 12-letniej dziewczynki, z kryminałem ma niewiele wspólnego. Jest to poruszająca, wręcz wstrząsająca swą prostotą historia dwójki dzieci wychowywanych bez miłości, zabiegających o choćby okruch uwagi ze strony dorosłego. Książka dociera naprawdę głęboko, pokazuje ogromną wrażliwość dziecięcą, która w każdej minucie jest bombardowana z każdej strony: obojętnością, krzykiem, strachem.. i która jest niszczona również przez same dzieci, tylko po to by osiągnąć cel, by otrzymać wymarzoną nagrodę: miłe słowo, przytulenie, choćby spojrzenie - odrobinę zainteresowania.
"Grób córki Boga" to powieść obyczajowa, napisana z perspektywy 12-letniej dziewczynki, z kryminałem ma niewiele wspólnego. Jest to poruszająca, wręcz wstrząsająca swą prostotą historia dwójki dzieci wychowywanych bez miłości, zabiegających o choćby okruch uwagi ze strony dorosłego. Książka dociera naprawdę głęboko, pokazuje ogromną wrażliwość dziecięcą, która w każdej minucie jest bombardowana z każdej strony: obojętnością, krzykiem, strachem.. i która jest niszczona również przez same dzieci, tylko po to by osiągnąć cel, by otrzymać wymarzoną nagrodę: miłe słowo, przytulenie, choćby spojrzenie - odrobinę zainteresowania.
czwartek, 16 maja 2013
Jeffery Deaver - Dar języków
"Dar języków", to pierwsza książka Jeffery'ego Deaver'a, którą miałam przyjemność przeczytać. Nie zapałałam do autora nagłą i ogromną miłością, ale z pewnością zostałam zachęcona do sięgnięcia po kolejne pozycje. Jak dla mnie "Dar języków", to klasyczny thriller, konwencjonalny, ale trzymający w napięciu i po prostu dobry.
Ta książka jest dowodem na to, że nie trzeba stawać na rzęsach tylko po to by stworzyć coś zaskakującego i wyjątkowego. Jest dowodem na to, że konwencja, w tym wypadku thriller może być inspiracją i nie należy wyrzekać się i zapominać o własnych poprzednikach i ich zasługach. Thriller w starym stylu, mroczny, wierny konwencji i wiarygodny.
Można by pewnie powiedzieć, że przewidywalny, ale myślę, że chodzi o coś innego. Autor nie próbuje za wszelką cenę zwieść czytelnika, po prostu powoli wykłada swoje karty i rzuca światło na historię. Na pewno efektem nie jest nuda, choć książkę rozgryźć można było mniej więcej już w połowie. Czytałam z dużą ciekawością, oszczędzono mi podczas lektury rozczarowań, właściwie na książkę w takim klimacie liczyłam. Nie jest to arcydzieło, ale solidny, porządny thriller, o jaki ostatnimi czasy coraz trudniej.
Ta książka jest dowodem na to, że nie trzeba stawać na rzęsach tylko po to by stworzyć coś zaskakującego i wyjątkowego. Jest dowodem na to, że konwencja, w tym wypadku thriller może być inspiracją i nie należy wyrzekać się i zapominać o własnych poprzednikach i ich zasługach. Thriller w starym stylu, mroczny, wierny konwencji i wiarygodny.
Można by pewnie powiedzieć, że przewidywalny, ale myślę, że chodzi o coś innego. Autor nie próbuje za wszelką cenę zwieść czytelnika, po prostu powoli wykłada swoje karty i rzuca światło na historię. Na pewno efektem nie jest nuda, choć książkę rozgryźć można było mniej więcej już w połowie. Czytałam z dużą ciekawością, oszczędzono mi podczas lektury rozczarowań, właściwie na książkę w takim klimacie liczyłam. Nie jest to arcydzieło, ale solidny, porządny thriller, o jaki ostatnimi czasy coraz trudniej.
piątek, 10 maja 2013
Eoin Colfer - O mały włos
Tym razem nieco mniej moim zdaniem udany powrót do świata idoli z dzieciństwa. Eoin Colfer, czyli twórca Artemisa Fowla, którego przygody fascynowały mnie gdy miałam lat mniej więcej 10. Powieść dla dorosłych nie porwała. Kompletnie. Być może nie mój gatunek, na pewno nie moja stylistyka. To co sprawdza się na ekranie telewizora, w książce drażni zamiast bawić, a do tego szybko nudzi, a więc można powiedzieć, że im dalej tym gorzej. Do połowy książkę czytało się dość przyjemnie, później męczyła coraz bardziej, ostatnie 30 stron było męczarnią po prostu ogromną.
Nie chodzi o to, że książka jest kiepska, czy niespójna. Książka jest komedią pomyłek, pełna jest absurdu i żartów wszelkiego rodzaju. Na jej podstawie można by nakręcić komedię sensacyjną na poziomie, ale co innego niezobowiązująco pogapić się na ekran, a co innego spędzić na uważnej lekturze kilka godzin. Ciągłe zmiany akcji, brak jakiejkolwiek logiki, wszystko jest kompletnie nieprzewidywalne. Także lektura musi być uważna, żeby kompletnie się nie pogubić. Ale ile można czytać o bezsensownych strzelaninach, dziwnych wspomnieniach głównego bohatera, zwariowanych sąsiadkach, i wyimaginowanych przyjaciołach?! I nie mieć dość.
niedziela, 5 maja 2013
J. K. Rowling - Trafny Wybór
Książka na półce czekała od momentu premiery. Bardzo nachalna kampania reklamowa nieco mnie odpychała od tej pozycji, ale w końcu szum zniknął i można było zacząć spokojnie czytać. Oczekiwania oczywiście miałam ogromne i tak samo duże były moje obawy. Bardzo chciałam by książka okazała się dobra, byłoby mi autentycznie przykro gdyby autorka Harrego Pottera napisała coś kiepskiego. Na szczęście nie napisała. Nie jest to pozycja genialna, ale na pewno warta uwagi. Wciągająca, dobrze napisana, przyjemna lektura.
Podpisuję się pod opinią, którą można znaleźć na okładce książki, która mówi o tym, że J. K. Rowling ma talent do opowiadania historii. Dokładnie takie są moje odczucia. Bo właśnie tym jest "Trafny Wybór" - dobrze opowiedzianą historią. Dopracowaną w każdym szczególe, zaskakująco logiczną i zawierającą wiele spojrzeń na te same wydarzenia. Opowiadana jest z perspektywy kilku osób, dzięki czemu jest kompletna, nie ma w niej niedomówień, a jednocześnie nabiera głębi i nie jest czarno-biała.
Podpisuję się pod opinią, którą można znaleźć na okładce książki, która mówi o tym, że J. K. Rowling ma talent do opowiadania historii. Dokładnie takie są moje odczucia. Bo właśnie tym jest "Trafny Wybór" - dobrze opowiedzianą historią. Dopracowaną w każdym szczególe, zaskakująco logiczną i zawierającą wiele spojrzeń na te same wydarzenia. Opowiadana jest z perspektywy kilku osób, dzięki czemu jest kompletna, nie ma w niej niedomówień, a jednocześnie nabiera głębi i nie jest czarno-biała.
Subskrybuj:
Posty (Atom)